Kilka myśli na jesień.
Kilka myśli na jesień.
Przyznaję, lato to nie jest najlepszy czas na pisanie. Wybija z rytmu, pląsa, regularność ma za nic. Żąda, żeby cieszyć się życiem, być bezwarunkowo mądrym i wspaniałym, ba, nawet pięknym i zachwyconym sobą i nie narzekać, czemu poddaję się, przyznaję, z pełnym oddaniem. Latem nie ma niepewnej przyszłości, w ogóle nie ma przyszłości, są poranki, dzikość serca i żaden system przez chwilę nie istnieje.
Nie wiem, jak u innych, ale pierwszy tydzień września jest dla mnie jak początek roku. Nie mam co prawda w związku z tym żadnych spektakularnych postanowień, poza tym, że tym razem wszystkie szkolne powiadomienia zgromadzę w jednym miejscu, ale jednak trzeba się jakoś na nowo ogarnąć i nabrać trochę porządku i ogłady.
Po letnim czasie sporadycznego korzystania z karty płatniczej zapomniałam pinu. Po prostu. Lekko zażenowana przy kasie wymruczałam nie wiem, matko, nie pamiętam. Dziękuję przytomnej pani w Empiku, która rozbiła mi rachunek na dwa mniejsze, udało się zbliżeniowo, bez. Pamięć przyszła we wrześniu, w spożywczym. Chleb, chleb, głód czyni cuda.
O poranku zakładam już gruby sweter, wychodzę z psem, wilgoć trawy wsuwa się w buty. Jeszcze przez chwilę pora ciepłolubnych, jeszcze można pogonić za słońcem między chmurami.
Trzy dni temu świat nie stawał się starszy, ani trochę przecież, ja też nie, w tej chwili nad rzeką pełną pisku dzieci, mokrej skóry i lodowatych, przytulających się policzków. Trzy dni później widzę nieznoszącą sprzeciwu konsekwencję czasu. Nic nie jest trwałe. Nic nie jest bez ruchu. Buty są za małe. Moje już też. Nie zaglądaj do przodu, nic nie zobaczysz. Nie oglądaj się do tyłu. Tam też tylko ślady dawnych kształtów.
Tu i teraz. Dyscyplina tych zwykłych słów zawsze mnie zaskakująco ratuje, kiedy za bardzo przestraszę się wizji przyszłości, którą snujemy z A. i która jest niepewna i związana z dużymi zmianami. Wracanie do życia, w którym trzeba zrobić śniadanie, mimo deszczu wyprowadzić psa, potem umyć podłogę, poskładać pranie, przywraca poczucie sprawczości, oddala lęki. Przynosi znowu poczucie zaufania, co ma być, zdarzy się tak czy tak.
Go with the flow, go with the flow, powtarzam.
Tu i teraz. Ważne jeszcze w innym kontekście. Przytomności umysłu. Wczoraj s p a l i ł a m makaron. Wrzuciłam go do wody i poszłam pisać. Uh.
Wrzesień. Jeszcze lato przecież. Choć już wycofane i syte. Od kilku dni łagodnieje światło. Wszystko robi się bardziej miękkie, zaspane. Z okna sypialni mam widok na drzewa, nagle migoczące, żółte w środku od liści, wydaje się, że zmieniły kolor w ciągu nocy.
Jest w porządku być zmęczonym dorosłym, jest w porządku wątpić, jest w porządku przez chwilę nie chcieć wyjść z domu, siedzieć we własnej kieszeni, schowanym. Ale nie jest w porządku utknąć w tym i zrobić z tego n a w y k. Tak się nie robi własnemu życiu. Tak się nie robi sobie.
•••
Historie.
Ponoć świat istnieje dzięki historiom. Naszym.
Jaka jest twoja? Co opowiadasz? Jakim jesteś bohaterem?
Szukam odpowiedzi. Również dla siebie.
Znasz swoją?
•••
Jeśli czujesz, że wszystko cię przerasta, idź coś zrób. Podlej kwiaty, posprzątaj w szafie. Napisz wiersz. Przeczytaj książkę. Pozbieraj plastik na ulicy. Działa. Uwierz mi.
Przysięgam na zen.
Co do książek, jedna z najlepszych ostatnio i lepszych, jakie w ogóle kiedykolwiek czytałam, to „Przyjaciel” Sigrid Nunez. Poruszająca, do szpiku kości. Piękna. W słowie, erudycji. W tym, co zostawia. Mam ebooka, a chciałabym mieć na papierze. Przytulić okładkę. Pogładzić. Powrócić do treści za jakiś czas.
Po takiej lekturze nieśmiało wierzę, że wrażliwość ludzkiego świata może jeszcze uratować literatura.
W deszczowe popołudnie nagle czytam: someone much smarter than me once said: don’t go with the flow, you are the flow…
Nie płyniesz z życiem…
Ty jesteś przepływem…
A więc historie? Mamy swoje, opowiadamy je?
Mamy s p r a w c z o ś ć.
…mam nadzieję…
Uściski. Pięknej jesieni, moje piękne Dusze.
xoxo.