Sezon na życie.
Sezon na życie.
W ostatni tydzień sierpnia, o poranku, zaskoczona zakładam gruby sweter. Dyskretny, cichy, ale jednak już chłód owija mi się wokół kostek. Pierwszy raz w tym sezonie.
Kurczę się na chwilę, chowam głowę w ramionach, jak to u ciepłolubnych, im mniej słońca, tym ich samych mniej. Sprawdzam potem w domu prognozy, avra kehdabra*, zaklinam czule lato. Jeszcze chwilę, jeszcze cię potrzebuję, zostań.
Bo latem niewiele trzeba. Żadnych butów, gdzie tylko można boso, podlać kwiaty, napełnić miskę psu.
I wolno wszystko.
Mieć dzikie serce i wierzyć, że będzie się długo żyć. Niczego się nie bać. Pozwalać zmęczonym dzieciom zasypiać w pościeli, choć stopy całe czarne i twarze czerwono – malinowe. Zostawiać znużenie za sobą i zanurzać się po szyję w wodzie. Czekać w niej, aż zamigocze niebo. Wytrzepywać rano piasek z kieszeni i zakamarków toreb. Myć twarz zimną wodą i wystawiać potem mocno w słońce. Mrużyć oczy, do łez. Z zachwytu.
Avra kehdabra, niech czas się zatrzyma.
Lato, jak Kojot – Trickster, zagląda prosto w serce i szepcze, żeby przestać się martwić, nie od tego tu jesteśmy, nie o tej porze. I jeszcze podpowiada, że ten sezon jest od tego, żeby stwarzać siebie codziennie na nowo. Jak dziecko. Bez warunków, bez wątpliwości. Bez zadawania pytań.
Jezioro, morze, w każde wejście w wodę rodzisz się na nowo, jak o żadnej innej porze roku.
Sezon najprostszych rzeczy.
Ciepła skóra i cień drzewa.
Chłopiec, który uczy się łowić ryby.
Czułość.
Jabłko ugryzione dwa razy, zostawione na później.
Kawa z widokiem na wodę.
Piski o zmierzchu i dziewczynka, która zasypia z psem ważącym tyle, co ona sama.
Mokre kartki książki zapomnianej na plaży.
Nocne historie.
Wino dojrzałe jak świadomość ulotności każdej sekundy.
Nuda i nagłe oszustwa w grze w karty.
Potem śmiech.
Chwila zatrzymania w kosmosie w czekaniu na perseidy.
Puścić wszystko wolno. (Od)puścić. Od tego jest ten sezon. Żeby napychać do kieszeni drobniutkie sensy widoczne zaledwie na wyciągnięcie ręki. Zostawić daleko doniosłość pytania o przyszłość. Niepewną jak nigdy.
Letni, zmierzwiony Kojot – Trickster, przechera, szepcze nic nie rób, zaufaj, bądź, do diabła.
Słucham go. Przyjmuję. Nie ulepszam. Nie walczę. Oddycham.
Wszystko będzie dobrze.
Jesień przyniesie, co ma przynieść. Zima też. Ale teraz jest sezon na trwanie. Na życie. Jeszcze trochę.
Wypycham nim kieszenie, chowam potem delikatnie do szafy. Na później. Na chłód. Na zachmurzone niebo.
Ale dzisiaj, jeszcze przez chwilę, zanurzam się i uczę się najmocniej być.
Wszystko będzie dobrze.
Avra khedabra.
Uściski.
xoxo
*avra khedabra, nasze abrakadabra, pochodzi z języka aramejskiego i oznacza „stwarzam to, co wypowiadam”:)