Rozwój Życie w zachwycie.

Z dziecięcą odwagą.

10 października 2018

Z dziecięcą odwagą.

Ostatni raz tak ciepły październik był wtedy, kiedy młodsza B. miała dwa lata. Teraz też drzewa rozbierają się czule z liści przy każdym poruszeniu wiatru, a ja ciągle jeszcze siedzę na tarasie. Zachłannie wystawiam twarz do słońca, czepiam się chmur i chyba uśmiecham.

Dziś też, jak siedem lat temu, spacerujemy z młodszą B., dziarsko i z przytupem, w koszulkach z krótkim rękawem, tylko zamiast wózka trzymam jej dłoń, z resztkami srebrnych gwiazdek na paznokciach i ogarniam z czoła niesforne, jasne kosmyki.

Ma białe buty z brokatową podeszwą. Słucham jej potoku słów i jak z ekscytacją opowiada, kto w szkole ją wkurzył i że matematyka jest okropnie nudna. Wolałaby śpiewać i tworzyć coś w swoim pokoju. Palce ma potem kolorowe, całe w resztkach farby.

Patrzę na jej twarz i widzę odwagę, którą codziennie daje światu w zamian dostając absolutną wiarę w siebie i swoje dziecięce piękno. Ściskam ją mocniej za rękę ufając, że nigdy, nigdy tej wiary nie straci. 

Odwaga. Ta do wiary w siebie jest chyba najtrudniejsza. Do lojalności wobec własnych smutków i jasnych stron. Do stawania przed lustrem i mówienia, że jest się w porządku i wszystko się ułoży. Do wspierania marzeń i absolutnej wiary w nie. Nawet gdybyśmy byli jedynymi na świecie, którzy tę wiarę wyznają.

Do stania za sobą murem nawet, jeśli nic się nie udaje.

Do wiary, że nawet jeśli jest bardzo źle, to wszystko tutaj ma sens. 

Dla dzieci świat na nowo zaczyna się codziennie rano. Końce świata i zdradzone przyjaźnie rozmywają się w snach. Rano są tylko niepamięcią. Dzieci nie niosą ze sobą plecaków urazy i stosu zardzewiałych słów. Do zachwytu nad światem na huśtawce potrzeba lekkości.

Tych początków świata każdego dnia nagle uczę się od nich, od niej i starszego B.

Kiedy budzę ich rano w pokojach zastaję tylko ufność i życzenie ciepłej herbaty, bo to jest takie miłe i potem jest tak dobrze.

Po miesiącach skrajności, po tygodniach czarnych dziur i nagle potem siedzenia na chmurze, początkiem października, w kompletnej ciszy, piję ciepłą wodę z cytryną i w porannej lekturze zatrzymuję się zaskoczona nad zdaniem:

wszechświat ci sprzyja. 

To wiara dzieci wybiegających rano w świat. To ich entuzjazm i bezkompromisowość marzeń.

To ufność, że jesteśmy sami w sobie wartością. Że można codziennie zacząć od nowa. Że wystarczy się odważyć. Że nie ma zbyt dużych marzeń. Że sami siebie ograniczamy.

Wszechświat nam sprzyja. 

Zapisuję to zdanie na drugi dzień, wielokrotnie, na moich porannych stronach.*

I dzień później, nagle, nie wiedząc czemu, zaglądam ponownie do lektury wielkiego Hilmanna**, ucznia Junga, który pisze: „istniejemy tu i teraz jako jedyne w swoim rodzaju, niepowtarzalne osoby, (…) są rzeczy, którymi musimy się zająć poza rutyną dnia codziennego, i że to właśnie one nadają jej sens i znaczenie; przeczucia, że świat w jakiś sposób chce, żebyśmy tu byli, że jesteśmy odpowiedzialni przed naszym wrodzonym obrazem, jaki w sobie nosimy, wizją, której wypełnienie stanowi nasza osobista biografia.”

Patrzę w lustro i zastanawiam się, czy przychodzi nam kiedykolwiek do głowy bycie wdzięcznym za swoją wyjątkowość, za sam fakt bycia czującą częścią kosmosu?… 

Młodsza B. wie, że to nie matematyka, to radość tworzenia, sztuka, jakkolwiek definiowana, uszczęśliwia jej palce. A Hilmann tyle pisze o dzieciach, on wie, że tam jest pewność i oczywistość naszej wyjątkowości.

***

Wszechświat nam sprzyja. 

Mimo złych snów nie ma się czego bać. Potrzeba tylko odrobinę odwagi, a wychodząc w świat trzeba tylko pamiętać o odgarnianiu  kosmyków z czoła. 

I nie zabierać ze sobą złych myśli w nowy dzień. Jak młodsza B. Z dziecięcą odwagą i ufnością w sprzyjający kosmos.

***

Nagle mam na kartce zapisane marzenia. I wszystkie są do spełnienia. Wszystko do tego mam w sobie.

Zapisuję w zeszycie: jestem odważna i cały wszechświat mi sprzyja.

Jestem jak moje dzieci. Szczęśliwa. Ufna.

***

Ściskam serdecznie.

xoxo

*czytam Julię Cameron i od 12 września piszę co rano swoje trzy strony tzw. strumieniem świadomości.

**James Hilmann, Kod duszy. Niezwykła, niezwykła lektura, która potwierdziła mi tak wiele, z moich nieśmiałych, nocnych myśli…

 

 

 

. 

TAGS

18 października 2018

POWIĄZANE WPISY
Aga Krzyżanowska
Wiedeń/ Świdnica

Literatka, fotografka, nefelibata. Opowiadam historie o codzienności, w której w soboty jest zen, a we wtorki końce świata (albo na odwrót i w zupełnie inne dni). Czasami piszę książki, zawsze mam w torbie aparat, na ogół polegam w kuchni. Codziennie bujam w obłokach. Stamtąd wszystko lepiej widać.

Facebook