Relacje małe i duże Rozwój

Najdłuższa podróż świata.

31 maja 2018

Najdłuższa podróż świata.

Wiele lat temu spakowałam mały plecak i wyruszyłam w dorosłość. Zdążyłam kilka razy się przeprowadzić, nie mieć nic, potem trochę więcej. Zdążyłam pogubić sensy, boleśnie, do utraty nadziei, potem je na nowo odnaleźć. Skończyłam studia i różne kursy, chciałam być bardzo kimś innym, a potem nagle polubiłam zaglądać do szpiku swoich kości, żeby się dowiedzieć, kim jestem.

Nie wiem od tak bardzo dawna, jak to jest obchodzić dzień matki i ojca, bo od bardzo długiego czasu nie mam tych dwóch numerów telefonu, choć jestem wdzięczna, że i tak mogłam je mieć tyle czasu. Niektórzy nie dostają ich nigdy albo zabierane są im dużo wcześniej.

Trzy tygodnie temu ktoś otworzył moją książkę, którą schowałam głęboko, za innymi, na swoim regale, niedoczytaną do końca. Po wielu latach milczenia dostałam wiadomość, że ciągle mam ojca. Że od lat mieszka blisko mojego rodzinnego miasta.

Moja niedoczytana książka to historia dziewczyny, która dużo czytała i pisała wiersze siedząc w kucki na kanapie. To historia wstydu za dorosłego, który oszukiwał ją i innych i zawsze milczał nie odpowiadając na pytanie: dlaczego? Pięknie malował i rzeźbił w gipsie i drewnie. Mówił mądre rzeczy. Dużo się śmiał. A potem odszedł bez słowa i nigdy się nie odezwał.

Wtedy, kiedy ważyła tyle co puch, siedząc w małym pokoju z jednym oknem, w środku dużego miasta. Kiedy nic nie miało znaczenia.

Wtedy, kiedy jednak zdecydowała, że przecież ma dwadzieścia kilka lat i mocne płuca i że w słowach spisywanych na kartkach nagle tworzą się zalążki sensów. Kiedy przyszły na świat jej dzieci. Kiedy budziła się w nocy zachłyśnięta snem o mieszkaniu, do którego nie prowadzą żadne schody.

Wtedy wreszcie, kiedy zaczęła się znowu śmiać i nie zaglądać w przeszłość.

***

Dwa tygodnie temu stałam w pewnym mieście, na szpitalnym korytarzu, krucha i przerażona jak dziecko, do granic wytrzymałości mojego serca, nieruchoma ze strachu, tak bardzo, niewyobrażalnie bojąc się go zobaczyć. W każdej komórce mojego ciała poczułam nagle wspomnienia innego szpitala, tego, w którym bywałam, zanim zniknął. Tego, w którym kiedyś odwiedzałam moją matkę. Ten sam duszący zapach miejsca, z którego się nigdy nie wychodzi. Którego nie można zapomnieć do końca życia.

Usłyszałam wyszeptane nadludzką siłą wątłego ciała, że jestem piękna.

Pierwszy raz w życiu.

Potem, żeby wybaczyć.

Powiedziałam, że dobrze go widzieć, choć nie wiem, czy to mówiłam ja, czy tamta dziewczyna, chyba nawet dziecko, sprzed wielu lat.

Kilka dni później, w tym samym mieście,  galopował mi po plecach chłód poranka.  W miejscu pożegnań i wiecznej ciszy, w którym potem odwiedza się wspomnienia zapalając świeczki.

***

Brenè Brown napisała w jednej ze swoich książek, że jej mąż zadał jej kiedyś pytanie, które poruszyło ja do głębi.

A gdyby założyć, że ludzie starają się jak mogą? Że ze wszystkich sił to, co robią, chcą robić dobrze, najlepiej jak umieją?

Może to przyniesie mi ulgę? Wierzyć z całych sił, że był jakiś powód i że nie muszę, za wszelką cenę, próbować rozumieć, ponieważ to akt wymagający ode mnie nadludzkiej pracy umysłu. Może już nie będę zadawać sobie pytań i kulić się spacerując po ulicach mojego miasta?

Panta rhei, pisał Heraklit. Wszystko jest tymczasowe, nic nie jest stałe, uczy zen. Może znajdę w tym spokój? Nauczę się go?

Może naprawdę nie wszystko da się zrozumieć i trzeba pozwolić pewnym rzeczom odejść, milcząc?

***

Zamknęłam swoją książkę. Doczytałam do końca.

Przez ostatnie trzy tygodnie odbyłam najdłuższą podróż świata. Uniosłam wszystkie możliwe wspomnienia w miejscach, w których już kiedyś byłam. Odwiedziłam nowe, które złamały mi serce.

Zszywam je teraz wieczorami wkładając w nie tylko to, co było kiedyś dobre. Niech tylko to w nim zostanie. Wszystko inne jest  niepotrzebne.

I choć ciągle uważam, że najgorsze, co można zrobić, to odejść z czyjegoś życia w pół słowa, będę próbować wierzyć, z całych sił, że nawet w tej mojej książce pewien człowiek, który tak pięknie malował, naprawdę starał się jak mógł.

***

Pozdrawiam ciepło, nagle tak letnio.

TAGS
POWIĄZANE WPISY
Aga Krzyżanowska
Wiedeń/ Świdnica

Literatka, fotografka, nefelibata. Opowiadam historie o codzienności, w której w soboty jest zen, a we wtorki końce świata (albo na odwrót i w zupełnie inne dni). Czasami piszę książki, zawsze mam w torbie aparat, na ogół polegam w kuchni. Codziennie bujam w obłokach. Stamtąd wszystko lepiej widać.

Facebook