Rozwój Życie w zachwycie.

Dlaczego czasem warto zwolnić?

6 września 2016

Dlaczego czasem warto zwolnić?

Pamiętacie wrześnie swojego dzieciństwa? To był fajny czas. Niby skucha, że koniec wakacji i trzeba wcześnie wstawać, a z drugiej strony ekscytacja zobaczyć dawno niewidzianych kumpli i kumpelki. Zaskoczyć się, kto nagle ile urósł przez lato, kto wypiękniał, a komu zmienił się głos i nos. Nawet do dzisiaj mam gdzieś w kieszeni pamięci zapach września z tamtych czasów. Ciepło, ale już nie tak agresywnie, chłód poranków i melancholia pierwszego swetra jesienią.

Właśnie wysłałam moje młodsze dziecko do szkoły. Starsze zaczęło trzecią klasę. I znowu się posmarkałam, im jestem starsza, tym gorzej. Ze smarkaniem. Z ilością smarkania.

Patrzę na jej przejęcie, bo synek w wieku lat 9 to już lekko zmanierowany, patrzę, jak niespiesznie pakuje rzeczy do plecaka i szykuje wieczorem ubranie na następny dzień i myślę, jakie to piękne mieć tyle zachwytu na światem.

Pomyślałam sobie o własnym dzieciństwie. Jaka to była magia. I że jak jest się małym, to czas ma inne tempo. Dwa miesiące wakacji mają wymiar Odysei, takie są długie. Letnie dni trwają 30 godzin. A czekanie na własne urodziny wydaje się wiecznością.

A jak my, dorośli, mamy urlop, to sru i nagle już znowu siedzę w pracy i jest mi gorzej, niż przed urlopem. A urodziny to wydają się być prawie co miesiąc.

Kto ma dzieci wie, ile czasu zajmuje im ubranie się przed pójściem do przedszkola i wczesnej szkoły. Wieczność. I nie dlatego, że są złośliwe i codziennie chcą, żebyśmy się spóźnili do pracy.

Zajmuje im to tyle, bo dzieciństwo to jazda mini gokartem z napędem na własne nogi i ekscytacją każdym widokiem i muszką.

A my, dorośli, zamieniamy sobie czas i życie w bolid Formuły 1. Siedzimy w środku i jazda, ile fabryka dała. Taki desperacki wyścig do statusu, luksusu, lepszego siebie, nowego luksusu, nowego statusu.

Jesteśmy na miejscu tylko trochę, a z reguły już gdzie indziej.

W poniedziałek rano już przy środzie, w maju na wakacjach, a teraz we wrześniu to trzeba już pomyśleć o prezentach na Święta w grudniu.

Układamy sobie plan na życie, wyznaczamy cele i koncentracja na mecie staje się ważniejsza. To, co pomiędzy staje się przezroczyste i i bez kształtu. Mijamy ludzi, mijamy dni, mijamy siebie. Często i w pędzie tej przeciętnej codzienności.

Nagle zauważamy, że dziecko jest o pół głowy wyższe. Nagle zauważamy, że nam rodzic posiwiał. Nagle? Przez noc?

Życie jest procesem, który się odbywa. Bez przerwy, nie skokami.

Wiem, że celowość jest nam potrzebna. Wyznacza nam sensy. Ale tak sobie myślę, że celowość może też być mniejsza. Albo nawet mini – malutka.

Nie zawsze spektakularna w postaci wielkiej nowej pracy, domu albo podróży dookoła świata.

Może być celowość dnia. Skupienia się na wtorku. Że fajnie, że już nie pada. Że udało mi się dzisiaj zrobić to i to, jakieś drobne rzeczy, że dzieciaki zdrowe. Że zawsze jest do kogo zadzwonić, bo są przyjaciele.

Dlatego dzieciom czas płynie inaczej. Są skoncentrowane na tym, co je aktualnie otacza w świecie, który jest otwartą przestrzenią.

Nasza dorosła Formuła 1 dostarcza nam dużo adrenaliny i dużo strachu, stąd inne postrzeganie czasowości. Boimy się też, że mamy czasu za mało. Tymczasem zawsze mamy go tyle samo. Tyle, ile ma być. Ile nam ktoś tam albo coś tam dało.

Świat mamy też ograniczony do miejsc, w których czujemy się bezpiecznie. Stąd mechaniczność poniedziałków i porannej kawy. Skupiacie się na tym, jak smakuje?

Czasem warto zwolnić. Nie mieć planów. Odpuścić. Pozwolić dniu popłynąć.

Przesiąść się na rower i pedałować we własnym tempie. Jak chcesz szybko, to jedziesz szybko. Jak się zmęczysz, zwalniasz albo schodzisz z roweru i oglądasz widoki. I muszki.

Ja tu na moim blogu sporo o czasie nawijam, bo mi dziewięć lat życia przez pewną smutną chorobę uciekło. I przez to trochę priorytety pozmieniały.

Otóż bardzo chcę się teraz swoim życiem nacieszyć, a to się udaje tylko, jak zwalniam.

Choć na chwilę.

Odpowiadając zatem na pytanie, dlaczego warto czasem zwolnić?

Bo jest tak bardzo wiele rzeczy do zachwycenia.

Chłód powietrza rano, równy oddech dziecka, miękkość koca wieczorem, cisza, wschód słońca, muzyka, migdały, zapach curry, zdjęcia, czytanie, kino, chłód kamiennej podłogi w upalny dzień, marzenia, mruczenie kota, cisza, śmiech i milion innych drobnych, wspaniałych atomów.

A to się tylko daje zauważyć, jak zmniejszysz tempo.

A jakie są Twoje wspaniałe atomy?

Pozdrawiam wrześniowo.

TAGS
POWIĄZANE WPISY
Aga Krzyżanowska
Wiedeń/ Świdnica

Literatka, fotografka, nefelibata. Opowiadam historie o codzienności, w której w soboty jest zen, a we wtorki końce świata (albo na odwrót i w zupełnie inne dni). Czasami piszę książki, zawsze mam w torbie aparat, na ogół polegam w kuchni. Codziennie bujam w obłokach. Stamtąd wszystko lepiej widać.

Facebook