Rozwój

Co powiedziałabyś młodszej wersji siebie?

18 kwietnia 2016

Co powiedziałabyś młodszej wersji siebie?

Zastanawiacie się czasem, co zrobiłybyście inaczej, gdybyście mogły cofnąć czas? Albo gdybyście wtedy, kiedy nie musiałyście jeszcze spać na wznak (celem ochrony wiotkiej skóry dekoltu, jak usłyszałam w telewizji śniadaniowej) miały taki pakiet doświadczeń, jak ten, który macie teraz? 

Ja ostatnio tak. Kiedyś wzruszyłabym ramionami, wychodząc z założenia, że nie ma sensu gdybanie, albo otwieranie dawno zamkniętych drzwi. Ale przecież nie o to w tym chwilowym powrocie do swojej  młodszej wersji chodzi.

To świetna okazja, żeby spojrzeć na siebie z innej perspektywy i odkryć, często po raz pierwszy, jak wiele się nauczyliśmy. Jak zmieniliśmy i ile udało nam się osiągnąć.

Bo ile z nas siada od czasu do czasu na kanapie, żeby się z czułością poklepać po ramieniu? Powiedzieć: Kochana, naprawdę jesteś świetna. Jesteś mądrą, wspaniałą kobietą. No właśnie.

A ponieważ w życiu nie ma przypadków, wróciła do mnie ta kwestia, kiedy niedawno obejrzałam wywiad z Garance Doré, której dziennikarka zadała to samo pytanie. Co byś powiedziała sobie młodszej?

Nie bój się, odpowiedziała Doré.

Cholera, mądre to.

A co powiedziałabym sobie?

Pochodzę z domu, w którym komunikacja w relacjach, mówiąc eufemistycznie, lekko kulała. Nie bardzo było istotne, co mam do powiedzenia i jakie mam potrzeby. A jak miałam, to byłam najmocniej skoncentrowana na tym, żeby nikogo tym nie urazić. Dobrze się uczyłam, dużo czytałam, niewiele mówiłam. Dziecko ideał dla zapracowanych rodziców.

1. Młodszej wersji siebie powiedziałabym, że dobra komunikacja to bardzo ważna sprawa.

Jeśli nie potrafisz mówić o sobie i jasno artykułować swoich potrzeb, w bardzo krótkim czasie możesz stać się nieszczęśliwa kobietą. W lżejszej wersji mocno sfrustrowaną.

My kobiety często wychodzimy z założenia, że ponieważ zawsze odczytujemy potrzeby naszych bliskich, inni również odczytują nasze. Otóż nie. Nikt się nie domyśli, że coś ci się nie podoba, że potrzebujesz wsparcia, albo jest ci źle.

Mów głośno, czego chcesz. Mów głośno, jeśli czegoś nie akceptujesz. To twoje życie, twoja historia.

Nie zdobędziesz szacunku, a już najmniej od siebie samej, jeśli będziesz niewidzialna. Niewidzialne nie są szczęśliwe.

Teraz moim dzieciom jak mantrę powtarzam: komunikacja, bąbelki. Jeśli coś ci jest i siedzisz z fochem, nie pomogę Ci, dopóki tego nie nazwiesz. Mów o swoich uczuciach. 

2. Młodszej wersji siebie powiedziałabym, że słowo nie to bardzo ważny wyraz. 

Że można i należy go używać. Lata całe przełykałam ślinę i robiłam rzeczy, na które nie miałam najmniejszej ochoty. Znowu w imię fałszywie rozumianej filozofii bycia frajerką-grzeczną-panienką.

Słowo nie wyznacza granicę twojej autonomii. Asertywność ma bardzo wiele wspólnego z uczciwością. Zgadzając się na wszystko, oszukujesz siebie samą.

Mówienie nie to oznaka zdrowych relacji ze sobą i z otoczeniem. I nie ma potrzeby, żeby się z nie tłumaczyć. Bo mówienie nie to twoje suwerenne prawo.

3. Powiedziałabym też młodszej wersji siebie, że trzeba słuchać swojego brzucha i serca, czyli intuicji. 

Warto za nią podążać. Chociaż to wymaga odwagi.

Uczyłam się i skończyłam kilka rzeczy, na które tak naprawdę w ogóle nie miałam ochoty. Straciłam kilka lat na nauczenie się zawodu, w którym nigdy nie pracowałam. Mało tego, studiując wiedziałam już, że nigdy nie będę tego robić. Studiowałam to, a nie co innego, bo to było najprostsze.

Nie miałam odwagi robić tego, co naprawdę chciałam. Pójść pod prąd, zaryzykować.

Słuchanie intuicji ma dużo wspólnego wiarą w siebie. Jeśli ty w siebie nie wierzysz, to kto ma wierzyć?

A więc, do przodu! Za brzuchem! Umysł nie zawsze podpowiada najlepsze rozwiązania.

4. Powiedziałabym jeszcze swojej młodszej ja, że życie nie polega na tym, żeby wszyscy cię lubili. 

Po pierwsze, nie da się za nic w świecie. Jeszcze się taka nie urodziła, którą wszyscy kochają. Po drugie, to bardzo komplikuje życie. Cały twój cenny czas upływa na tym, że kombinujesz, jak tu kogoś do siebie nie zrazić. Żeby cię like it. To oszustwo.

Nie potrzebujesz setek znajomych. Otaczaj się ludźmi, od których możesz się czegoś nauczyć i od tych, którzy po prostu mają dobre serce. Jakość, nie ilość.

5. Powiedziałabym sobie jeszcze, że każde doświadczenie, nawet negatywne, to lekcja, która miała się zdarzyć. 

Po to, żebyś była mądrzejsza. Porażka nie jest porażką, jeśli potraktujesz to jako lekcję. Jeśli zrobiłaś błąd, staraj się to naprawić, ale nie biczuj się do końca życia. Wyciągnij wnioski i tyle. To świadectwo odpowiedzialności. Z wyrzutami sumienia można żyć do końca życia i z nimi umrzeć. Z depresją i w psychozie.

6. I wreszcie, mojej młodszej ja powiedziałabym, że wszystko przychodzi w odpowiednim czasie. 

Niecierpliwość nie jest dobrym doradcą. Jeśli naprawdę czegoś chcesz, osiągniesz to. W odpowiednim momencie. Nic na siłę. Lata całe myślałam, że wszystko w moim życiu przychodzi za późno. A teraz już wiem, że przychodzi odpowiednio.

A jeśli w ogóle nie przyszło, to znaczy, że to nie były moje drzwi.

I nie porównuj się z innymi. To nie jest dobry motywator. Nie ma nieodpowiedniego czasu na realizację marzeń. Każdy dzień daje szansę na nowy początek.

Co powiedziałybyście sobie, Dziewczyny?

Pozdrawiam ciepło.

 

Poruszyło, zainteresowało, oburzyło? To poklep mnie proszę wirtualnie po plecach: możesz użyć do tego którejś z ikonek mediów społecznościowych. Albo posłać mój tekst dalej. Albo zostawić swój komentarz. Dyskusje wzbogacają. Czasem zmieniają świat.

 

TAGS
POWIĄZANE WPISY
Aga Krzyżanowska
Wiedeń/ Świdnica

Literatka, fotografka, nefelibata. Opowiadam historie o codzienności, w której w soboty jest zen, a we wtorki końce świata (albo na odwrót i w zupełnie inne dni). Czasami piszę książki, zawsze mam w torbie aparat, na ogół polegam w kuchni. Codziennie bujam w obłokach. Stamtąd wszystko lepiej widać.

Facebook