Życie w zachwycie.

Kilka przemyśleń na wiosnę.

28 marca 2017

Kika przemyśleń na wiosnę.

Dzisiaj, zachwycona temperaturą, mam kilka lekkich przemyśleń na wiosnę.

Świeci słońce, pąki szaleją, kostki w butach odkryte i na obecną, wiosenną chwilę minimalizm kontra ja 0:1.

Bo nie jest łatwo aspirować do powściągliwości zakupowej, jeśli się mieszka w trójkącie bermudzkim. To znaczy najpierw były to dwa niebezpieczne miejsca, teraz mnie załatwili i wybudowali mi dodatkowo TkMaxxa.

Tak więc jestem w środku bomby zakupowej, w samym epicentrum pokus, które wyznacza Ikea, Zara i rzeczony wyżej brytyjski sklep pełen najpiękniejszych rzeczy do domu. Czego potwierdzeniem jest komplet nowych, dwóch cudownie niebieskich misek na sałaty maści wszelkiej, które zakupiłam i zwizualizowałam już na letnim stole. Na tarasie, na białym obrusie. Awrrr, jaki zachwyt.

I tak, tak, zastanawiałam się naprawdę długo, czy to zachcianka, czy potrzeba. To była potrzeba. Potrzeba pięknej rzeczy, tego błękitu latem, kiedy siedzimy razem i paplamy o wszystkim i niczym, ale wszystkie te słowa są bardzo ważne w tej chwili. Dlatego wzięłam jeszcze jedną. Aghhh.

***

Spieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą, mam to zawsze w głowie, kiedy myślę o mojej matce. Nie wiem, czy zdążyłam wystarczajaco.

Ale jest szansa, żeby codziennie kochać bliskich mi ludzi, mocno i namiętnie. Kochajcie swoich. Wiosna temu sprzyja.

Opowiadam o mamie B&B. I o swoim dzieciństwie.  A babcia była taka jak ty? A kiedy poznaliście się z tatą? A ile miałaś przyjaciółek, jak byłaś w szkole? A kim chciałaś być, jak byłaś mała? Opowiadam te same opowieści za każdym razem dostając aplauz mojej dwuosobowej publiki. Tyle im wystarcza do bycia bezwarunkowo szczęśliwym.

Od dzieci można się tak wiele nauczyć, również w kwestii potrzeb. Mają ich niewiele, to od nas uczą się nadmiaru.

Odchodzę potem od ich łóżek i zostaję w niektórych obrazach, myśląc o miejscach, których już nie ma i ludziach, którzy też zniknęli. Usiłuję sobie przypomnieć szczegóły mojego dziecinnego  pokoju, w którym zbladły kolory. Szczegóły kuchni i kolor filiżanek do kawy. Co ja lubiłam, jak miałam dziesięć lat? Muszę się nagłowić.

Układam własne pocztówki z pamięci. 

Brak mi zawsze szczegółów, zabawek na półce z przeszłości, ale pamiętam niedzielne poranki z okresu, jak byłam kaszojadem i stała przede mną co rano ciepła miska manny, miska była biała.

Nie pamiętam, jaki lubiłam kolor, mając jedenaście lat, ale pamiętam dzieci z podwórka z tamtego okresu. I obrus na stole w domu był zawsze pięknie wyprasowany. I co niedzielę pieczone ciasto. Zapachy. Stąd chyba potrzeba ładnych, drobnych rzeczy, które na dłużej zatrzymują doświadczaną właśnie chwilę. Kolorują je na wspomnienia, a te wolniej się starzeją.

To chyba dlatego te niebieskie miski. I jeszcze maleńka salaterka na migdałowe ciastka. Ratunku.

 

 

Jest trudno być obecnym cały czas i łapać ten cholerny dzień, ale trzeba spędzać razem choć jeden posiłek dziennie. To uwalnia od pośpiechu i kurzu świata na zewnątrz. Trzyma razem, przypomina, co jest ważne.

***

Myślę, że trzeba bardzo dbać o to, żeby zła innych ludzi nie zabierać do domu. Trzeba je strzepać z siebie przed drzwiami i wyrzucić do śmieci. Anglicy mają rację mówiąc mój dom jest moją twierdzą. Dopiero teraz i w takim rozumieniu sens staje się dosłowny.

***

Sezon na walkę z cellulitem w kobiecych magazynach uważam za otwarty.

***

Marzenia się spełniają. W sklepie spożywczym są lody malinowo – czekoladowe. Czad.

***

Najlepiej biega się przy radio zet chilli, nie dość, że muzyka w przyjemnym biegowym tempie, to jeszcze kulturalnie można się podkręcić. Nie zauważasz, kiedy mijają kilometry i faktycznie ciało nagle może więcej, niż podpowiada umysł.

***

Awokado z Izraela psują się mniej niż te z Ameryki Południowej. Może jakiś awokadożerca skorzysta z mojej wiedzy?

***

Olej kokosowy jest naprawdę najlepszy na wszystko. Twarz, ciało, włosy i ciasto. All in one, rewelacja.

***

Wobec przeciwności losu i materii ludzkiej warto zawsze pozostać przyzwoitym i trzymać się swojego poziomu. Nie tylko wiosną.

***

Czy można warzywa i kwiaty posadzić w tym samym miejscu? Trapi mnie to od kilku dni. A. kupił mi wielką donicę na taras i dumam, co byłoby najlepsze.

Gdyby tak się dało mieć kwiaty na stół i pomidory z bazylią wyciągane z ziemi za jednym zamachem…

Czy ktoś może mi doradzić?

Ściskam słonecznie.

Buziak.

TAGS
POWIĄZANE WPISY
Aga Krzyżanowska
Wiedeń/ Świdnica

Literatka, fotografka, nefelibata. Opowiadam historie o codzienności, w której w soboty jest zen, a we wtorki końce świata (albo na odwrót i w zupełnie inne dni). Czasami piszę książki, zawsze mam w torbie aparat, na ogół polegam w kuchni. Codziennie bujam w obłokach. Stamtąd wszystko lepiej widać.

Facebook