O wyobraźni i czasie.
O wyobraźni i czasie.
…muszę cię o coś zapytać, mówi nagle starszy B. w środowy wieczór. Starszy B., jeszcze chwilę temu chłopczyk z jasnymi włosami i z dłonią wkładaną w rękaw mojej kurtki na spacerach. Dziś nagle B.,wysoki i roztrzepany (synek, czy ty dzisiaj idziesz do szkoły, bo jest 7:30? naprawdę? naprawdę „co?”, szkoła czy godzina? tak, tak…) z oczami w szarym kolorze.
Wierzysz w miłość, Mami, pyta?
„Jasne”, Synku, odpowiadam, „to bardzo dobra rzecz, jeśli nie najważniejsza”. „To dobrze”, uśmiecha się, „kocham cię, lecę na trening”. „Nie mogę sobie wyobrazić, że mogłabyś kiedyś mieszkać daleko od mnie”, słyszę jeszcze, zanim zamkną się drzwi.
Nie może sobie tego wyobrazić, a przecież jeszcze trochę i pewnie jakaś miłość zaprowadzi go gdzieś i może jednak w dalekie i nowe miejsce, życia i świata.
Tylu rzeczy nie mogłam sobie też kiedyś wyobrazić. Podwójnej straty w wieku dwudziestu kilku lat i przeprowadzki do wielkiego miasta. Samotności głębokiej tak, że bolała mnie skóra całego ciała. Wreszcie odejścia A. I braku sensu i znowu samotności, dotkliwej jeszcze bardziej niż wtedy, dawno temu,
Ale przecież nie mogłam sobie też wyobrazić wielu innych rzeczy. Czasu, w którym sprzyjało wszystko i działa się miłość, czasem trudna, ale dobra. Zaistnienia starszego i młodszej B. i doświadczeń w wymiarze, o których wcześniej nie miałam pojęcia. Psa w kolorze czekolady, którego miłość uczy mnie bycia lepszym człowiekiem.
I nie mogłam sobie też przecież kiedyś wyobrazić, że można odnaleźć tyle miłości dla innych ludzi i rozmów z nimi do rana, do miejsc, świtów nad morzem na północy i południu. Popołudniowego światła złapanego na fotografii. Do świata. Wreszcie do życia, jako takiego.
A może właśnie dlatego, bo już wiem, że smutek jest rewersem radości.
I kiedy siedzimy późnym wieczorem we czwórkę i słucham opowieści i planów moich dzieci, kiedy pies leży gdzieś między nami szczęśliwy, że jesteśmy wszyscy, nie wyobrażam sobie niczego. Życie na miejscu, w październiku, namacalne, oddychające jest najlepszym z możliwych.
dobrego października,
xoxo,
a.
Ps. słucham bez końca tej jesieni: Hermanos Guetierrez – Mesa Redonda.