Opowieści.
Opowieści.
Jeśli obejrzeć się za siebie, zawsze skąd przyszliśmy, zawsze gdzieś zaczęliśmy wzrastać. Każdy niesie i jest swoją opowieścią. Niemożność wypowiedzenia jej zabiera nam oddech. Jeszcze bardziej jej strata.
Paradoks istnienia – sens uważności i bycia tu i teraz, a jednak to, jacy jesteśmy i jakie jest nasze „tu i teraz”, jak je odbieramy, jak czujemy, powstało na skutek tego, co nas stworzyło przed chwilą, wczoraj, miesiąc i lata temu.
Od kilku miesięcy zajmuje mnie, dlaczego tak mi trudno z pewnymi rzeczami i relacjami. Dlaczego nie mogę czasem przez nie spać, choć ich gabaryty wcale nie są aż tak wielkie (tłumaczę sobie), dlaczego nie przejdę nad pewnymi rzeczami do porządku dziennego. Przecież wiem, że dorosłość, że świadomość, że „ogarnij się wreszcie” i „zajmuj się tylko tym, na co masz wpływ”. A jednak, czuję znużenie i rezygnację, karcę się znowu za bycie niepoważną i przewrażliwioną.
A przecież przez ostatnie dwa lata wydarzyło się dużo w mojej własnej opowieści. Niektórych fragmentów nie opowiem nikomu, czuję przerażenie, kiedy niektóre obrazy wracają do mnie.
Może to wszystko razem chce się wydostać i jednak moje oszustwo, wydawało mi się, że doskonałe, nie udało się. Że mam wszystko nazwane i poodsuwane, daleko od siebie, słoiczki z tym, co niebezpieczne, zapasteryzowane i wszystko, czego już nie chcę pochowane w nich w środku – to, od czego się kurczę. I jeszcze tęsknotę, strach i tą cholerną, głupią wrażliwość, i serce dziurawe, ciągle zdziwione.
Nikt z nas nie jest wyrwany z kontekstu. W odbieraniu tego, co się dzieje teraz, wyrwałam się ze swojego. Zapomniałam, że można znieść określoną ilość tego, co trudne, a potem może się zdarzyć, że nie masz siły ( co było dla mnie naprawdę odkryciem). Zapomniałam, że wszystkie zasoby przeniosłam na przetrwanie i ochronę B&B. I każde przesunięcie ich gdzie indziej powoduje, że się kruszę.
Każdy niesie i jest swoją opowieścią. Czasem bardzo chcemy być tylko wysłuchani. Chcemy opowiedzieć o naszym cierpieniu, wypowiedzieć je, nadać mu kształt w postaci słów.
Ale zapominamy, przynajmniej ja zapomniałam, że można też zobaczyć siebie w swojej opowieści. Siebie też można wysłuchać. Zatrzymać się i podarować sobie nieoczywistość spojrzenia na swoje doświadczenie i miejsca, w którym jesteśmy.
Uznać zmęczenie. Uznać własną opowieść i zrozumieć, dlaczego zajmuje nas to, co w ogóle nie zajęłoby innych. Uznać nieporadność, której pewnie nie byłoby w nas, gdyby nie to, co się zdarzyło miesiąc albo rok temu.
Dalej źle sypiam, dalej zajmują mnie pewne rzeczy dłużej, niż są tego zapewne warte, być może będzie już tak zawsze, bo raczej nie wracamy do miejsca, w którym byliśmy, ale wiem już, dlaczego i czuję ulgę nawet, kiedy znowu siedzę skulona na kanapie.
W każdej komórce naszego ciała niesiemy swoje życie, swoją opowieść. Nie po to, żeby nam ciążyła. Po to, żeby zrozumieć. Siebie, potem innych. I zmienić, jeśli potrzeba. Pójść dalej i wrastać ze sobą i światem. Nie zgubić punktów odniesienia.
To niezwykłe, że radość jest niczym innym jak rewersem smutku.
xoxo,
a.
muzyka na dziś:: kazy lambist :: annecy