Lipcowa opowieść.
Lipcowa opowieść.
W życiu trzeba być twardym, powtarzał mi zawsze mój ojciec. I nie oglądać się na innych. Przyznaję, że nie słuchałam go uważnie.
Szósta rano. Jaki to dobry czas na odkrywanie świata.
Zwinięty w kulkę, puchaty trzmiel śpiący na polnym kwiatku.Kawałek dalej spektakl rozciągających się ślimaków.
Nie budzi się śpiącego, mówi Zen. Nie budzę więc. Zostawiam po cichu przeciągający się mikroświat i wracam do domu. Zabieram kubek z kawą na taras. Słucham świata, zanim jego dźwięk zniknie w nieznośnym szumie wielkiego miasta.
Uważność pozwala zdumiewająco widzieć nie tylko siebie.
U czytanej ponownie Rebeki Solnit krótka, celna uwaga o języku i że trzeba na niego uważać. Na to, jaką historię świata nam opowiada.
Ponieważ kiedy słyszymy, że jakiś gatunek zwierzęcia został ocalony, to znowu punkt ciężkości przesuwa się na nas, a nasze superego, nadyma się z radości, och jak dobrze, jacy my jesteśmy wspaniali i ratujemy świat.
Przyjmujemy tę historię o naszym bohaterstwie i wyjątkowości, jako gatunku i pozwala nam to brnąć dalej we wzrost bez końca.
Tymczasem, pisze Solnit, niczego nie ocaliliśmy, wręcz przeciwnie, świat nie potrzebował nigdy naszego ocalenia, potrzebował tylko, żebyśmy mu pozwalali w spokoju istnieć. Żebyśmy razem z nim współistnieli.
Myślę o śpiącym trzmielu, o ślimakach niepewnie rozglądających się o poranku.
Nie chcę świata pełnego lbohaterów, retoryki, w której ciągle się o coś walczy, nie chcę bohaterów, którzy mnie też bez pytania przypisują do jakiejś armii.
Kiedy słucham lipcowej opowieści świata, wychodzę z tej narracji. I okazuje się, że jestem częścią najstarszej, prostej historii o świecie, w którym wszystko jest ze sobą połączone, również tym samym DNA, w którym odbywa się chwila mojego istnienia i wszystkich trzmieli świata.
I czuję się przez chwilę tak bardzo wolna, poza wszelką kulturą braku i zerojedynkowości oraz katalogu moich silnych i słabych stron, aktualizowanych raz w roku w życiorysie.
Czuję, że mogę po prostu być bez spełniania wymogów zewnętrznych plików systemu, w którym jestem tylko liczbą w urzędzie.
Idę słuchać opowieści świata pszczół, które od kilku dni znowu są na moim tarasie, które bez pośpiechu pracują i w których świecie nie ma żadnego narzucanego bohaterstwa.
Może jest w tym jakieś nieuświadomione poczucie sensu i sprawczości, może wcale, choć zawsze niezmącona aktywność i najgłębszy sens przysiadania na kwiatku, tworzenia potem czegoś istotnego dla świata. O skali, o której ja mogłabym tylko przecież marzyć. Bo opowieść naszej kultury mówi przede wszystkim o naszym ego odmienianym przez wszystkie możliwe przypadki, które zamyka nas na to, co poza nami. Czym w gruncie jesteśmy i z czego wyszliśmy – z gwiezdnego pyłu.
Zaspany mikroświat o szóstej rano daje mi więcej prawdy o życiu niż cokolwiek innego.
Prawdę o tym, że potrzebne jest nam wyjcie poza przekazywane nam opowieści. Odwracanie się za siebie, spoglądanie w dół, przede wszystkim – zatrzymywanie się. Więc to jest też uważność, z którą wychodzę w świat i uważność wobec ludzi i wszystkiego, co mnie spotyka.
Następna prawda to ta, że nic, co robię, nie pozostaje bez śladu dla innych. Puchate życie trzmiela z zaspanymi oczami o poranku odbywa się w symbiozie z rośliną, która na niego czeka. Wszystko, co robię, zostawia jakiś ślad.
Więc jeśli już mam przywilej świadomego decydowania o sobie, dobrze byłoby, by szła za tym intencja tego, co robię.
Nie zawsze z oczekiwaniami dla jej wyniku. Czasem w wdzięczności i robienia po prostu czegoś dobrego. Czasem dla chwili zachwytu.
Zaspany mikroświat i jego cisza pokazują mi, że bardzo niewiele potrzeba, żeby czuć się dobrze. W opowieści kosmosu jest radość istnienia. Bez spełniania jakichkolwiek warunków. Ta zmiana perspektywy wystarcza, żeby nagle mieć wystarczająco. Samej taką być.
Czyli odpowiedniość, jak mówi zen.
Więc o tej szóstej rano tego lipcowego poranka poczułam ogromną wdzięczność, że nie byłam bardzo grzeczną dziewczynką i nie słuchałam mojego ojca, który powtarzał, że w życiu trzeba być twardym i raczej nie otwierać za bardzo serca.
To nie moja opowieść.
Ta lipcowa jest dużo prostsza i zostanę przy niej.
Tyle wystarczy.
Dobrego czasu Pięknych opowieści łąk i wody, gdziekolwiek jesteście.
Uściski.
xoxo
muzyka na dziś:: phaeton love :: giants nest