Miliardy miliardów.
miliardy miliardów.
Od kilku dni brakuje mi słów. Dosłownie. Nie znajduję ich w swoim słowniku, a więc też w moim świecie, żeby umieć opisać to, co czuję patrząc na obrazy rzeczywistości gdzieś przecież nie tak bardzo daleko ode mnie.
Nie wiem, co mam z tym zrobić, jak ułożyć, w jaką myśl i jakie filozofie, filozofie, które przecież zawsze mi pomagały poukładać to, co widzę i zrozumieć, a teraz milczą, bezradne.
I nawet, jeśli przecież wierzę w jakiś większy porządek niż ten ludzki, to moje spojrzenia poza to, co można zdefiniować i wytłumaczyć, w kosmosy i gwiezdny pył nagle nie dają mi żadnej odpowiedzi.
Stoję w środku mojego świata, jeszcze dobrze nieposkładanego po tym, co mi się rozsypało kilka miesięcy temu i nie wiem, jak mam to, co dzieje się obok ułożyć, gdzie poukładać, w co złożyć.
Głoski, którymi na co dzień się posługuję, nagle grzęzną mi w gardle.
Nasza galaktyka ma dziewięć miliardów lat, czytam siedmioletniej dziewczynce. To dużo, Agnes, czy to dużo?, pyta, to mnie tak interesuje! Dużo, mówię, tak dużo, że nie umiem sobie tego wyobrazić, te miliardy miliardów. Ja też nie, mówi do mnie dziewczynka z warkoczykami.
Oglądamy na wielkim ekranie fenomen powstania naszego sytemu słonecznego, powstania ziemi i księżyca i nie umiem sobie wyobrazić, że ludzie robią takie rzeczy. Nie umiem sobie tego wytłumaczyć.
Myślę o odwiecznym porządku świata, początku i końca każdego istnienia, o tym, że każdy ma określoną liczbę oddechów.
Pierwsze lasy pojawiły się na ziemi trzysta siedemdziesiąt milionów lat temu, czytam dalej dziewczynce z warkoczykami.
Pierwszy człowiek pojawił się około trzech milionów lat temu.
Myślę o końcu świata niedaleko mnie, o tym, że to, co się tam dzieje odwiecznym porządkiem świata nie jest, a w y b o r e m i decyzją istot, które są młodsze niż deszcz i drzewa i wszystko inne na naszej planecie.
Przytulam wieczorem moje dzieci, zabieram psa na późny spacer w ciemności. Wiatr odsłania księżyc z chmur.
Księżyc powstał na skutek kolizji ziemi z planetą wielkości mniej więcej Marsa.
Człowiek skład się osiemdziesięciu czterech minerałów, dwudziestu trzech pierwiastków i czterdziestu litrów wody mieszczących się w trzydziestu ośmiu miliardach komórek.
Miliardy miliardów.
Późno w nocy znajduję w notatkach słowa buddyjskiego mnicha:
Jeśli chcesz, aby twoje życie miało prawdziwą wartość, przynieś prezent światu.
Przynieś swoją miłość, a nie strach.
Przynieś współczucie, a nie nienawiść.
Przynieś radość, a nie cierpienie.
Przynieś swój optymizm, a nie wątpliwości.
Niektóre rzeczy lepiej zostawić uśpione, podczas gdy inne będą odżywiać wszechświat.
Jeśli chcesz, aby Twoje życie miało wartość, sprowadź światu to, co najlepsze.
(Michael Kewley)
Potrzebuję jakiegoś punktu odniesienia.
xoxo,
a.