Osiem lekcji uważności na trudny czas.
Osiem lekcji uważności na trudny czas.
1.To, czego się nauczyłam w tych wymagających ostatnich miesiącach to to, że żaden z moich snujących się samodzielnie w głowie scenariuszy nie spełnił się. Żadne z wyobrażeń kolejnego dnia, tygodnia, czasem dalekiej przyszłości, jeśli tylko ulec pogoni niecierpliwych i wyprzedzających zagrożenia neuronów, nie stał się rzeczywistością.
W nawet, wydawałoby się, najgorszym momencie, moje kino w głowie pozostaje tylko kinem i wyobraźnią, a potem dzieje się tak, jak się dzieje, według kosmicznego porządku, o którym niewiele wiem. A wobec którego nie pozostaje mi nic innego jak tylko to, co się dzieje, uznać, choć wydaje się to czasem ponad siły.
Ale uznanie oznacza ulgę. I brak lęku.
2. Nauczyłam się, że w trudnym czasie najlepsze, co można dla siebie zrobić, to nie uciekać przed tym, co przychodzi, co się w związku z tym czuje.
Wyparte powróci i zwali z nóg. Przyjęte i przeżyte odejdzie samo, a to, co pozostało rozsypane, da się poskładać.
Uczę się robić to z czułością, zbieram, układam, oglądam pod światło, kiedyś posklejam.
3. Wiem, że jeśli wezmę na siebie za dużo i nie uważam, moje ciało będzie mnie budzić w nocy, milcząco i boleśnie informując o swoich granicach. Ciało to czuły życiowy przewodnik, który jednak domaga się uznania swojego istnienia.
Ciało to również dobry nauczyciel. Jeśli potrzebuję odpowiedzi, idę w miejsce gdzie jest cicho, zadaję pytania i słucham, co mają mi do powiedzenia brzuch i tętno.
4. Dobrze jest zapamiętać przeżyty kiedyś – dosłownie cieleśnie i na poziomie umysłu – stan spokoju i przywoływać go wtedy, kiedy brakuje uziemienia. W samym środku złych wiadomości i zdarzeń, wyjść z ich objęć i wsunąć się do środka tego, co było dobre i kojące, przypomnieć sobie to i o(d)żywić się. Pomaga przetrwać.
5. W każdym sprowadzeniu się do tu i teraz udaje się odnaleźć santoshę, obfitość, radość, coś, co jest dobre, coś, co wyznacza kierunek kolejnemu dniu. Życiu, nawet jeśli trudno jest tak daleko spoglądać.
Nawet jeśli jest się w samym środku rozpadu dotychczas poukładanego świata. Nauczyłam się nie wychodzić z łóżka bez tego minutowego zatrzymania – co mam, co mnie karmi? I z tym wchodzić w dzień. I tak samo go kończyć.
6. Kiedy wydaje się, że nic straszniejszego nie może się już wydarzyć, dobrze jest wejść, krok po kroku, choćby najmniejszym, do codzienności.
Podlać kwiaty, usunąć z nich suche liście, poskładać pranie, wyprowadzić psa, pokroić owoce, ułożyć w dwóch miskach, zanieść dzieciom, przytulić je. Krok po kroku. Nawet jeśli jest to krok najmniejszy z możliwych, bo na większy nie ma sił.
7. I jeszcze przebłysk w każdym uziemionym tu i teraz, a potem jakaś chyba jedyna stała, że o tym właśnie jest życie. O uważności. O tej właśnie chwili, która się dzieje. Żadnej ciągłości, mimo tego, że tak się wydaje. Życie to chwile. Przejrzystości, radości, smutku, bezsilności, szczęścia. Jedne dla drugich jako punkt odniesienia.
8. I jeszcze przekonanie, że wyrastamy z kosmicznego porządku, z galaktyk i wszyscy byliśmy i będziemy kiedyś ponownie gwiezdnym pyłem. I to jest piękne.
niech wiosna będzie pełna nadziei,
xoxo,
a.
muzyka na dziś: someday :: solicit