Kilka jasnych myśli (bo wczoraj świeciło słońce).
Kilka jasnych myśli (bo wczoraj świeciło słońce).
Siedzimy ze starszym B. na łóżku w sypialni. Od jakiegoś czasu przychodzi do mnie codziennie wieczorem, żeby po prostu pobyć obok. Czasem porozmawiać, czasem pomilczeć.
Wiesz, pytam znad książki, że w naszym mózgu jest osiemdziesiąt pięć miliardów neuronów? Niezła jazda, nie? Uh, wzdycha, i co z tym robić, pyta?
Żyć, synku, mówię.
Żyć.
Czuć, pozwolić sobie czuć, nawet jeśli bardzo boli. Marzyć, być ciekawym, dać się prowadzić fantazji, pozwolić neuronom układać się w nowe synapsy, floresy i esy. Dużo się zatrzymywać. Trzymać się koniecznie radości istnienia. Nigdy nie zapominać o swojej kruchości. Wystarczy.
I jeszcze powoli i długo oddychać.
(nie wiem, czy to są mądre i dobre życiowo rodzicielskie lekcje, to otwarte serce, czy to nie naiwność, ale nie umiem inaczej)
Wiesz, mówię, na serio mamy w życiu określoną liczbę oddechów.
Oglądam potem zdjęcia z dawnych, pięknych wakacji, kilka lat temu. Zadarte głowy i nosy moich małych dzieci, opalona twarz A., koraliki na ręce młodszej B, kupione na nadmorskim kramie i przepłacone dziesięć razy, moje niebieskie jak niebo paznokcie. Dałabym wszystko, żeby tam wrócić na chwilę, być uważnie, tak mocno, w skupieniu. W zachwycie.
Przewrotność istnienia. Uczyć się dopiero z tęsknoty, co było ważne aż do utraty tchu.
Nasza mapa życia nie istnieje. Rysujemy ją na bieżąco. Rzadko w skupieniu, co za ironia. Albo szczęście.
Myślę o swojej łapczywości na życie. O wszystkich stratach (czy nie opłakujemy też zawsze w jakiś sposób cząstki siebie?…), które mi się zdarzyły, których wspomnień nie puściłam, o nieustannych planach umysłu, które wybiegają zawsze do przodu i zabierają nas z jedynego życia, która właśnie się odbywa.
Dzisiaj daję sobie prawo do płaczu i strachu, ale nie pozwalam im zabierać się z miejsca, w którym jestem. Nie uciekam.
Chowam zdjęcia, przyjmuję tęsknotę i pozwalam jej odejść, dziękując za to, co dostałam. Jestem tutaj dzięki temu wszystkiemu, co mi się zdarzyło i przez co czasem nocy nie mogę zasnąć, z bólu, nie mogąc już dotknąć, nie mogąc przypomnieć sobie nawet zapachów.
Kiedy byłam pryszczatą nastolatką obiecałam sobie, że będę mądra. Mądrością wiedzy i rozumu. Bardzo długo myślałam, że to jedyna droga.
Tymczasem nici z mądrych książek i historii umysłu, który opowiada coś bez końca, jeśli nie otworzysz się na siebie, ciało i rytm w piersi, najczulszy barometr istnienia. I najprostszej prawdy, co ma sens.
To ciało jest kruche, tak samo jak ty, tak samo jak to, czym karmisz serce. Ale przez tę chwilę kosmicznej nanosekundy skupienia i chodzenia tutaj, jest jedyną trwałą, cała reszta, na zewnątrz, ciągłą zmianą.
Dzisiaj uczę się czuć wszystko.
Uznawaj to, co masz w środku , mówię dwojgu B., to ważne. To czasem trudne, najtrudniejsze na świecie, ale daje odwagę. To wasza mapa.
Żyć to znaczy czasem umierać z miłości i zachwytu, czasem z rozpaczy. Jedno bez drugiego nie istnieje.
Żyć. Ryzykować zachwyt, mimo wszystko (J. Gilbert).
Cała reszta naprawdę nie ma wielkiego znaczenia.
***
xoxo.
a.
muzyka na dziś: i wish it were (you)::middle school feat. taro