Z zamkniętymi oczami.
Z zamkniętymi oczami.
W upalne, wrześniowe popołudnie razem z wiatrem, który wrzuca mi liście do pokoju, robię porządki. Otwieram szafki i szuflady, biorę do ręki rzeczy, których nie miałam w ręku od miesięcy, wydaje mi się, że od lat.
Sukienka do kostek w kolorze ciemnej magenty i kolczyki z muszlami. Skarby z pchlich targów – sztućce i miski, ptasie pióra zebrane na spacerach, wysuszone kwiaty, aksamitne tasiemki, pojedyncze, zapisane kartki.
Odkładam na bok to, czemu trzeba pozwolić odejść. Łapacz snów z podartą wstążką, utłuczona filiżanka, pokruszona muszla. Nie wiem, co mam zrobić z sukienką. Tańczyłam w niej boso na trawie latem, rok temu, w tamtym życiu.
Ściągam znad biurka powycinane dawno temu zdjęcia mające mnie zaprowadzić do miejsc, które miały kiedyś być moimi, w tamtym życiu.
Jakie to jest nieprzewidywalne. I kruche. Poczucie bezpieczeństwa, obejmowane rękami, wkładane do szuflad i szafek, układane, gładzone i gromadzone.
Tymczasem komuś przestało bić serce i stoję w samym środku życia, naga do kości i ścięgien i z zamkniętymi oczami, bojąc się je otworzyć, zaskoczona, ciągle mając czasem nadzieję, że to wszystko nieprawda.
W samym środku życia, które czasem rozsadza skronie i powoduje, że nie mogę się ruszyć, jedyną prawdą okazuje się to, że nigdy nie ma się kontroli nad tym, co się wydarzy.
Kiedy to do mnie dochodzi, kiedy uznaję to, nie ma się już czego bać. Co może mnie jeszcze przestraszyć, kiedy już wiem, że wszystko tak naprawdę jest tymczasowe? Że wszystko to, co jest na zewnątrz, wcale nie daje poczucia bezpieczeństwa?
Że nie wiem, czy będę tu, gdzie byłam przez ostatnie lata, czy to się uda, zostać w tym miejscu? Czy kiedykolwiek mogłam być tego pewna?
Czy można być czegoś całkowicie pewnym?
Co mi zostaje poza zaufaniem do własnego serca, które puszczane wolno prowadzi mnie drogą, pełną nierówności, ale zapierających dech w piersiach widoków, a której nigdy nie wybrałby mój umysł?
Ale kiedy idę tą ścieżką, czuję, jak to nieprzewidywalne życie przeze mnie przepływa bez przeszkód. Kiedy pozwalam się prowadzić sercu, nawet smutek staje się małym dzieckiem, które trzeba utulić.
W samym środku życia, które nigdy nie dawało mi gwarancji pewności czegokolwiek, mam wybór – przyjąć je ze wszystkim, co mi dało i daje albo spierać się i nigdy nie pozwolić sobie na zachwyt, nigdy nie poczuć wdzięczności za wszystko, co mogłam przeżyć.
W samym środku mojego końca świata mówią młodszej i starszemu B., że kocham cię najbardziej na świecie i słyszę ja ciebie też, chcę się przytulić.
W samym środku mojego końca świata kupiona na wyprzedaży, wychudzona monstera wypuściła kolejne liście.
W samym środku mojego życia, po południu piekę czekoladowe ciastka.
A potem pies wskakuje na kanapę i unoszące się nad nim drobinki kurzu stają się w świetle słońca na chwilę brokatem.
Życie.
Czasem brak oddechu.
Czasem wielki zachwyt.
fioletu wrzosów i zapachu zupy z dyni,
xoxo,
a.