Wpisy

Pomiędzy.

4 września 2021

Pomiędzy.

Pomiędzy to graniczność, bez przynależności do konkretnego miejsca, a jednak przynależności wszędzie, gdzieś w nieustannej wolności przemieszczania się i zastanowienia się, gdzie zostać na chwilę. Może na dwie. Może na dłużej, ale zawsze w tej wolności. 

Pomiędzy to bycie w drodze, to ruch, wieczne trwanie.

Wrzesień od czternastu lat rozpoczyna się dla mnie urodzinami starszego B. Ten zaczął się słońcem i smugą zbyt szybkiej dojrzałości mojego syna. Nie lubię urodzin, mówi, a w tym roku w ogóle nie chcę ich obchodzić. Przytulam go z całych sił, znowu mi urósł.

Carmen* mówi, że też nie lubi. Naprawdę? Tak, mówi, że wkurza ją, że zjeżdża się cała rodzina jeden raz w roku. Osobiście obchodzi urodziny codziennie, bo cieszy ją każdy dzień. I tak od sześćdziesięciu dziewięciu lat. Naprawdę poleca, mówię do B. Przynajmniej się roześmiał ( a Carmen naprawdę tak powiedziała tydzień temu pakując mi figi i lawendę do torby).

Wrzesień w jej ogrodzie to dynie giganty i mój leżący pies z szaleństwem w oczach w samym środku mini stawu pełnego znieruchomiałych żab.

Wrzesień powoduje, że się rozpuszczam, dla mnie to miesiąc właśnie graniczny, pomiędzy słońcem, a już jego cieniem, żegnania dzikości serca i beztroskiego chodzenia boso. Jakbym nie mogła udźwignąć ani siebie ani pojawiającego się chwilami, krótkimi jak szybki oddech, zwątpienia, czy cokolwiek ma sens, skoro z każdym krokiem mijam. I ja i oni, najbliżsi mi. I przecież A. naprawdę odszedł, choć czasem jeszcze wydaje mi się to niemożliwe. 

Znam to uczucie tak dobrze, kłujące, wypełnia mnie aż dotkliwym bólem i gdziekolwiek jestem, staram się wtedy jak najszybciej wrócić do domu i zająć fizycznie, dosłownie, czymkolwiek, co dotyczy codzienności. Wczoraj zrobiłam porządki w szafkach w kuchni. Pogrzebałam w ziemi i przesadziłam kwiaty. Coś napisałam. Pomogło. Zawsze pomaga – nurzanie się w codzienności po czubek głowy. Aż do zmęczenia.

***

Kilka dni temu usiadłam pierwszy raz do wycinek z gazet. Chciałam pozwolić się poprowadzić sobie samej i zobaczyć, gdzie się znajdę przeglądając gazety i wycinając z nich to, do czego intuicyjnie sięga moja ręka. Wylądowałam w lesie, wśród drzew i gdzieś nad jeziorami, wśród wielości zwierząt i całego mnóstwa wielkich, gościnnych i nakrytych stołów, gotowych na przyjście ludzi. 

Dwa dni wcześniej zatrzymało mnie gdzieś w czytaniu zdanie – zapytaj siebie, czego potrzebujesz, co jest dla ciebie ważne, więc może właśnie przyszła do mnie odpowiedź?

Póki co karmię się tym i rozgaszczam przy tym stole, w swojej głowie goszczę innych, zabieram to ciepło wspólnoty na chłodniejsze dni.

***

W maleńkiej książeczce Davida Chadwicka, Zen is right now, będącej hołdem dla Shunryu Suzuki i zbiorem historii i anegdot o nim, Chadwick przytacza króciutką rozmowę: 

Powiedział do mnie: „Najważniejszą rzeczą dla ciebie powinno być rozwijanie cierpliwości. Po prostu przestań walczyć. To jest klucz – nie walcz”.

Zdałem sobie sprawę, że on mówił nie tylko o walce z innymi, ale, przede wszystkim, o tym, żeby nie walczyć ze sobą. 

Tak minęło mi lato i tak je żegnam, tak wchodzę w jesień. Bez walki i z zaufaniem.

***

Żyjemy nie zauważając życia, pisze Terzani w mojej ulubionej książce Nic nie zdarza się przypadkiem. Śpimy nie zwracając uwagi na to, co nam śni. 

Jako dziecko znałem ludzi, którzy mieli czas. Byli to pasterze z Orsigni w Apeninach Toskańsko- Emiliańskich, gdzie jeździłem na wakacje. Spędzali całe godziny ze źdźbłem trawy w ustach, wyciągnięci na łące na zboczu góry, patrząc z daleka na swoje stado, rozmyślając, marząc i układając strofy. Czasem zapisywali je rylcem na kamieniach w pobliżu źródeł albo śpiewali w niedzielę podczas zawodów poetyckich, siedząc wokół gąsiora z winem. W Indiach wszyscy mają czas i często też jakieś proste przemyślenie, którym dzielą się z przechodniami – jak ten człowiek parzący herbatę w skromnym baraczku przy wiejskiej drodze. Podaje ci ją w glinianej miseczce i uczy, jak cisnąć potem naczyniem o podłoże. W ten sposób staje się ono na powrót częścią ziemi… z której zrobi się następne miseczki. Podobnie jak się dzieje z nami. 

***

Co zatem robić? Nie walczyć, jak mówi Suzuki. A więc istnieć, po prostu, bez życzeniowości i oczekiwań, przede wszystkim natychmiastowych skutków. Od czasu do czasu rozbić miseczkę, żeby nie zapomnieć o własnej kruchości i o tym, że tu i teraz jest jedynym, co się dzieje. A w chwilach zwątpienia podnosić głowę do góry, zatrzymywać się i łapać trochę gwiezdnego pyłu, wypełniać nim kieszenie.

Czyli pomiędzy. Graniczność.

Jednak. 

Więc Henryk Elzenberg miał rację:

celem życia jest: w swojej jednostkowej duszy odbić jak najwięcej kosmosu.

dobrego, karmiącego września,

xoxo,

a.

*więcej o tym, co mówi Carmen znajdziesz tu:  Co mówi do mnie Carmen

 

Zostań moim Patronem:

https://patronite.pl/agnesonthecloud

TAGS
POWIĄZANE WPISY