co sprawia, że rośniesz?
co sprawia, że rośniesz?
Język stwarza i określa naszą rzeczywistość. Zatrzymuję się czasem nad słowami, które wychodzą z moich ust, przysłuchuję się i zdarza mi się po cichu, nieśmiało analizować język innych ludzi.
Lubię słowo wzrastać, dużo bardziej niż samorozwój, semantycznie narzucający mi osobiste zmagania z własnymi niedoskonałościami i wobec tego zgłaszający mnie do poprawki.
Samorozwój ustawia mnie w systemie ze swoim sprytnym kłamstwem, że jak się będę bardzo starać, to mi się uda i będę wreszcie szczęśliwa, a jak mi się nie uda, to przecież moja wina, lenistwo i brak wewnętrznej motywacji. W końcu to s a m o – rozwój.
A przecież jestem tu w swym krótkim momencie istnienia, czuję i odbieram świat, który mnie wzrusza, czasem przeraża. Gdzieś się urodziłam, coś mi się zdarzyło, doświadczam czegoś, dzięki czemuś tańczyłam, zaraz potem płakałam.
Wzrastanie łączy mnie ze światem, którego częścią jestem i bez którego by mnie nie było.
Wzrastanie jest aktem w relacji. Rozglądaniem się na boki, przekrzywianiem głowy, zatrzymywaniem się, słuchaniem, jest uważnością na siebie, na innych. Jest pokorą.
Wzrastanie jest przyjęciem życia ze wszystkim, co nam daje. Oprócz wolności i dzikości serca również jego skurczów i bólu aż do utraty tchu.
Wzrastać oznacza być czułym. Dla siebie. Dla innych. Każdy z nas stara się jak może. W życiu, również w miłości. Wzrastać oznacza jednak też uznać własną niemoc. Niemożliwość czegoś. Uznać marzenia, które się zestarzały. Puścić je wolno. Czasem też koniec przyjaźni. Ważnych relacji.
Wzrastać oznacza wiedzieć, że nie wszystko jest od nas zależne, że nie wszystko, czego pragniemy, stanie się naszym udziałem. Że coś nam się nie uda.
Że strata jest naszą pierwszą stałą.
Ponoć mamy określoną liczbę oddechów w życiu. Tylko naszą.
Zatem codziennie tracimy coś. Z każdym oddechem siebie.
Z każdym dniem bliskich nam ludzi.
W kulturze samorozwoju nawet to staje się argumentem do bycia wyżej, do bycia silniejszym.
Straciłam wiele lat temu moich rodziców, wyjechałam z miasta, które do dziś jest mi najbliższe, za którym tak bardzo tęsknię. Straciłam siebie, zamilkłam na życie, na wiele lat w chorobie, w której się zamknęłam. Czy stałam się przez to silniejsza? Wobec czego mogę to sprawdzić? Według jakiej skali, ustalonej przez kogo?
Poczucie straty nie czyni nas silniejszymi. Mnie przynajmniej nie zrobiło mocniejszą. Przeciwnie. Stałam się po tym jeszcze bardziej krucha i zachłanna. Na życie, na czas i miłość. Wzrastam w tym nieoczekiwanie od pół roku jeszcze bardziej. Chociaż to bolesne. Znowu. Wzrastać w uważności na obecność. Na oddech. Nie tylko swój.
•••
Dawno temu zdarzyło mi się, chyba nawet całkiem rozsądnie, napisać, żeby zastanowić się, co sprawia, że rośniemy i to właśnie pielęgnować.
Zatem co sprawia, że rośniesz? Że otwiera ci się serce? Że czas przestaje na chwilę istnieć? Że czujesz się częścią tego świata tak, że aż cię to wzrusza?
Wracaj do tych pytań. Oddychaj. Żyj mocno. Jak tylko się da. Z całych sił twojego bijącego serca.
dobrego czasu z bliskimi. ze sobą i światem.
dobrego kwietnia.
xoxo,