Wpisy

Dzień dobry, nowe życie.

9 października 2020

Dzień dobry, nowe życie.

W ubiegły piątek wieczorem usiadłam do napisania slowletera, który miał być o wspomnieniu września, który dał tak dużo spokoju i wprowadził na nowo strukturę. Miało też być o tym, że pierwszy raz od bardzo dawna mam plany i dwa słoiki, do których odkładam na wielkie rodzinne wakacje i jedno własne marzenie.

W sobotę pożegnałam moje dawne, bezpieczne życie. I uczę się nowego, o którym nic nie wiem. Poza tym, że bardzo dużo ode mnie wymaga. I jeszcze więcej od kogoś, kto jest mi najbliższy na świecie.

W sobotę urodziły się moje dzieci, w sobotę jadąc nagle i nieoczekiwanie do szpitala usłyszałam kilka zdań. A potem siedziałam na chodniku i mrużyłam oczy od słońca i łez. I te łzy nie chciały się skończyć. 

I kiedy wstaję rano i wyprowadzam w ciemności psa, ciągle są pod powiekami, gotowe nieustannie do obsypania sobą całej mojej twarzy.

Tak wygląda moment, w którym wszystko, co wiedziałam, rozpuszcza się. Wszystkie moje filozofie stają się praktyką, najtrudniejszą na świecie. Na chwilę nie do udźwignięcia. Po ludzku, bo jest miłość, bo boli, bo jest ogromny strach, co będzie.

Więc wracam rano z psem i budzę dzieci, a potem staję na chwilę boso na chłodnych deskach,  żeby się uziemić. I powtarzam jak mantrę, że życie jest na wyciągnięcie ręki, że trzeba się zająć tylko tym, na co mam wpływ. Więc zajmuję. Cały dzień. 

Na dzień dzisiejszy to wszystko, co potrafię. 

Oprócz tego, że kocham i to bardzo dziś boli, bo nie wiem, jak będzie. 

Ale dzisiaj jesteśmy. Nie obok siebie. Ale ciągle jesteśmy. Tylko to się liczy. 

TAGS
POWIĄZANE WPISY