W kręgu.
W kręgu.
Letnie miesiące to życie, w którym czas wydaje się nie istnieć. Jesienią pojawia się znowu.
Jeszcze dwa tygodnie temu byłam w opowieści, która zaczynała się codziennie od nowa i nie miała nigdy końca. Dziś kończę akapity, przewracam kolejne kartki i dotykam symbolu koła na swojej ręce.
Krąg życia. Nad nim gwiazdy.
W sypialni mam coraz więcej światła, drzewo naprzeciwko szczupleje każdego dnia o kolejne dekagramy spadających liści.
Drzewa jesienią uczą nas, jak pozwalać odchodzić.
Wyciągam z szafy znowu za małe kurtki i buty. Nie decyduję już o tym, jakie będą kolejne, tylko zostawiam samodzielny wybór. Zaglądam do pokojów, w których sny są coraz mniej dla mnie przejrzyste i łóżka też już samodzielnie pościelone.
Kolejny szew mojej niezbędności dla nich znika bezszelestnie. Przytulam, pytając co rano, czy mają klucze, wysyłam w świat z nadzieją, że doświadczą tam choć trochę dobra.
W sklepie zamiast truskawek, sięgam już po dynię i imbir. Już czas.
Ściągam z twarzy i włosów nitki babiego lata, owijam nimi swoje serce, przez chwilą skurczone.
Jakie to jest niemożliwe nie przywiązywać się, czasem przez chwilę nie rozpaczać, że nic nie jest stałe.
Czy może się zdarzyć, że wrócimy tutaj kiedyś w innej formie, pyta młodsza B., na przykład, jako motyl?
Mam nadzieję, że tak, kochanie.…
Krąg życia.
Jeśli miałabym cokolwiek powiedzieć o tym roku to to, że niepewność stała się codziennością, że tu i teraz nigdy nie wydawało się bardziej możliwe, a jutro tak bardzo nieokreślone i fantastyczne w jakichkolwiek przewidywaniach i planach.
A jednak starszy B. dostał wczoraj zadanie – napisać, jaki będzie świat w przyszłości. Wszystko będzie zautomatyzowane, słucham potem, samoloty będą jeździć, a samochody latać. Wszyscy będą uczyć się i pracować w domach, a na ziemi nie będzie można żyć, będzie tak gorąco.
Chyba, że ludzie się zmienią, słyszę w ostatnim zdaniu.
Wierzysz w to, pytam?
Nie bardzo, odpowiada. Nie bardzo…
Zatem jak mam objaśniać im świat?
Zabieram ze sobą psa, idę szukać ciszy i odpowiedzi.
Więc jak?
Tak samo jak dotychczas. Wieczorami.
Powtarzać za Thich Nhat Hahn, że dzięki nietrwałości, wszystko jest możliwe.
Powtarzać to również sobie. Codziennie.
Dalej kochać.
Ugotować zupę. Posadzić przy niej wszystkich.
Podziękować za nich. I jesień. I kolejne pory roku. I drzewa w nich.
A potem, kolejnego pierwszego dnia lata wyciągnąć wysoko ręce do powitania słońca i znowu żyć tak, jakby czas nie istniał.
pięknego babiego lata,
xoxoxo,
a.