Wpisy

Opowieść na koniec wakacji.

21 sierpnia 2020

Opowieść na koniec wakacji.

Jest taki wiatr późnego sierpnia, który przynosi wiadomość, że wakacje powoli się kończą. Że lato tutaj już dojrzało i słońce zaczyna ogrzewać drugą stronę planety. Dziś rano spadły na taras pierwsze brązowe liście. 

Dziś rano przyszedł ten wiatr i przez chwilę poczułam też kłucie, w samym środku siebie i krótki smutek, tak dobrze znany. Że to już. Że już zaraz trzeba będzie wyciszyć dzikość serca, które latem kocha bezgranicznie i za nic ma rozterki umysłu, nie słucha i nie widzi jego schematów. 

Letnie serce niczego się nie boi, nie kalkuje, nie rozważa za i przeciw, nie uznaje granic, co wypada, a czego nie. Wdycha i wydycha powietrze, głęboko. Przyjmuje i chce dawać.

Już zaraz trzeba będzie je jednak uporządkować powtarzalnym rytmem poranków, p o m y ś l a ł a m, poukładać i wyciszyć rutyną pakowanych rano śniadań do szkoły, przypominaniem im o kluczach, sobie o zebraniach w szkole, zebraniu prania, o matematyce i zakupach.

A może jednak nie? A może jednak zostać w tych letnich miłościach, zaufaniu, radości za to, co jest i zabrać to ze sobą na jesień, potem zimę i trwać w tym?

W poczuciu bycia obdarowywanym na każdy i za każdy dzień, za to, co bliskie, za siebie, za to, że j e s t e m? Że mogę być. I cały świat. Ja w nim.

A może wziąć ze sobą już na stałe? Zostać tak, na zawsze?

Przez tyle lat chciałam wiedzieć. Wydawało mi się to jedyną słuszną ścieżką.

To ja, sześciolatka, jadąca z babcią pociągiem na trasie Świdnica – Dzierżoniów. Czytamy razem gazetę. To ja, nastolatka, ze stosem książek na półkach i odkładanymi do szafy kolejnymi zapisanymi kartkami. To ja, dorosła, z kolejnym intelektualnym wyzwaniem stawianym samej sobie. 

Ale wiedzieć i podążać ścieżką umysłu to nie jedyna droga (prze)życia, choć potrzebna, to oczywiste. Ale wiedzieć za pomocą ścieżki umysłu nie zawsze znaczy znaleźć odpowiedź, kim jesteśmy i czego nam potrzeba.

Przez tyle czasu i tylko latem i tylko w słońcu, grzejąc w nim twarz i stopy, pozwalałam sobie c z u ć i uznawać siebie bez zastrzeżeń, uznawać siebie do końca taką, jaką byłam w środku i cieleśnie. 

A zaraz potem, jesienią wracałam do mądrych książek, żeby nakarmić rozum, zawsze głodny, niespokojny, zawsze gdzieś w drodze, osadzony w kulturowych opowieściach zbieractwa i wyciągania cały czas rąk do góry. Po coś i znowu po coś i jeszcze (ileż można brać?…)

Zamiast popatrzeć w dół, rozejrzeć się wokół siebie i zobaczyć, ile jest. Ile dostałam, również do (od)dania.

Tak, jak robię to latem. Nie karmiąc umysłu. Zatykając przed nim uszy, jak dziecko. Dziękując co rano za wszystko, co jest wokół mnie i dla mnie i nie uznając tego za o c z y w i s t e, jak z marszu dyktuje mój umysł.

Ja wiem, że on chce dla mnie jak najlepiej. Wybiega w przyszłość sprawdzając, czy nie ma tam dla mnie zagrożeń, wiem, że lubi, kiedy jest bezpiecznie. Ale jest też powtarzalnie. Ufając mu, niczego się o sobie nie dowiem ponad to, co kiedyś o mnie i o świecie mi opowiedziano. 

A serce mówi – sprawdzam. Popatrz uważnie. W dzień i w ciemności. Przyłóż ucho do ziemi. Przyłóż ucho do siebie. Co cię karmi? Co odżywia? Nie biegnij, wszystko, co masz, jest tutaj. 

Przyjmuj z wdzięcznością. Tak samo oddawaj. 

I nagle wszystko zaczyna do siebie pasować. Ścieżka, którą idziesz staje się naprawdę twoja. To, co masz wystarcza. Ty wystarczasz. Masz tyle do podarowania światu i tyle do przyjęcia od niego. Jedyne, co trzeba zrobić, to się odważyć. I pozostać z tym.

I kiedy późnym popołudniem otwieram „Pieśń ziemi”, trafiam na fragment: każdego dnia życie obdarowuje nas darami, ale nie chodzi o to, żebyśmy je zatrzymywali. Ich istota polega na pozostawaniu w obiegu, na zsynchronizowaniu wdechu i wydechu. Naszym zadaniem i radością jest podać je dalej i zaufać, że to, co ofiarujemy wszechświatu, zawsze do nas wróci.

dobrego, dojrzałego czasu i otwartości serca,

xoxo,

a.

TAGS
POWIĄZANE WPISY