Czułość na lato i życie.
Czułość na lato i życie.
Pojawia mi się zawsze, kiedy się zatrzymuję. W pół słowa i w środku zajęcia. Przy głębokim wdechu. Stoję w cieniu przedpokoju albo nasłuchuję z kanapy. Albo obieram pomidory na sos. Wyciskam cytrynę do szklanki.
Znika wtedy rozproszenie i nieustanne plany w głowie na zaraz, na wieczór i nawet na sobotę, choć przecież to dzień od zawsze bez planu, ale umysł wie swoje i na wszelki wypadek ustala coś beze mnie, kiedy tylko mu na to pozwolić.
Czułość. Potem zdziwienie, ile mam. I ciepło w całym ciele, od czubka głowy po palce stóp.
Z góry głos śpiewającej smutnie od wczoraj młodszej B. – Billie Eilish ogłosiła, że nie będzie już nagrywać. Pocieszam, że może chcę się chronić i potrzebuje odpoczynku.
Moje dziecko przytakuje przez łzy, tak, mówi, faktycznie, może przecież jeszcze wróci, prawda? Tak, kochanie, może się tak zdarzyć.
Starszy B. w drzwiach, na chwilę jestem, ja tylko po picie i idę dalej na podwórko. Koam cię, krzyczy już prawie za drzwiami, od lat, ch jest zawsze nieobecne.
Zbieram porzucone w pokojach szklanki, zostawioną w nich wodą podlewam kwiaty, pytam je, jak się mają. Tarasowy rododendron wreszcie wyszedł ze stanu dwuletniej hibernacji i milczenia i przemówił, głośno na fioletowo. Mam sukces na polu relacji roślinno – ludzkich, jak to cieszy…
Pies cierpliwie przenosi się za mną z miejsca na miejsce, w końcu zostaje w cieniu, pod biurkiem, opada z głębokim westchnięciem na podłogę.
Myślę o wszystkich miejscach, w których chciałam i miałam być. Nie byłam w ani jednym z tego dawnego planu, zajęło mnie życie.
Jestem teraz tu, w tej chwili, z czułością. Tu miałam być. Z początkiem kolejnego lata, kapryśnego, zmiennego.
Ziemia chce wody i samotności, za oknem znowu burza, kwiaty uginają się pod naporem deszczu, mrówki chowają w zakamarkach. Słychać dzieci z krzykiem i śmiechem biegnące do domów.
Za chwilę świeci ponownie słońce, wszystko paruje..
Tu miałam być, dzisiaj, w piątek po południu, końcem czerwca tego przedziwnego roku. Składam koszulki i cierpliwie szukam zagubionych par skarpet. Składam rozrzucone książki i zeszyty. Przytulam psa, który znowu położył mi się na stopach.
Zamykam okna, znowu jest burza. Przygotowuję książki do czytania na lato, dla siebie, dawno kupione, czekały w kolejce na wzięcie w ramiona. Ale jeszcze raz w moich rękach Sigrid Nunez, jej „Przyjaciel” to czułość pisarstwa, w której tonę, potrzebuję zanurzyć się w niej jeszcze raz.
Czy jeżeli przyjmiemy, że wszystko jest tak, jak być powinno, czy nie znaczy to, że po prostu poddajemy się losowi? – przypominam sobie pytanie od kogoś skierowane do mnie.
Ani trochę.
Przecież to nasza podróż i opowieść, również naszych wyborów. Kogoś spotkaliśmy, z kimś byliśmy, gdzieś wyjechaliśmy, czegoś nie chcieliśmy, czegoś pragnęliśmy, coś nam się nie udało, coś jednak tak i stoimy dzisiaj na progu lata, spragnieni słońca.
Przyjąć oznacza zaufać temu, czego się nauczyliśmy, zaufać temu, co dzieje się teraz, co nas doświadcza, pozwala nam wzrastać.
Zatrzymuję się w pół kroku. I myśli.
Zanurzam w czułości wieczoru. Tyle dźwięków.
Jest dobrze. Nie pytam, nie zastanawiam się. Przyjmuję.
Czuję.
Jakie to jest dobre.
Lata pełnego zatrzymań i czułości.
xoxo,
a.