Czego się nauczyłam tej wiosny?
Czego się nauczyłam tej wiosny?
Mignęło mi gdzieś na Facebooku, że już teraz jest zwycięzca w rankingu najbardziej bezsensownego zakupu dekady – okazał się nim być kalendarz – planer na ten rok.
I jeszcze ktoś żartobliwie przepowiada, że wobec tego, co się dzieje, przylot kosmitów pod koniec roku jest w zasadzie pewny. Jest połowa maja, a już chyba nic nie może nas zaskoczyć.
Czytałam przez ostanie tygodnie wiele rzeczy, napisanych przez ludzi o niebo mądrzejszych ode mnie, pisarzy, psychologów i filozofów. Czytałam eseje i tezy, historie o tym, że to, w czym żyjemy od wielu już tygodni, musiało się stać. Czytałam, że wyjdziemy z tego mocniejsi, że lepsi. Albo że wręcz przeciwnie, będzie inaczej i trudniej, a my pogubieni.
I obserwując swoje reakcje i zapiski, choć gdzie mi tam do autorytetu tych wspaniałych ludzi, zdałam sobie sprawę, że widzimy, czujemy i wyobrażamy sobie to, kim w gruncie rzeczy jesteśmy, nie zawsze zresztą mając tego świadomość. Ja przynajmniej na pewno trochę.
W każdej z czytanych przeze mnie historii i snutych opowieści jest jakaś prawda o rzeczywistości. I o nas samych. O tym, gdzie i w jaki sposób chcemy się tym wszystkim uzasadnić i o tym, że szukamy nici, z której utkamy naszą osobistą historię.
Nie widzimy rzeczy, jakimi są. Widzimy je, jakimi sami jesteśmy, pisała Anaïs Nin.
Mam i miałam przywilej spędzania tego dziwnego czasu w wystarczającej przestrzeni, perspektywy finansowe nie są dobre, przeciwnie, ale mamy co jeść i mam luksus czasu spędzonego z moją rodziną.
Nie wierzę w zbiorowe przebudzenie, w refleksję, która nas zmieni i uratuje zmęczoną i wychudzoną do granic planetę. Wysypujące się z autobusów tłumy ludzi biegnących potem pod Ikeę nie mogą się mylić – w końcu – ty tu (u)rządzisz, basta.
Ale jestem, jakąś płynąca cząstką energii, chwilą, w której ktoś mnie kocha i ja kogoś, kilkoma tysiącami oddechów i biorę tej wiosny swoją indywidualną lekcję obecności w tym dziwnym czasie.
Sama przez chwilę skłaniałam się ku przyczynowości i sygnałom od wszechświata, globalny lockdown ze swoją ciszą pokazał mi moją kruchość i miejsce w hierarchii przynależności gatunkowej dla planety. Zdaje się, że nawet komar bije mnie na głowę w swej przydatności tutaj.
Po czasie chwilowego zawieszenia i poczucia, że to tylko sen na jawie, przyszedł okres adaptacji i introwertycznej, dzikiej radości – cisza, puste ulice, nie muszę do nikogo mówić, nigdzie wychodzić.
Ale wewnętrzny świat niektórych wartości też po jakimś czasie uległ zawieszeniu. I pokazał złudzenia własnych przekonań i oczekiwań.
Ego, okazało się, to zwykły boomer.
Nie warto go słuchać, zbudowane jest przede wszystkim na cudzych przekonaniach i kulturowych wzorcach. Coś usłyszało, coś przeczytało, coś by chciało, co błyszczy się na zewnątrz.
Były rozczarowania i trochę smutku, chwilowy brak sensu. W języku, który znam, natychmiast nazwałabym to pustką.
Ale pustki nie ma. To nowy język, który odkrywam od dłuższego czasu. Nazwanie tego stanu jest istocie jego usankcjonowaniem. A więc nie – pustka, bo skoro istnieje, nie może być brakiem.
Więc jednak coś, stan zatrzymania, przejściowy. Moment głębokiego oddechu, przynajmniej dla mnie.
Czego się nauczyłam tej wiosny?
Że energia podąża za naszą uwagą, dlatego kontroluj, w którym kierunku pozwalasz jej iść.
W izolacji – tu znów pozorny paradoks – pojawia się całe połączenie ze wszystkim, co jest wokół. Nie istniejesz bez tego. Bądź uważny.
Samotność uwiera tylko wtedy, jeśli boisz się prawdy o sobie. Ale nie ma nic bardziej wyzwalającego, niż wysłuchanie, co masz do powiedzenia sobie i nazwanie tego, co cię uwiera.
Nauczyłam się, że potrzeba mi dużo mniej, niż myślałam.
Nabrałam jeszcze więcej szacunku do rzeczy oczywistych. Moje codzienne wybory, konsumpcja, wkład w to, jak wygląda świat wokół mnie. Jakość mojego czasu, komu i czemu go poświęcam.
W tym, na co realnie mam wpływ, moje życie jest lustrem moich przekonań, co nie oznacza, na szczęście, że przekonania te są prawdziwe. Warto je regularnie weryfikować.
Współczucie – również w swoim kierunku, pozwala przestać oceniać, również innych. To zmienia nieprawdopodobnie wiele.
Myślałam, że się nie spieszę, ale mam wrażenie, że dopiero teraz naprawdę się tego nauczyłam. Podobnie jak cierpliwości.
I najważniejsze – jeśli czegoś chcesz, naucz się najpierw to dawać.
W czasie i przed sobą samym, przed którymi dziś nie da się uciec, widać to najwyraźniej.
pięknego maja, pełnego pachnących kwiatów, szparagów i miłości.
xoxo.
a.