Nauczyć się odpuszczać.
Nauczyć się odpuszczać.
W sobotni, mroźny (dziesięć stopni to przecież dla ciepłolubnych początek prawie zimowego koszmaru) poranek stoję w kuchni rozdarta wobec własnego, wczorajszego zobowiązania, że oto idę biegać, a przemożnej chęci zostania w domu, w ciszy, wśród snów B&B i niespiesznej kawy i czytania.
Dylemat rozumu i mojej samodyscypliny w kontrze z potrzebą serca, które mówi mi odpuść dziś i potrzeby ciszy i ciepła i jeszcze psa, który już zajął na kanapie miejsce obok mnie i patrzy wyczekująco hej, ale przecież siedzimy tu razem rano, nie?
Zaglądam w okno, spoglądam na filiżankę i zaglądam w siebie. Dwa mocne oddechy.
Odpuszczam.
Co zdarza mi się ostatnio coraz częściej. Nie dlatego, że nie dbam, nie dlatego, że się nie troszczę. Właśnie dlatego, że mi zależy, uczę się słuchać nie tylko tego, co do siebie mówię i mówią mi inni, tego, co mnie wobec tego porządkuje i definiuje, ale także tego, co czuję. Co tłumione, a teraz dopuszczane do głosu, pozwala mi zaufać. Bardziej być.
Od – puścić przenosi mi się już od dłuższego czasu na tematy większe, niż tylko niewiele znaczący sobotni konflikt między wybieganym ciałem, a duszą nakarmioną poranną lekturą.
Od – puścić znaczy nie trzymać się kurczowo, nie przywiązywać, pozwolić się stawać, doświadczać. Słuchać. Być ciekawym. Kosmosu. Siebie w nim. Uczyć się siebie. Słyszeć swój głos.
Od kilku lat uczę się odpuszczać oczekiwaniom. Tym wobec innym. Choć to wymagający proces. O ile więcej nagle wokół czułości, ile więcej w sobie mają nagle najbliżsi ludzie, jeśli przestaniemy ich postrzegać przez pryzmat wyobrażenia tego, jacy powinni być według nas.
Dla nas.
O ile zawstydzająco możemy nagle doświadczyć siebie, jeśli okaże się, że to, co nas najbardziej w nich uwiera, to nasze własne, niewygodne schowki, które skrzętnie ukrywamy.
Im bardziej uciekamy w oczekiwania, tym bardziej oddalamy się od siebie.
Od – puścić znaczy też zostawić za drzwiami zewnętrzne oczekiwania wobec nas. Jakie masz mieć życie i jak w nim wyglądać? Jaką być osobą w każdej ze swoich ról? Jakie są twoje sukcesy?
Takie, jak je zdefiniujesz. Nie musisz być nikim innym poza sobą, to twoje życie, mierzone twoją własną miarą, które dobrze byłoby przeżyć tak, żeby nie zwątpić w sens własnego istnienia, jego zasadności. Ta zawsze istnieje, w kosmosie nic nie stwarza się przez przypadek…
Od – puszczać też w zanurzaniu się w ciemnolubne scenariusze, co do których przecież nigdy nie wiadomo, czy się wydarzą, a które zabierają moce i zamykają oczy na to co dobre, obfite, zaraz obok nas.
Wieczorami siedzę więc na kanapie, zamykam oczy, ufam, że stanie się tak, jak ma się stać.
Od – puszczać mulitaskingom, byciu zajętym, byciu up to date, jesiennym kolekcjom w sklepach. Zapełniać swój czas po swojemu, poddając się tylko cykliczności natury, tylko w takie sezony się zanurzać.
Odpuszczać temu, co nas kurczowo przy sobie trzyma nic nie dając w zamian. Zostawiać za sobą, żal w końcu minie.
Od – puszczać wewnętrznemu krytykowi, wiem, że chcesz dobrze, wymachuję mu w myślach i tłumaczę poradzę sobie sama, wspieraj mnie swoją troską, ale nie podcinaj mi skrzydeł.
Dlatego puszczać wolno, mimo lęku, niekończące się poszukiwanie wystarczających dowodów na to, że jest się już dobrą i och tak, już doskonałą, według algorytmu kulturowego, doskonałą na świetne życie.
I nie, nie potrzebujesz żadnego potwierdzenia z zewnątrz. Ja też.
Dbam o swój własny świat, ten codzienny, ale i wreszcie też o ten wewnętrzny, w pisaniu i szukaniu obrazów. Tak, jak potrafię, wspierając się, podejmując wysiłek, czując też przede wszystkim radość. Odkrywam, że o to chodzi w życiu i byciu, w każdym jego aspekcie.
A lęk będzie zawsze.
Ale nie ma pojęcia o naszych mocach.
Jeśli sobie odpuścimy, puścimy wolno od nas to, co wyuczone i wysłuchane, nawykowe i racjonalne, zejdziemy trochę niżej, na poziom, na którym umysł zatrzymuje się zdziwiony, otwierają się drzwi do siebie.
Nagle dziwionej, zaskoczonej, że tyle można doświadczyć, niewiele potrzebując z zewnątrz, wszystko mając w sobie.
Pięknego wejścia w jesień.
xoxo