Sierpień i kilka myśli.
Sierpień i kilka myśli.
Przyszedł mój miesiąc najukochańszy ze wszystkich. Cichy dojrzałością późnego lata, pełny w śliwki i słoneczniki i spadające perseidy.
To najlepszy miesiąc na palenie świec wieczorem na tarasie i na już tęsknotę za ciepłem, które zaraz zniknie. W sierpniu jeszcze krótkie spodenki, ale już w pogotowiu miękki sweter na wieczór, gotowy do ogrzania przed późnowieczornym chłodem. Zachody słońca nad rzeką, nawet tu, na przedmieściach, są magiczne, różowo – złote.
W sierpniu najmocniej się kocha. Najbardziej tęskni za każdym dniem, który odchodzi.
***
Wychodzę codziennie wcześnie rano z moim małym (siedem miesięcy), wielkim (dwadzieścia pięć kilo psem) i otwieram kolejny, letni dzień. Powoli, bo jej się rano nigdy nie spieszy.
Pies wie, co to zen. Żadnego robienia dwóch rzeczy naraz. Trzeba popatrzeć w słońce, zjeść trochę porannej trawy, porozglądać się na boki, obgryźć patyk. Zajrzeć do ogrodu Carmen, ulubionej sąsiadki, może akurat ma otwarte drzwi i pozwoli przegonić tam wszystkie ptaki. A ja wyjdę albo z naręczem lawendy albo właśnie dojrzałymi figami prosto z drzewa.
Patrzę na to moje zwierzę i myślę o tym, że tak czasem wzdycham, że odkąd jest, mam dużo więcej pracy w domu. Że wszędzie są jej włosy. Że ciągle walczę wyrywając jej z pyska kolejne ukradzione z kosza śmieci.
Wysiłek.
Żyjemy w świecie, w którym nie trzeba się starać. Wszystko jest na wyciągnięcie ręki. Większość prosto z aplikacji.Tymczasem każda cenna relacja i każda wartość jest owocem wysiłku. Dobre i ważne sprawy wymagają uwagi, dają nam wiele w zamian za własną pracę. Traktowane jak oczywistość wycofują się i znikają.
Przez to odchodzi miłość, niepielęgnowana. Nic nie jest tak mało odporne na brak czułości i zainteresowania jak ona. Zamyka się w sobie, zaciska powieki i któregoś dnia znika. Bezszelestnie, przezroczysta, zostawiajac tylko zdjęcia i wieczorny smutek.
Któregoś dnia nagle z pokoju wychodzą dzieci, bo już nie chcą prosić o naszą uwagę. Żeby być blisko i razem trzeba wysiłku dania czegoś z siebie. Rozmowy, czasu, ciekawości. To nie jest oczywiste, że ktoś jest i już. O ludzi trzeba dbać.
Żeby nauczyć dziecko, żeby wierzyło w siebie i miało do siebie zaufanie, trzeba mu o tym mówić, nie oddawać tego internetom. Żeby sie nauczyło miłości, do siebie i innych, trzeba słuchać, co ma do powiedzenia. Tulić, niezależnie od wieku.
Siedzę wieczorami na tarasie ze starszym B. Słucham w ciszy wyznań jedenastolatka. Tłumaczy mi swój świat, pełen skomplikowanych emocji, pierwszych większych konfliktów i rozczarowań i ciągle jeszcze dziecinnych radości, nie poddających się zasadam życia na zewnątrz. Patrzę potem wieczorem w rozświetlone niebo, wilgotnieją mi oczy, bo wiem, że daje mi rzecz tak cenną, swoje zaufanie do mnożących się, już nastolatkowych, sekretów.
Żeby mieć zaufanie do siebie, żeby naprawdę doświadczać życia, trzeba wysiłku i odwagi. Trzeba ciekawości i wiecznego braku pewności, że oto już na pewno się wszystko wie. Codziennej pracy, cierpliwości i jednak marzeń, które uskrzydlają wyobraźnię. Zaglądania regularnie w kompas, bijący na wysokości piersi. Ten się nie myli. Podobnie jak intuicja.
Wysiłek.
Kiedy rano wstaję z łóżka, słyszę już za drzwiami wielkie oczekiwanie i radosny tupot psich łap i wiem, że za chwilę wielki łeb wtuli się we mnie. Nikt się tak nie cieszy na mój widok. Wtedy już nie jest ważna kwestia podłogi i latających wszędzie włosów.
Kiedy cierpliwie wystukuję kolejne litery, w ciszy, w czasie, który go dla nich rezerwuję, po ostatniej kropce przychodzi spokój i cicha radość. Poczucie spełnienia. Że o to powstało coś, z cierpliwości i dbania o to, z poświęconego czasu. Na biurku, przerobionym własnoręcznie z kuchennego stołu z Ikei.
***
Wkładamy tyle wysiłku w pracę, żeby móc wrócić do dużego mieszkania i mieć po niej święty spokój i żeby już dzieci nie przeszkadzały i ach, idźcie już do siebie, jest tak głośno. Wkładamy tyle wysiłku w kupno rzeczy, żeby w końcu coś z tej pracy i życia mieć. Miesza nam się, co jest ważne, co mniej i nie zadajemy sobie pytania, po co tu właściwie jesteśmy. Gonimy za czymś wyobrażonym, zamiast wstać rano i powiedzieć dziękuję, wiedząc, że mamy do kogo wracać.
***
Dni wyfruwają cicho wraz ze zmierzchem za okno. Bezpowrotnie. Nigdy nie wracają. Naprawdę nigdy.
Sierpień najmocniej o tym przypomina.
***
Ściskam serdecznie.
xoxo