Życie w zachwycie.

Wpis lekko próżniaczy.

18 lipca 2018

Wpis lekko próżniaczy.

Jest lato, więc tradycyjnie, od kilku lat, robię porządki w domu. Lato otwiera okna i drzwi, serca i umysł. Lato chce lekkości i przestrzeni. Latem otwieram szafy, szafeczki i zakamarki, pakuję nieużywane rzeczy w worki i z uczuciem szczęścia oddaję je dalej w świat i zamykam potem wszystko, odciążone i świeże. 

Latem przekonuję się, że materialnie coraz mniej mi potrzeba, a coraz więcej uczuć i związanych z tym doświadczeń. Z małymi, próżniaczymi wyjątkami.

I choć uważam, że nie definiuje nas stan posiadania, a minimalizm to idea zacna i bardzo mi bliska, a esencjalizm jeszcze bliższy, bo skłaniający do mądrych przemyśleń na temat tego, co w życiu ważne, to są jednak rzeczy, które po prostu są mi potrzebne i za nic, ale to za nic, ja przynajmniej, nie mogę się z nimi rozstać. Mało tego, często dokupuję niektóre z nich, lekko chyba ponad minimalistyczno – esencjonalną miarę.

Są takie rzeczy, które zwyczajnie nas dopełniają i nadają nam charakteru, czyniąc codzienność piękniejszą niż zwykle. Albo zatrzymują na dłużej wspomnienia.

1. Filiżanka do kawy kupiona za dwa złote. Mam w domu filżanek wiele, z Ikei i z pchlich targów, z pięknej, starej porcelany, cieniutkiej i ciężkiej. Gładkie albo lekko finezyjne, ale nic nie przebije skromności tego szarego maleństwa. Z żadnej, ale to żadnej filiżanki kawa nie smakuje tak kawowo. Nie i już. Dbam o nią bardzo, warczę, jeśli ktoś  (czyli mąż) chce mi ją podprowadzić i niecnie wypić z niej coś samemu. Drżę o nią i czule trzymam za małe uszko.

2. Kalosze firmy Hunter. To jeden z najbardziej próżniaczych zakupów w moim życiu. Kupiłam je trzy lata temu, bo były piękne. I tylko dlatego. Eleganckie, zgrabne i stylowe stylowością brytyjską. Stały dwa lata niczym piękny dodatek do przedpokoju, aż nagle pojawił się pies i teraz spełniają cudownie swoją funkcję. Niestraszne mi pola i wysokie trawy, dumnie po nich kroczę zanurzona po kolana. Sprawdzają się też zimą w kombinacji z grubymi skarpetami.

3. Notesy i długopisy. Przykładam wagę do słów. Zasługują na to, by nie były pisane byle czym. Długopis powinien być ciężki i cieniutko pisać. Powinien być gotowy do zapisywania emocji, mieć siłę je unieść, również ciężar dramatów wykańczanych zapłakanym ogonkiem jakiejś litery. Notesy, byle malutkie, znajdują się u mnie wszędzie. Szuflada w kuchni, kanapa w dużym pokoju, torebka, regał w sypialni. Zawsze może pojawić się nagła myśl, która nie może ot tak, po prostu zniknąć.

4. Dwie książki. Viktora Frankla Człowiek w poszukiwaniu sensu. Zawsze przy łóżku. Powinna być lekturą obowiązkową. O człowieczeństwie, mądrości, sile ducha. I malutka, szczera do bólu książka Matta Haiga Reasons to stay alive. Moja towarzyszka w czasach niedoli i nadziei. Przede wszystkim nadziei. Obolała od zabierania ze sobą wszędzie. Pozbawiona okładki (pies…), tym bardziej cenna (…właśnie dowiedziałam się, że jest polskie wydanie pod tytułem Dobre powody, aby zostać przy życiu).

5. Puste butelki po perfumach. Banalnie i dziecinnie niczym do pluszowych misiów bardzo, bardzo przywiązuję się do zapachów. Decyzja i zakup nowego to temat na osobny wpis, to zawsze historia rozstania i szukania nowej miłości. Wyciągam czasem pochowane, puste buteleczki z szuflady ze swetrami i przypominam sobie czas, w którym określony zapach był dla mnie ważny. I wracam do nich dodając czasy nowe. W ubiegłym roku wróciłam do Aqua di Parma Minto di Paranea. Zaliczam też regularne powroty do Hermèsa i cytrusowego Un Jardin de Mediterranée. Koniec końców zapachowo zawsze ląduję gdzieś we Włoszech…

6. Miski, miseczki. Story of my life. Na zupy, sałaty, kilka oliwek i garść suszonych pomidorów. Nie komplety, ale pojedyncze, zjawiskowe, dyskretne albo oszałamiające skromnością bieli i dobrej porcelany. Czy może być coś piękniejszego latem niż biały obrus i na nim mnogość prostych kształtów różnej wielkości wypełnionych małymi smakowitościami?

7. Ramki na zdjęcia. Najlepiej białe, najlepiej w stylu vintage. Na nieszczęście od dwóch lat mam za rogiem TkMaxxa…

8. Książki – albumy o pięknych wnętrzach. Toskania, Prowansja, wnętrza minimalistyczne, skandynawskie i te nad morzem. Wtulić się wieczorem w koc w rogu lewej kanapy, otworzyć przed sobą piękna książkę na kredowym papierze, zachwycać się zdjęciami. Próżniactwo doskonałe.

9. Lniana torba od Pepe Jeans i dżinsy w stylu boyfriend z Zary. Torba, niegdyś błękitna niczym lipcowe niebo, teraz wyblakła do granic możliwości i wysłużona z racji pojemności zdolnej do pomieszczenia w niej całego świata. Początkiem lata pakuję w nią wszystko, co niezbędne dla siebie i dzieci i idziemy nad wodę. Dżinsy piorę na okrągło, zdaje się, że są już cieńsze o połowę z wytarcia.

Ja wiem, że to tylko rzeczy. Ale na tyle potrzebne, żeby dbać czule o wspomnienia i tworzyć nowe. Smakować, wciągać powietrze do płuc, zatrzymywać cenne zapachy.

Latem potrzeba  lenistwa i braku dyscypliny.

I zdecydowanie odrobiny zdrowego próżniactwa.

xoxo

TAGS
POWIĄZANE WPISY