Rozwój Życie w zachwycie.

Czasem się układa, jeśli jest się cierpliwym.

20 czerwca 2018

Czasem się układa, jeśli jest się cierpliwym.

Jedną z rzeczy, której absolutnie nie jest w stanie zrozumieć mój mąż jest fakt, że od zawsze mój telefon jest w trybie cichym. Szczerze mówiąc nawet nie wiem, jaką ma ustawioną melodię, kiedy dzwoni, bo podobnie jak w każdym poprzednim, tak również w najnowszym natychmiast ustawiłam modus na bezdźwięczny. 

W każdym razie kłopot męża polega na tym, że nie jestem cały czas  d o s t ę p n a. Zdarza mi się oddzwonić dopiero po kilku godzinach, czego skutkiem jest czasem foch i nerw po drugiej stronie światłowodów.

Wbrew współczesnej kulturze bycia non stop na bieżąco i w kontakcie z całym światem cenie sobie oldskulową wolność rodem z ubiegłego stulecia i nie uważam, że powinnam być cały dzień w gotowości bojowej i służbie mojego smartfona. 

Oczywiście są sytuacje, kiedy telefon jest niezbędny. Starszy B. jest od poniedziałku w zielonej szkole i tu nie ma zmiłuj się, na esemesy o treści jak się macie, tak tęsknię za tobą, muszę reagować natychmiast, inaczej czuję już z daleka rozpacz dziesięciolatka, który zamiast szczęśliwie taplać się w wodzie rozmyśla o tym, że matka po dwóch dniach już o nim nie myśli.

Drugą sytuacją, w której telefon jest niezbędny jest fakt robienia zakupów przez A. Niczym wirtualny przewodnik prowadzę go wtedy telefonicznie przez zawiłe i skomplikowane meandry supermarketu precyzyjnie określając, że pożądany słoik oliwek jest na wysokości jego wzroku, a po moje ulubione pomidory suszone musi zadrzeć głowę i spojrzeć w lewo.

Poza tymi wyjątkami uważam, że smartfon służy przede wszystkim do robienia zdjęć i sprawdzania pogody, a nie trzymania go cały dzień przy sobie w kieszeni.

Martwi mnie fakt oddania temu, ponoć szpiegujacemu nas, urządzeniu. Bo z jednej strony tryb cichy i fiu fiu, fomo mnie nie dotyczy, a z drugiej strony ze zdumieniem  złapałam się ostatnio na tym, że w zasadzie ciągle przepraszam, że nie odebrałam od razu i że oddzwaniam tak późno. Coś dziwnego dzieje się z naszą kulturą, że natychmiast czujemy się winni, kiedy choć na chwilę przestajemy być jej częścią.

Bardzo przepraszam, ale od dziś nie przepraszam, ponieważ to jasne, że skoro nie odebrałam, to znaczy, że robiłam coś niezmiernie ważnego. Jak na przykład dzisiaj, kiedy goniłam po mieszkaniu psa, który chwilę po tym, jak podlałam kwiaty wpadł do największej doniczki celem wykopania w niej dziury, co jej się zresztą fantastycznie udało, żeby potem z impetem przenieść się do kuchni, będąc upapraną od stóp do głów ziemią celem okazania mi swojej radości i oddania, że jej taką fajną zabawę zorganizowałam. A sobie samej zajęcie i ubiegłotygodniowe postanowienie poprawy i że nie przeklinam poszło w najciemniejszy kąt.

Podobnie zafrasowana czuję się słysząc pytanie o najbliższe plany, w końcu idą wakacje. W końcu żyjemy w erze planowania i nie wolno tak marnować czasu na ich brak. A już na nicnierobienie to w ogóle. Cóż, na dzień dzisiejszy planów nie mam żadnych.

Po bardzo pracowitym i intensywnym emocjonalnie maju mam ochotę stać się choć na kilka dni dzieckiem i przez chwilę, tak jak kiedyś zawsze po zakończeniu roku szkolnego bez wyrzutów sumienia nic nie robić. Zdziwić się ogromem wolnego czasu i siedząc na kanapie, nonszalancko i z nudów pluć pestkami czereśni do miski.

Takie chwilowe nicnierobienie jest nieprzyszłościowe, wiem, i prawie ociera się o próżniactwo. Cóż, moja intuicja i stan mojego ciała i ducha mówią jednak, że to jest to, co czasem jest jednak bardzo potrzebne i żebym dała sobie spokój z wyrzutami sumienia. Bo oczywiście słyszę złośliwe podszepty jego kulturowej części, która pomawia mnie o marnotrawstwo czasu i brak progresu w codziennym samorozwoju.

Dzisiaj będę chodzić w słońcu. Po prostu chodzić w słońcu, chce mi się powtarzać za ulubionym Bukowskim.

Bez chwilowej struktury, z porozwiewanymi na wszystkie strony myślami i z niemartwieniem się o przyszłość najbliższego weekendu w postaci spadku temperatury i strasznych ulew, o których mówienie przez cały dzień ma nam pewnie kazać na chwilę zapomnieć o smutku i połamanych nadziejach po pewnym meczu.

Czasem potrzeba pozwolić być sobie dzieckiem, które szczęśliwe nie uznaje systemu i potrzebuje tylko przestrzeni i braku butów. Czasem potrzeba pozwolić sobie zamknąć drzwi od pokoju, który wymaga natychmiast odkurzacza i udać, że w ogóle o tym nie wiemy i nie mamy żadnego natrętnego poczucia obowiązku.

Czasami potrzeba dać się przytulić wieczornemu, ciepłemu powietrzu i z dziecinną wiarą zaufać, że wszystko będzie dobrze i się ułoży.

I czasem się układa, jeśli jest się cierpliwym, nie chce zbyt wiele i nie popędza czasu.

Ściskam czereśniowo.

xoxo

TAGS
POWIĄZANE WPISY