Rozwój

Wirtualne zmęczenie.

15 lutego 2018

Wirtualne zmęczenie.

Ostatni tydzień spędziłam daleko od domu, w pięknej górskiej cywilizacji, mimo dostępu do wifi świadomie rezygnując z jakiejkolwiek obecności w mediach społecznościowych i w internecie (no dobrze, prawie, wrzuciłam trzy zdjęcia na instagram, ale okolica była piękna, więc awww….). 

Podczas kiedy moja rodzina i przyjaciele zachwycali się słońcem i długością narciarskich tras, ja cierpliwie bądź mniej walczyłam z naturą usiłując ją uwiecznić na zdjęciach. Albo czytałam. I długo i dużo spacerowałam usiłując poukładać i poskładać w sobie i w życiu pewne sprawy. Bo styczeń okazał się wyjątkowym hultajem i zbombardował mi wszystkie plany, zdaje się, że od razu całoroczne.

Im dłuższa była moja nieobecność w wirtualnej rzeczywistości tym większy pojawiał się opór, żeby do niej wrócić. Cisza i brak jakichkolwiek informacji nieustannie chcących mojego emocjonalnego zaangażowania okazały się cudownie kojącym towarzyszem.

Myślę o tym, jak ogromnie dużo pracy wykonujemy codziennie czytając i komentując to, co robią inni. Jak łatwo dać się wciągnąć w pułapkę przeżywania życia innych, poświęcania innym własnego czasu. Energii i emocji.

Jak łatwo przekroczyć granicę, w której życie w sieci jest bardziej emocjonujące od tego na wyciągnięcie ręki. Nawet tu, w górach, na wysokości dwóch tysiąca metrów nad poziomem morza przed każdym miejscem, w którym można coś zjeść, krzyczy napis mamy wifi. Czy to nie absurd?

Żyjemy w świecie, w którym więcej się konsumuje niż tworzy. Również w wirtualnej rzeczywistości. Stajemy się konsumentami czyjegoś życia lub śmierci (niedawna zbiorowa eksperckość od himalaizmu, której sama uległam, przyznaję, też się w emocjach wymądrzyłam), zamiast kreować swoje. Nie mamy wielkiego wyboru, co pojawia się na naszym facebookowym wallu. Wiemy tyle, ile wyliczy i poda nam tajemniczy algorytm.

Czas spędzony w internecie bardzo często nie jest ani odrobinę twórczy. I nie da się go odzobaczyć.

Tak wiele osób ma anonimowo tak dużo do powiedzenia. Tymczasem w realnym życiu słów jest coraz mniej. Potrzeba bądź następstwo jakiś zdarzeń, jakimi są emocje, jest wypełniana wirtualnie. Samotność znika wobec przybywających znajomych na Facebooku, frustracja uchodzi wraz ze złośliwym komentarzem, w sieci pewność siebie tak pięknie nabiera masy.

Wracam powoli do świata internetu i czuję lekką niechęć. W nim nie ma czasu na odpoczynek. Musi się ciągle coś dziać i trzeba nieustannie być czujnym, by o nas nie zapomniano. Widzę, że wiele osób martwi się zmianami na Facebooku, który znowu coś wykombinował i nie pokazuje, ile i co mamy do powiedzenia. Trochę mnie niepokoi, jak bardzo jesteśmy od tego zależni, a już na pewno nasze dobre samopoczucie.

Cicho wierzę w równowagę jako bazę codzienności. Regularnie sprawdzam, czy nie przechylam się zanadto w jedną albo w drugą stronę, omijam skrajności. Podobnie z byciem w wirtualnym świecie. Cenię prędkość i możliwość dostania wiedzy w internecie, ale budzenie moich dzieci rano i zapach porannej kawy jest moim realnym wspomnieniem. Wczorajsze wydarzenia w internecie i czyjaś nowa sukienka na jakiejś gali niekoniecznie.

Piszę i jest dla mnie bardzo ważna Twoja obecność, mój drogi Czytelniku, ale tak modne ostatnio tworzenie relacji w mediach społecznościowych, codzienna obecność na Facebooku, nie do końca mi się udaje, bo widzę, że wymaga ode mnie nieustannej wirtualnej czujności, a to nie do końca jest zgodne z moją filozofią.

Na Facebooku wszyscy biegną, a ja lubię się w podróży rozglądać. I nie mam zdania na każdy temat. I często czegoś po prostu nie wiem.

•••

Co do budzenia, to wymyśliłam sobie pewną teorię spisku, że budziki w smartfonach wymyślono w  sprytnym celu. Żeby natychmiast po przebudzeniu automatycznie sprawdzać, co dzieje się w internecie. Sama się na tym złapałam.

Mam zamiar kupić zwykły budzik.

Góry były romantyczne, zabrałam się więc za czytanie poezji. I pewnie wcale nie przez przypadek mocno mi utkwiło w głowie pewne zdanie Adama Zagajewskiego: to nie czasu nam brakuje, tylko skupienia.

Którego zresztą chyba na nowo trzeba się nauczyć.

Ściskam tęskniąc za wiosną.

Buziak.

TAGS
POWIĄZANE WPISY