Krótki wpis o zwykłych sprawach.
Krótki wpis o zwykłych sprawach.
Kilka dni temu młodsza B., między jednym, a drugim ugryzieniem jabłka stwierdziła, że ona to się, ach, tak zmienia niemożliwie. Jeszcze jakiś czas temu miałam takie długie włosy, nosiłam tylko sukienki i nie miałam pojęcia o makijażu. A teraz, zobacz, sukienka never ever, tylko dżinsy. Timo obciął mi włosy (nasz kochany fryzjer) i o mejkapie wiem prawie wszystko (vlogowa edukacja Agnieszki Grzelak i Red Lipstick Monster). Myślisz, że się jeszcze zmienię?
Jasne, kochanie, jeszcze setki razy (mamuśku, ona ma dopiero osiem lat…), tyle przed Tobą, moja malutka dziewczynko. Jestem już duża!, protestuje. Dla mnie zawsze malutka, tak samo, jak twój brat.
***
Mimo zen i uważności, o które staram się dbać w codzienności, choć czasem wychodzi mi koślawie, bo ulegam miastu i lecę nieprzytomnie zaplątana w multitasking, to zamartwiam się czasem, że nie zdążę wystarczająco nakochać i poprzytulać.
Więc tulę ogromnie i czasem śpię jak śledź między nimi, między łokciem, kolanem i zimną stopą. To chyba jedyna zachłanność, jaką w sobie mam. Na bliskość i czułość. Zapach kochanego człowieka. Zostaje z nami najdłużej.
Dość wcześnie bezpowrotnie wywędrowałam z domu, wiem, czym jest odejście najbliższych osób i samotność, która potem przychodzi. Żal, że się tylu rzeczy nie zdążyło przeżyć, komuś czegoś powiedzieć.
Nie zdążyłam się też pożegnać .
Bo to przecież takie oczywiste, że kładziemy się wieczorem spać i przywita nas poranek. A wszystko, co złe, dzieje się w telewizji i na innej planecie. Tak myślimy, tak lekko, jakbyśmy byli nieśmiertelni.
Ludzie przeznaczają czas na ekscytujące zdobywanie świata, na pracę w zamian za piękne rzeczy, kupują przyjemności, zamiast kochać mocno ludzi i o nich dbać. Zapominają, że tylko to zostaje na zawsze i daje odrobinę sensu i wzruszeń na końcu wskazówki zegara.
***
Określam siebie w kategorii chwili, tymczasowości, nie po to, żeby się ciągle bać, ale dlatego, żeby cały czas pamiętać, co jest najważniejsze. Nie tracić czasu na kłótnie i rozmowy o pogodzie. Nie marnować na milczenie i własny egoizm.
Nie wolno iść spać pokłóconym. I wyjsć z domu rano pokłóconym też. Domowa zasada nr 1. Bo co, jeśli poranek albo popołudnie nagle nigdy więcej się nie wydarzą?
Nauczyłam się, że trzeba się jak najwięcej o sobie dowiadywać, w końcu zmieniamy się na przestrzeni lat.
A co, jeśli to umknie? Jeśli nagle okaże się, że tak naprawdę niewiele o sobie wiemy i nie starczy nam wspomnień na zimowe wieczory?
W świecie, w którym co chwilę ktoś nam mówi, jacy mamy być, a dla którego i tak nigdy nie będziemy wystarczający, najlepsze, co można z siebie i sobie dać, to czas dla drugiej osoby. Obecność. Uważność słuchania. W ciszy. Zwyczajność codziennego bycia z sobą, wychowywania dzieci, wspólnej kolacji i wygłupów. Wspólnych smutków i radości.
Dobrze przeżyte życie to takie, w którym jest się blisko z tymi, dla których jesteśmy ważni, ciekawi ich. Kiedy wszystkie najlepsze chwile zdarzają się wtedy, kiedy oni, ci najważniejsi ludzie, są na wyciągnięcie ręki.
Przynajmniej trzy razy dziennie trzeba się przez dłuższą chwilę przytulać. Posłuchać, co ma się do powiedzenia. Zasada domowa nr 2. To takie ważne mówić na głos o tym, co się czuje, co siedzi w głowie i cię zajmuje.
***
Lubię, kiedy w domu jest cicho. Słyszę wtedy, jak młodsza B. śpiewa malując, a starszy wygaduje głupoty z kolegą i trzaskają im w zębach czipsy. Lubię wieczorem słuchać historii, które teraz, właśnie przed snem i choć jest tak bardzo późno, muszą być wypowiedziane już i natychmiast.
Bo na końcu tej historii jest zawsze koam cię (ch zawsze ucieka). I nawet jeśli jutro będzie koniec świata, to moja krótka historia zawsze będzie historią o tym, że ktoś mnie bardzo kochał. I pożegnał na dobranoc.
I dla tego kogoś też.
***
Luty przyszedł. Póki co, chodzę w adidasach. A w Lidlu dostałam karczochy. Jeszcze nie wiem, co z nimi zrobię. Na razie wydaje mi się, że są bardzo fotogeniczne.
Pięknego weekendu.
Buziak.