Zimowy stan umysłu.
Zimowy stan umysłu.
Dziś rano spadł pierwszy śnieg i zrobiłam sobie z tej okazji długi spacer wzdłuż rzeki. To luksus miejsca, w którym mieszkam, siup i już jestem nad brzegiem wody. Samotne spacery mają to do siebie, że można ze sobą trochę porozmawiać, poukładać w głowie i nawet dać bezwstydnie upust własnej wrażliwości, wzruszając się troszeczkę, że ojej, jak ten śnieg pięknie pada i znowu wszędzie Last Christmas, buuuu… Dzisiaj na spacerze byłam naprawdę tylko ja i kilka kaczek. Na drugim brzegu łabędzie i czyjś szczęśliwy pies.
Takie widoki, drzew, których gałęzie schylają się pokornie od nadmiaru śniegu i bieli, która zabiera linię horyzontu, zawsze mnie zatrzymują. Zima przykrywa świat, ale otwiera umysł na to, co skrzętnie chowamy na co dzień. Zima mi mówi, że nic nie jest trwałe i stanowczo zamyka kolejny rok.
Jeśli lato jest od beztroski, gapienia się w niebo i smaku chłodnego wina na tarasie, zima jest od przytulania wszystkiego, co najcenniejsze. Zima jest od szybszych powrotów do domu, od siedzenia pod kocem i udawania, ze nie widzę wyjadanego w tajemnicy masła orzechowego. Od powtórek filmowych w telewizji i zapachu świeczek. Od oglądania zdjęć, na których B&B byli mali i nagłych, szpilkowatych ukłuć lęku, że czas nigdy nie wydłuży dla nas swojego oddechu. Że za chwilę ta chwila stanie się przeszłością.
Zima jest do pomyślenia, że kiedy jest bardzo zimno, dobrze jest wiedzieć, ze ktoś na nas czeka. Że nie liczą się rzeczy, tylko miejsca i twarze, małe i duże zachwyty. Zapachy, które zostają w zakamarkach pamieci, smaki, czasem na nowo obudzone, a za nim wspomnienia, tak ważna część naszej obecności.
Zima jest od tego, żeby się na chwilę zasmucić, że wobec całego kosmosu, jesteśmy tu tylko naprawdę na chwilę. Bardzo krótką, więc czas już wracać do domu, gdzie jest wszystko, co najważniejsze.
Że trzeba rzucić w cholerę myślenie o tym, że czegoś nam brakuje i bardzo chcielibyśmy coś mieć. Że to naprawdę nie ma znaczenia.
Przez większość roku wydaje się nam, że każde kolejne jutro się wydarzy. Że nie ma limitu, że pośpiech jest konieczny, że nas uzasadnia. Tworzymy z siebie zbiór dynamicznych czasowników i wydaje nam się, że to nas definiuje. Że kiedyś tam już przestaniemy się spieszyć i będzie tak, jak sobie wyobrażamy. Zima temu przeczy.
Gonimy za szczęściem w postaci statusu i ilości rzeczy, tymczasem to stan umysłu i nasza odpowiedź na świat.
Można się porównywać z innymi albo tylko ze sobą i swoją miarą, w końcu to nasze życie i lepiej być sobą niż świetnym kimś innym.
Można chcieć zawsze więcej albo pijąc poranna kawę czuć spokój, że ma się tak wiele.
Można mieć nadzieję, że wreszcie coś się zmieni albo wstawać wcześniej niż zwykle, żeby zmienić siebie.
Można myśleć, że zawsze się zdąży powiedzieć komuś jak bardzo jest ważny albo mieć świadomość, że jutro to nie constans i mówić to codziennie.
Można bezkarnie myśleć, że zawsze jest czas na coś albo być świadomym i przypominać sobie, że wcale tak nie jest.
Można wreszcie bezpiecznie czuć się w jednej przestrzeni przez lata albo ciągle mieć odwagę i wyglądać z ciekawością zza rogu.
Stan naszego umysłu, fakt, jak jest nam ze sobą i światem i wszystko, co z tego wynika jest tylko i wyłącznie naszym wyborem. Jakość naszej historii zaczyna się w nas samych.
•••
I jeśli nie będziemy szczęśliwi tu i teraz, nigdy nie będziemy.
I jeśli chcemy, tam, kiedyś, na końcu niczego nie żałować, to warto pamiętać, że najważniejsze rzeczy w życiu to nie są rzeczy.
Pięknego piątku. Jest słonecznie, ale mroźno. Idę gotować zupę z kuminem na rozgrzanie.
Ściskam serdecznie.
Buziaki.