Rozwój

Rzeczy, które mi się nie udają.

16 listopada 2017

Rzeczy, które mi się nie udają.

Jest całe mnóstwo rzeczy, które mi się udają. Często intuicyjnie albo dlatego, że szczęście mi dopisało albo też dlatego, że po prostu się staram, żeby wszystko grało. Ogólnie rzecz biorąc nie jest źle. Potrafię też wziąć się w garść i jak coś sobie postanowię, to powoli i cicho idę do celu.

Ale, jak to w życiu, jest też mnóstwo rzeczy, które mi się nie udają i uprzykrzają życie i nijak, naprawdę nijak nie mogę tego zmienić. Powodem oczywiście nie jest spisek światowy czy złośliwość rzeczy martwych, ale moja własna osoba i brak dobrych nawyków bądź znane w bliskim gronie moje bujanie w chmurach.

Oto lista rzeczy, które mi się nie udają. Nawet bardzo.

1. Nie udaje mi się przestać zapisywać na newslettery. Przyznaję,jestem uzależniona. Jest tyle fantastycznych rzeczy na świecie, o których można się dowiedzieć, a jeszcze jak mi dorzucą za to, że się będę regularnie dowiadywać, śliczną grafikę albo obiecają, że zmienią jakimś ebookiem moje życie, to koniec, mają mnie w sekundę na liście subskrybentów.

Przychodzą do mnie newslettery od fotografów, pisarzy, coachów, nauczycieli języków, grafików, specjalistów od zarządzania czasem, projektowania, sprzedaży, finansów, storytellingu i wielu innych.

Dzisiaj znowu zapisałam się na dwa. Aghhh. I nawet jeśli co jakiś czas robię czystkę, sortuję według zasady jeśli nie przeczytałam w ciagu tygodnia to już nie przeczytam, to potem jak mi jest za pusto, to muszę sobie szybciutko uzupełnić.

2. Nie udaje mi się używać kalendarza i bardzo nad tym ubolewam. Wiem, że dzięki planowaniu udałoby mi się dużo więcej robić, ale brak mi nawyku. Nawet jeśli coś zapiszę, to i tak zapominam, że zapisałam, potem zapominam kalendarza i w rezultacie zapominam, że dzisiaj miałam gdzieś pójść. Bardzo mi to przeszkadza.

Pierwszy raz w życiu jestem po lekturze książek Briana Tracy, czuję się mile zaskoczona tą lekturą i zmotywowana. I postanowiłam zrobić kolejne podejście do życia z kalendarzem. Tracy pisze, że żeby coś stało się nawykiem, potrzeba 21 dni. Zobaczymy.

3. Nie udaje mi się zapamiętać przebytej drogi. Jestem absolutnym nieogarem orientacyjnym. Mogę dwadzieścia razy przejechać tę samą trasę z kimś, kto mnie prowadzi, sama jej nie powtórzę. Nigdy. Doprowadzam tym do rozpaczy A. Jak możesz tam nie trafić, przecież jechałaś tamtędy tysiąc razy!? Nie trafię i już, nie pamiętam drogi. Nie, i nawigacja też nie wchodzi w rachubę, ona zawsze prowadzi po swojemu, dużo mówi i to mnie rozprasza.

4. Nie udaje mi się utrzymać kwiatków w domu. Jestem znanym w okolicy kilerem kwiatów doniczkowych i tarasowych. Uwielbiam rośliny i wszystko, co zielone. Ale zapominam o podlewaniu (znowu ten kalendarz..). Zajechałam nawet nieśmiertelne drzewko szczęścia i kaktusa.

Od kilku tygodni mam monsterę, bardzo jej pilnuję, aż się boję, czy z kolei jej nie uśmiercę przez podtopienie, tak regularnie dostarczam jej wody. Zależy mi na niej. Jest piękna. Może mi uleczy instynkt mordercy chlorofili.

5. Nie jestem w stanie przestawić się kompletnie na ebooki. To jest bardziej ekologiczne, wiem. Ale jak wpadam do księgarni, to mam obłęd w oczach, papier z dobrą treścią daje tyle miłości. A potem można te książki poukładać sobie na nowo na półce, pościerać z nich kurz i niektóre poprzytulać.

Niestety nie udaje mi się też czytać jednej książki na raz. Jestem otoczona kilkoma i w zależności od nastroju, potrzeby i smuteczków sięgam po tę albo tamtą. Ale zawsze z miłością.

6. Nie udaje mi się starannie i z zaplanowaniem przygotowywać do podróży. Zawsze, zawsze robię to na ostatnią chwilę, pakowanie trwa u mnie najwyżej kilka minut i zawsze czegoś zapominam. Pół biedy, że dla siebie, ale dla dzieci… To jest okropne. Wiem. Ale ja bardzo przeżywam każdą podróż, mam reisefieber i wcześniej się pakować nie potrafię. Coś w głowie mi zabrania. Serio.

7. Zawsze wracam do domu z prawie tym samym swetrem. Szarym. Zawsze szarym. Uwielbiam swetry, to takie moje ulubione umilacze jesieni i czasem idę na poszukiwanie nowego. Kiedy wracam zachwycona, że oto mam, nowy miękki i piękny, słyszę od A.: a nie masz już przypadkiem takiego? Sprawdzam szafę i faktycznie, mam. Prawie. Wracam tylko sprostować, że odcień jest inny.  Szarości moje miłości. 

8. Nie udaje mi się w spokoju i do końca, ze z r o z u m i e n i e m odczytywać instrukcji obsługi. Myślę wolno, naprawdę wolno i to jest takie przykre, jak bardzo chcę coś złożyć albo nauczyć się obsługiwać i gubię się w poleceniach. W momencie, kiedy nie rozumiem czegoś, przyjmuję za pewnik, że to kosmiczny spisek przeciwko mnie, rzucam instrukcję, przedmiot, którego instrukcja dotyczy i się obrażam.

9. Nie udaje mi się, absolutnie po mistrzowsku, pieczenie ciast. Jestem mistrzynią niedopieków, nieudanych eksperymentów i niedodanych, zapomnianych składników do ciasta. Cukierniczo wychodzą mi tylko dwie rzeczy: muffiny z pewnego przepisu z Kukbuka, który jest najcenniejszą pozycją wśród moich książek kucharskich. I tarta z owocami, na której przepis trafiłam u Olgi z MerCarrie. I jak mi ta tarta w lipcu wyszła, to się aż wzruszyłam. Muffinki mam już obcykane na poziomie level master i w niezliczonych wariacjach i ozdobach.

10. I wreszcie nie udaje mi się nie wzruszać wobec trzech czwartych rzeczy na świecie. Powodem do trzęsącej się brody jest dziecko, które się uśmiecha, cisza nad wodą, starsi ludzie, moje dzieci, kiedy słyszą ich równe oddechy, aparat fotograficzny, który dostałam od A.

Piękne sztućce i lniany obrus w Zara Home, świąteczne oświetlenie na ulicach, kwiaty w pewnej maleńkiej budce w centrum miasta, stara filiżanka na pchlim targu, reportaż w wiadomościach, że ktoś komuś pomógł i każdy film dla dzieci. Ba, nawet serial może być powodem do chlipania. Tu nic nie zmienię. Nawet 21 dni i dziesięć tysięcy godzin robienia tego samego mi nie pomoże.

Cała reszta jest do wypracowania. Chyba. Jakaś część na pewno. Prawda?

A jak jest u Was?

Ściskam jarmarkowo-kolorowo.

Buziaki.

TAGS
POWIĄZANE WPISY
Aga Krzyżanowska
Wiedeń/ Świdnica

Literatka, fotografka, nefelibata. Opowiadam historie o codzienności, w której w soboty jest zen, a we wtorki końce świata (albo na odwrót i w zupełnie inne dni). Czasami piszę książki, zawsze mam w torbie aparat, na ogół polegam w kuchni. Codziennie bujam w obłokach. Stamtąd wszystko lepiej widać.

Facebook