Myśli na grudzień.
Myśli na grudzień.
Jeszcze jest listopad, wyjątkowo miękki w tym roku, ciągle, mimo pory roku, udają mi się spacery fotograficzne bez rękawiczek. Patrzę na pięknie oświetlone miasto, kuszące od połowy listopada i podświadomie wtłaczające wszystkim już teraz świąteczny, ach, przecież tak rodzinny nastrój. Nawet drzewa zamiast liści mają lampki. Sklepy pełne, ludzi pełno, wszyscy się spieszą, idą święta. Mam wobec tego już kilka myśli na grudzień.
W Wiedniu o tej porze je się placki ziemniaczane i pieczone kasztany, z którymi budki albo po prostu małe piece stoją na każdym rogu. A na każdym świątecznym jarmarku popija Punsch albo Glühwein, z dodatkiem owoców. Obydwa są gorące i rozgrzewają rumem. Jest też rzecz jasna wersja dla dzieci.
Płaci się kaucję za kubek i można sobie z nim swobodnie spacerować miedzy kolorowymi straganami, kupić bombkę, czapkę na zimę i truskawki w czekoladzie, a potem napełnić kubek na nowo, gdziekolwiek się chce. I potem zabrać do domu. Kubki co roku są inne, w tym roku mają kształt buta Mikołaja. Podejrzewam, że B&B raczej nie odpuszczą i wzbogacimy się o dwa.
***
Ze świętami jest podobnie, jak z urodzinami młodszej B. Wieczorem, po wszystkich szkolnych i domowych tortach, zmęczona przyszła do mnie i stwierdziła, że urodziny to właściwie bardzo smutna uroczystość, bo czeka się na nie cały rok, a to jest taki zwykły dzień.
***
Moja koleżanka podpowiedziała mi świetny sposób na prezenty dla dzieci. Jej z kolei powiedziała to jej amerykańska koleżanka. Dzieci wybierają sobie upominki w czterech kategoriach i według tych kryteriów je dostają: to, czego potrzebują, to, czego chcą, coś do ubrania i coś do czytania. Pierwsza i druga kategoria na ogół się pokrywa, druga jest sprytna i oszczędna, a na czwartą zawsze warto wydać. Ciekawe, że pomysł jest amerykański. Ale może ta koleżanka mojej koleżanki to po prostu amerykańska minimalistka?
***
Gdyby większości z nas zadać pytanie o to, co jest dla nas w życiu ważne, takie najważniejsze, założę się, że zdecydowanej większości nie wpadłaby do głowy odpowiedź: chcę mieć tyle pieniędzy, co Jeff Bezos albo chociaż tyle, co zarobił Brad Pitt w swoich wszystkich filmach.
Większość odpowiada, że to rodzina, udany związek, spełnione marzenia. Tak zresztą wyglada większość naszych życzeń na urodziny i na pewno przy świątecznym stole. Chcemy być zdrowi, szczęśliwi, codziennie tak jak dzisiaj, w dniu urodzin i świąt, bo jest tak miło i wszyscy są dla nas mili, chcemy być kochani i mieć spokojne, wartościowe życie.
Tymczasem okazuje się, że najwięcej czasu i energii zabiera nam koncentracja na pracy i statusie materialnym, a potem satysfakcja z nich. Na rzeczy, które są dla nas tak ważne i wymieniane jako najważniejsze zostaje czasu najmniej.
Jesteśmy w stanie poświęcać wiele w imię widocznego standardu naszego życia. Ile czasu poświęcamy tym rzeczom i wartościom z życzeń? Tym, które w końcu stanowią sens naszej codzienności?
Każda rzecz i wartość, na której nam zależy, również wymaga zaangażowania. Żadna zdrowa, dobra relacja nie tworzy się sama. I nie rozwija się sama. Dzieci, żeby czuły się kochane potrzebują więcej niż zabawek. Marzenia, podobnie jak plany potrzebują naszej siły sprawczej. My sami, by czuć się dobrze ze sobą i światem potrzebujemy spojrzenia w głąb siebie i pracy na poziomie własnych emocji.
Te najważniejsze sprawy wydają się oczywiste. Po prostu są. Choć o te oczywistości trzeba dbać najbardziej, bo są najbardziej kruche. Związki stają się milczące, bo sama oczywistość istnienia dwójki ludzi razem nie wystarcza. Trzeba dbałości o tę subtelną sferę początkowej fascynacji, a potem ciekawości i wsparcia we wspólnym byciu razem. Wychodzenia z ról rodziców i bycia przez chwilę dwójką ludzi chcących ciągle jeszcze wiedzieć, co ma się w środku, najgłębiej.
Żeby nie czuć się źle potrzeba nam czterech przytuleń dziennie, żeby czuć się dobrze i bezpiecznie około dziesięciu. Dzieci potrzebują dużo więcej.
B&B są ciągle jeszcze bardzo miłośni, mimo wieku szkolnego poranne i wieczorne tulenie przypomina nieustannie zapasy i licytowanie, kto kogo kocha mocniej. Wieczorami trwa walka, komu uda się mnie przetrzymać u siebie dłużej. Chyba jestem szczęściarą.
***
Potrzebni jesteśmy sobie sami, mocni i pełni wsparcia, żebyśmy umieli sobie poradzić, kiedy coś pójdzie nie tak. Kiedy czasem wali się świat. A jeśli okazuje się, że jednak na ogół coś idzie nie tak, to znak, że nasz sposób widzenia świata nas nie wspiera. Że trzeba coś zmienić w nas samych.
Dalaj Lama pisze, że każdy powinien spędzić ze sobą samym przynajmniej dziesięć minut dziennie. Po to, żeby siebie samego posłuchać, czy naprawdę robimy w życiu to, co chcemy, czy żyjemy tak, jak najmocniej byśmy chcieli.
Chwilowe spotkania ze sobą pozwalają zwolnić. W powolności na wierzch wychodzi to, z czym nam dobrze, a z czym źle. W pośpiechu niewiele się słyszy, niewiele zauważa.
Każde cele i marzenia wymagają naszego poświęcenia. Nie spełniają się w fantazjach. Wymagają pracy i zaangażowania. I żyją według prawa karmy: tyle z nich dostajesz, ile sam im dałeś. Pisanie mi się odwdzięcza, jeśli codziennie siadam do biurka choć na chwilę. Porzucone obraża i milczy.
Może więc grudzień to dobry czas, żeby sobie na jego początku zażyczyć choć odrobinę tego najważniejszego dla nas? Zwolnić już teraz?
Do tego trzeba nas samych, obecnych, bardziej uważnych. Ale warto. Wyjść z systemu, ominąć galerie, zbiorową hipnozę, czas spędzić z ludźmi przy stole, wieczorami i mieć, nomen omen, już przed świętami święty spokój?
Ściskam serdecznie chrupiąc fistaszki.
Pięknego weekendu.
Buziak.