Gdybyś mógł być, kimkolwiek chcesz.
Gdybyś mógł być, kimkolwiek chcesz.
Siedząc wczoraj przy porannej wodzie z cytryną, trafiłam na Tumblr (uwielbiam, bo taki minimalistyczny, choć wciąga tak samo bezlitośnie i bez skrupułów jak Facebook) na pytanie:
czy gdybyś mógł być, kimkolwiek chcesz, wybrałbyś siebie?
Pytanie ciekawe i wbrew pozorom całkiem trudne, bo odpowiedź dużo mówi o nas samych. Przede wszystkim o tym, co mamy tam, mocno w środku i o naszym stosunku do tego.
Przekartkowałam w głowie obrazy moich dawnych idoli (jak miałam osiem lat najbardziej chciałam być Winnnetou), bliższe i dalsze koleżanki. Przypomniałam sobie uśmiech Julii Roberts i jej nogi w najnowszej reklamie Calzedonii, wzniosłam oczy do nieba na myśl o Marion Cotillard i doszłam do wniosku, że jednak tak.
Na dzień dzisiejszy wybrałabym siebie. Bo jest mi już powoli, teraz, wreszcie dobrze ze sobą.
Przez bardzo długi czas oglądałam się za innymi. Wychowana na bardzo grzeczną dziewczynkę, zbyt poważną i z książką o savoir vivre pod pachą, bez potrzeb własnych, za to z umiejętnością dopasowywania się do potrzeb innych, nie przyszłoby mi do głowy zadać sobie pytanie, czy dobrze mi ze sobą.
Ważne było, żebym była akceptowana przez wszystkich. Żeby wszyscy mnie lubili.
Kiedy miałam piętnaście lat, milion pryszczy, które zrujnowały mi życie i jedną parę kiepskich dżinsów, marzyłam, żeby być jak pewna dziewczyna z mojej klasy. Wysoka, długonoga z figurą modelki, której mama do tego wszystkiego była kosmetyczką, więc jej cera wywoływała we mnie codziennie szlochy zazdrości przed lustrem. Ona była piękna i nie musiała się świetnie uczyć, a i tak wszyscy byli dla niej tacy mili.
W liceum i na studiach chciałam być jak moja współlokatorka. Otwarta, zdecydowana, brylującą w towarzystwie. Ona zawsze miała to, czego chciała. Nie miała kompleksów, każdy cel był wyzwaniem, a kontakt z wieloma ludźmi czystą przyjemnością i okazją do pokazania się.
Potem przyszły smutne czasy po stracie moich rodziców i wyjazd do wielkiego, obcego miasta. Najbardziej na świecie chciałam być każdym innym, byle nie sobą.
A potem pewien człowiek powiedział mi, że jeśli nie podejmuje się decyzji za siebie, to podejmują je za nas inni i to jest bardzo smutne.
•••
Nie ma nic lepszego w życiu niż moment, w którym zdajemy sobie sprawę, że nasze życie, a przynajmniej jego jakość i nastawienie do niego, zależy w głównej mierze od nas. I od tego, jaki my mamy stosunek do nas samych.
Że mamy wpływ na to, jak wygląda nasze życie. Że jeśli nie lubimy siebie, nie lubimy innych. I że w innych najbardziej denerwuje nas to, co uwiera głęboko nas samych.
To trudne i jednocześnie uwalniające zajrzeć mocno w głąb siebie i zdefiniować swoje potrzeby. Rozprawiać się z własnymi brakami, pracować nad nimi, niektóre po prostu zaakceptować. Nie katować się za błędy, kiedy trzeba przeprosić i wyciągać wnioski. A potem iść do przodu z poczuciem, że jest się mądrzejszym niż wczoraj.
Gdybym miała wybrać, kim chcę być, dzisiaj wybrałabym siebie. Znajduję w sobie spokój i lubię być ze sobą. Już lubię. Grzecznie wyprosiłam z życia słowo perfekcja, które jest jakąś formą ucieczki od bycia sobą. Słowo wystarczajaco podoba mi się dużo bardziej.
Jestem wolna od poczucia, że wszyscy muszą mnie lubić. Wiem, co jest dla mnie ważne. Co mniej. Jeszcze kilka lat temu z imprez wychodziłam na palcach i z poczuciem winy, że tak szybko (wytrzymuję maksymalnie do północy, a i tak z trudem), dziś mówię głośno dobranoc i jadę do domu.
Jeszcze jakiś czas temu usiłowałam się przekonać, że stanie przed grupą dorosłych i nauczanie ich z kulką lęku w brzuchu minie, dziś wiem, że po prostu nie chcę tego robić i do tego nie wrócę.
Mam słabsze strony, które akceptuję i które są częścią mnie, a nie przeszkodą do pokonania. Nie znaczy to, że się uwielbiam, są dni, że me, myself and I walczymy ze sobą zaciekle, ale nie jestem już swoim największym wrogiem.
•••
Kiedy przychodzi do mnie starszy B. i pyta, czy dobrze w czymś wygląda odpowiadam pytaniem, czy podoba się sobie sam. No, mi się podoba, mówi. Podobnie traktuję młodszą. Słuchaj, to twoja sukienka, jeśli ty się sobie podobasz, to to, czy podoba się to innym nie ma znaczenia.
Nie zadaję im pytania o to, kim chcieliby być w przyszłości. Wolę pytać, co chcą robić.
Chciałabym, żeby to było oczywiste, że nie chcą być nikim innym, jak tylko sobą.
Mnie zabrało to bardzo dużo czasu.
A jak jest z Tobą?
Pozdrawiam serdecznie jedząc kasztany. Już są. Uwielbiam. Namiętnie.
Buziak.