Myśli z kanapy.
Myśli z kanapy.
Kanapa w dużym pokoju to moje ulubione miejsce w domu. Wbita w jej lewy róg czuję się bezpiecznie i mogę z dobrej pozycji obserwować prawie wszystko, co dzieje się wokół. Nie umknie mi żadna nawalanka B&B na górze ani Luna, która znowu pakuje się w doniczkę na tarasie.
Na kanapie najlepiej mi się myśli. Choć nie zawsze są to myśli mądre. Albo odkrywcze. Nie zmieniają świata na lepsze ani nikomu nie pomagają. Ale czasem poprawiają mi humor. Chociaż tyle. Jesienią potrzebny jest humor, mnie przynajmniej bardzo, zanim wpadnę w rozpacz przed zimą.
Co do humoru zauważyłam, że bardzo poprawia go konkretne sprzątanie mieszkania. Jak się przebiegnę po pokojach, pochodzę w górę i w dół z odkurzaczem, naklnę przy odrywaniu taśmy klejącej z biurka i podłogi (młodsza B), przestaję się przejmować problemami świata wokół i swoimi własnymi. Cieszy mnie poukładana, pachnąca przestrzeń. Porządki w mieszkaniu robią porządek w głowie. Kłopoty staja się mniejsze i nagle znowu zaczynam myśleć o ich rozwiązaniu, a nie rozmiarze.
•••
Na poprawę humoru dobrze robią też spacery i zaglądanie do cudzych ogródków (ja własnego nie posiadam). Ponieważ nie mam psa, kot się nie nadaje, a dzieci chcą dobrowolnie iść ze mną tylko wtedy, jak im obiecam po spacerze solidną porcję węglowodanów, zabieram ze sobą aparat i robię zdjęcia kwiatom sąsiadów. I nawet jeśli ze stu zdjęć ładne jest tylko jedno, to też jest mi lepiej, bo każde nowe zdjęcie jest przecież lepsze od poprzedniego. Każda fotka, jak i każda inna rzecz, choćby najmniejsza, ale robiona systematycznie, składa się w końcu na tę upragnioną całość, do której dążymy. Na radość wysiłku i własnego rozwoju.
•••
Sierpień urlopowo spędzony w domu i bez wielkich przedsięwzięć uświadomił mi, jak ważne jest, żeby być czasem dla siebie łagodnym. Przestać na chwilę wymagać od siebie w imię reżimu odpowiedzialnej dorosłości i systemu, który uwielbia słowo sukces. Odpuścić na chwilę plany, myślenie o przyszłości, czasie, który ucieka i pozwolić sobie być wystarczającym. Chaotycznym. Nadmiernie skupionym. Nieuporządkowanym albo z natręctwem perfekcjonizmu. Lubić się bez zastrzeżeń.
•••
I chcieć być sobą. A nie kimś innym. Co wiele razy mi się zdarzało. Najpierw w podstawówce, kiedy chciałam być jak długonogie koleżanki z doskonałą cerą i najmodniejszymi ubraniami, a potem na studiach jak brylujące w towarzystwie, zdolne i obrotne dziewczyny z akademika obok. I jeszcze chciałam być taka utalentowana w czymś, jak ktoś inny. I mieć tyle pięknych rzeczy, które miał jeszcze ktoś inny
A teraz nagle zdarza się, że zwyczajnie jest mi dobrze będąc sobą. Choć szczerze mówiąc na ogół jestem typem ponuraka myśliciela. I jeszcze te porażki kuchenne…Więc udaje mi się chyba osiągnąć spektakularny poziom samoakceptacji. Niebywałe, do czego prowadzi siedzenie na kanapie.
•••
Swoją drogą serdecznie polecam ponuractwo na wielkich, nudnych imprezach, typu firmowe party integracyjne, które jednak czasem trzeba zaliczyć. Wystarczy standardowa minka i nikt do ciebie nie podchodzi, a ty w spokoju możesz sączyć wino i pogryzać orzeszki.
•••
Szczęście to praca wewnątrz (happiness is an inside job), przeczytałam ostatnio u Jonathana Carrolla. Właśnie dlatego nieszczęśliwi stajemy się, kiedy wydaje nam się, że szczęście jest gdzieś poza nami i zaczynamy porównywać się z innymi. Tymczasem dobrze jest się porównywać tylko ze sobą. Gdzie byliśmy jakiś czas temu? Gdzie jesteśmy dziś? Wychodzi na plus. Zawsze.
•••
Zatęskniłam za wizytami na pchlich targach. Mimo wyraźnych ciągot do minimalizmu i uważnego rozdzielania potrzeb i zachcianek, uważam, że szukanie starych filiżanek, maleńkich, srebrnych łyżeczek albo kolejnego dzbanka z porcelany jest jednak życiową potrzebą. A życiowych potrzeb nie powinno się w ignorować. O nie. Ja w każdym razie ja postanowiłam przestać. I w niedzielę rano, po naprawdę długiej przerwie, wybieram się znowu na pchli targ. Stara porcelano, nadchodzę.
•••
Potrzebuję jeszcze trochę czasu, żeby się ogarnąć. Jeszcze jestem w pracy, trzy tygodnie, choć mentalnie już poza tym wszystkim. Wyglądam zza rogu i wypatruję długoterminowej prognozy pogody dla swojej najbliższej przyszłości. Boję się, martwię, jestem ciekawa, czasem skulona w lewym rogu mojej kanapy. I z pomocą nagle przychodzi Charles Bukowski (przyznaję, że leży ostatnio często przy łóżku):
Życie jest tak dobre, jak dobrym pozwalasz mu być.
I nagle jest piątek rano, jestem tu i teraz, świeci słońce. Nie martwię się tym, co przecież jeszcze nie istnieje.
Przytulam B&B i zajmuję się życiem, które właśnie się odbywa.
Pięknego weekendu. Ściskam. Buziaki.