Proste plany na lato.
Proste plany na lato.
Planować długoterminowo nie lubię, ale zbliżające się lato i długie dni dają wrażenie większej ilości czasu, a słońce daje energię do maksymalnego wykorzystywania go. Czuję na przestrzeni roku, że wyraźnie zwolniłam tempo, decluttering gratów też ma się dobrze i ja mam się dobrze. Mimo większych i mniejszych kłopotów jestem wdzięczna za tyle rzeczy, dużych i małych. Jesteśmy zdrowi, dzieci szczęśliwe odliczają dni do końca roku, jest wreszcie ciepło, a mnie udaje się w miarę wszystko ogarnąć tak, że wieczorami mam jeszcze czas na to, żeby spokojnie sobie podumać. Co bardzo lubię, bo wbrew pozorom to bardzo produktywne zajęcie. Moje upraszczanie życia rozciąga mi się na coraz więcej sfer codzienności również w kwestii planów i własnych zajęć.
Od kilku dobrych tygodni zdecydowanie ograniczam czas poświęcony tylko chwilowym zajrzeniem na facebooka. Mówisz sobie, że tylko zerkniesz i nagle nie wiadomo jak i skąd jest dwie godziny później. Zaczęło mi to przeszkadzać, nie lubię mieć poczucia braku kontroli nad sobą i własnym czasem i ograniczam się teraz tylko do porannej i krótkiej wieczornej wizyty, bardziej w związku z blogiem, niż osobistą potrzeba sprawdzenia, co się dzisiaj wydarzyło na świecie i na ściankach.
Pewnie nie przypadkowo czytam właśnie książkę Płytki umysł. Jak internet wpływa na nasze życie Nicholasa Carra i jestem lekko przerażona tym, co z badań autora wynika. Wspaniała zdolność naszego mózgu, jaką jest jego neuroplastyczność i umiejętność kształtowania się na nowo przez całe życie, poddaje się ilości czasu, jaki spędzamy w sieci. Ślizgamy się po powierzchni kilkunastu rzeczy i tematów naraz, jesteśmy na ciągłym haju informacyjnym. To przebieganie – pisze Carr – które niegdyś stanowiło środek do osiągnięcia celu oraz sposób wychwycenia informacji wymagających głębszej analizy – staje się celem samym w sobie, naszym ulubionym sposobem zbierania różnego rodzaju informacji i ich interpretowania. Naturalnie, zyskujemy coś, co się nazywa multitaskingiem, jesteśmy w stanie zajmować się kilkoma rzeczami naraz. Tracimy natomiast głębię tematów, kreatywność i umiejętność refleksji.
Sama złapałam się na tym, że czytałam ostatnio pięć książek naraz i korzystam jednocześnie z telefonu i tabletu. I jeśli jeszcze jakieś lata temu byłam wstanie usiąść i czytać przez godzinę non stop, tak od dłuższego czasu co chwilę muszę coś sprawdzić, nieustannie coś mnie rozprasza i zdałam sobie sprawę, że jestem na dobrej drodze do fomo.
Dlatego robię sobie mocny detoks od Marca i postanowiłam również ograniczyć sferę rzeczy, którymi się ostatnio zajmuję i których tak czy siak nie jestem w stanie w żadnym stopniu porządnie ogarnąć. Mam swoje proste plany na lato.
Po pierwsze przestałam spontanicznie kupować książki. Jeśli ubraniowo jestem minimalistycznie poprawna i naprawdę od dłuższego czasu sporadycznie zdarza mi się coś kupić i jeśli już to z potrzeby i braku, a nie zachcianki, tak w temacie książek czułam się absolutnie z tego rozliczona, bo przecież chodzi o wiedzę, umysł, rozwój i jeszcze kilka innych przekonywujących siebie samą argumentów.
Na początku roku zrobiłam duży krok i pozbyłam się dobrze ponad stu książkowych pozycji. W zasadzie mogłabym przeprowadzić operację raz jeszcze, ale póki co, cieszę się regałem koło łóżka, który wcześniej stał zawsze w dużym pokoju i zostawiam tę kwestię na bliżej nieokreślony czas. Książek jest teraz tyle, na ile akurat potrzebuję.
Jeśli chodzi o zakupy, to każdą pozycję, którą natychmiast teraz muszę mieć, zapisuję w notesie w specjalnej zakładce na książki. Założyłam sobie, że najpierw przeczytam wszystkie pozycje z osobistej Biblioteki Nieprzeczytanych Książek (mam na nie specjalny regał), a dopiero potem sięgam po listę z notesu. Wyjątek stanowią pozycje albumowe, zdjęciowe i stylowe. Tych raz na jakiś czas nie mogę sobie odmówić. Aghh.
W moim rodzinnym mieście, w którym bywam dość często, odkryłam ostatnio świetnie zaopatrzony antykwariat, którego pozycje są w katalogu online, więc wiem już teraz gdzie pójdę najpierw z realizowaniem mojej listy.
Po drugie ograniczam liczbę osobistych zainteresowań. Zauważyłam, że upycham w Pocket (apka w postaci kieszonki, do której wrzucasz teksty, których nie możesz przeczytać od razu) informacje do przeczytania na później z zakresu psychologii i wszystkiego, co z tym pokrewne, szeroko pojętego marketingu, jak zrobić podcast, jak ogarnąć social media, diy i jeszcze kilka innych tematów. A później nigdy nie nadchodzi. Miałam już wrażenie ciągłego gonienia nowych informacji i braku bycia na bieżąco ze światem. I znowu, chyba nieprzypadkowo, wpadła mi w ręce książka Gary Kellera i Jaya Papasona Jedna rzecz. Zaskakujący mechanizm niezwykłych osiągnięć. Do niezwykłości nie dążę, ale lektura tej pozycji uwolniła mnie od pościgu za ogarnianiem kilku tematów na raz i zastanowienia się, co naprawdę mnie interesuje i w czym chcę być dobra na swój własny użytek.
Najważniejsze to fotografowanie lustrzanką. Sprawia mi tak niesamowitą przyjemność łapanie chwil, utrwalanie pięknych rzeczy i dokumentacja dzieci, póki jeszcze mi nie uciekają, że wyciągnęłam wreszcie mojego starego Nikona i studiuję ustawienia aparatu nie tylko w trybie automatycznym. Niesamowitą nauczycielką okazała się Aneta z Zenblog, która sama zajmuje się fotografią zawodowo i zaoferowała mi swój czas, żeby przybliżyć mi podstawowe zagadnienia fotografii. Jestem jej ogromnie wdzięczna, wreszcie coś mi się rozjaśnia i nie stoję bezradna wobec parametrów zdjęcia. Długa droga przede mną, ale celem jest po prostu dobra fotografia na użytek własny i bloga, który jest w sumie istotną częścią mnie samej i chcę, żeby to miejsce było moje od początku do końca, bez obrazków z banku zdjęć.
Druga kwestia to ponowne przyswojenie w dobrym stopniu angielskiego, którego jakość z roku na rok mi opada. Lubię ten język, mówiłam w nim kiedyś biegle, ale nieużywany podlega niestety smutnemu procesowi wtórnego analfabetyzmu. Żeby się zmobilizować zrobiłam sobie listę interesujących mnie anglojęzycznych blogów w temacie minimalizmu, slow i fotografii i regularnie je czytam. Po pierwsze to świetne źródło inspiracji, po drugie bezprzymusowe, przyjemne lekcje nauki języka.
Lato raczej spędzimy w domu. W czerwcu czeka nas tylko krótki wypad do Włoch, ale i tak cieszę się ogromnie. Nie jest to Toskania, tylko Grado w regionie Wenecji, ale to ślicznie architektonicznie miasteczko, będzie na co popatrzeć i za co wznieść toast dobrym, włoskim winem. Może uda nam się w sierpniu wyjechać na tydzień nad jezioro. A. jest zapalonym żeglarzem i ciągnie go tam niemiłosiernie.
Nadchodzi najpiękniejszy dla mnie przynajmniej czas w roku. Ożywam, żadna temperatura nie jest dla mnie za wysoka i do tego dojrzewają truskawki. Nasza mięta na tarasie jest gigantem i ma liście wielkości mojej dłoni. A Luna, nasza kotka, regularnie ją podjada.
Jest tyle pięknych chwil, spraw i rzeczy, które dają szczęście. Wystarczy zwolnić. I mocno oddychać.
Pięknego weekendu. Buziak.