Kompleksy, miłość i instagram.
Kompleksy, miłość i instagram.
Mam ostatnio taką przypadłość, że lubię czytać komentarze. I komentarze komentarzy też. Pod artykułami prasowymi i wpisami blogowymi. Czytanie komentarzy jest jak nieskończone studium przypadku. Człowieka. I w ogromnej części niestety jego kompleksów. Co najbardziej widać właśnie w internecie.
Mam takie wrażenie, że ludzie obrzucają innych tym, czego sami się bardzo wstydzą albo czego innym bardzo zazdroszczą. A internet jest idealnym miejscem na wylewanie swoich kompleksów zebranych w przeciągu całego życia. Zawsze zastanawia mnie, czy gdyby osoba, która kogoś obraża za jego plecami albo w necie stanęła nagle obok niej, czy byłaby w stanie bez mrugnięcia oka powiedzieć jej to samo w twarz?
Im bardziej wrzucam komuś, że jest gruby i brzydki, tym bardziej dotyczy to mnie i mojego myślenia o sobie. Im bardziej krytykuję kogoś kompetencje w czymś, tym bardziej tego właśnie pożądam, a nie posiadam. A na samym dnie moich kompleksów jest strach, że ktoś to odkryje, dlatego trzeba głośno krzyczeć.
Kompleks jest zawsze wynikiem tego smutnego braku poczucia własnej wartości. Wydaje nam się, że jak kogoś oplujemy, to zrobi nam się lepiej. Jakoś robi, jak po wypiciu red bulla, nagły strzał cukru i high, ale tylko na chwilę. Potem znowu jest się bez sił i ze zgagą.
Kompleksy rosną razem z nami. Z kompleksów rodzi się nienawiść, którą internet jeszcze podkręca, bo można ją uprawiać praktycznie bezkarnie.
W dzieciństwie uczy się nas przede wszystkim, żebyśmy byli mili dla innych. Uprzejmi, umieli się dzielić i ładnie wpasować w społeczeństwo. Tymczasem najpierw trzeba być miłym dla siebie. To z tego rodzi się poczucie własnej wartości. I w konsekwencji szacunek dla drugiego człowieka.
Ciekawe, że to biblijne, skądinąd ze świetnym przesłaniem, któremu powinien przyklasnąć każdy lekarz od ludzkiej duszy, kochaj bliźniego jak siebie samego, kompletnie nie ma przelożenia w rzeczywistości. Kompleksy pochodzą z frustracji i braku miłości własnej.
Przytulam często starszego B, mojego chłopca z poziomem wrażliwości większym niż wiek na to powinien pozwalać, kiedy siedzi zgaszony i opowiada o kumplu, który powiedział o nim do kogoś coś krzywdzącego i on się o tym właśnie dowiedział. I kiedy szukając ratunku u mnie pyta: ale nie powinienem się tym przejmować, prawda? To jego problem, że był taki niemiły, prawda? Tak, synku, mówię, to nie ma z tobą nic wspólnego, ja też myślę, że to ten kolega ma problem ze sobą, chyba jest mu źle. I on się uśmiecha i dziękuje za moją kotwicę z ramion, mówiąc swoje koam cię, mami, ch się na ogół gubi, bo już wybiega grać z nim w piłkę.
Staram się nauczyć moje dzieci rozumienia tych mechanizmów. Bo kompleks niższości, który wybucha pod postacią wrzasku, krzywdzenia innych albo głoszenia własnej wielkości, jest zawsze brakiem miłości. Jakkolwiek banalnie to brzmi. Brakiem miłości rodziców, od drugiej osoby, wreszcie do samego siebie.
To z miłości, proszę Państwa, wyrasta zdrowe potomstwo, a potem zdrowi my. Nie bójmy się uczyć dzieci pewności siebie i kochania siebie samego. To jest dużo ważniejsze, niż nieprzeszkadzanie dorosłym i bycie zawsze grzecznym.
W takim kontekście myślenie o sobie to najzdrowszy egoizm na świecie. Z tego się rodzi odwaga do życia własnym życiem i akceptacji siebie takim, jakim się jest. Wystarczającym.
Lećcie tulić siebie i swoje dzieci. A jak nie macie dzieci, to tulcie siebie nawzajem.
A przed pójściem spać przed lustrem mówcie sobie wieczorem, że jesteście superowi. To jest nam potrzebne. Z wieczornego samozadowolenia rodzą się całkiem udane poranki.
A ja zamiast czytać te komentarze i się dziwić bez końca kondycji współczesnego społeczeństwa powinnam odwiedzić instagram i oglądać zdjęcia #flatlay. W kolorowym świecie macarons, kwiatków i torebek wszyscy się uśmiechają i wszystko jest piękne. To zawsze poprawia humor.
Pozdrawiam kwietniowo. Buziak.