Życie w zachwycie.

Małe rzeczy.

2 marca 2017

Małe rzeczy.

Miałem zły dzień. Tydzień. Miesiąc. Rok. Życie. Cholera jasna.

Charles Bukowski

Umówmy się, prognozy nie są obiecujące. Zima ponoć nie odpuściła, nie od parady mówi się, że w marcu jak w garncu, więc tak do końca bezkrytycznie cieszyć się wiosną to jeszcze nie można. 

Poza tym ta wpadka na Oskarach, która niektórym złamała życie. I Angelina Jolie na zdjęciach najnowszych perfum Guerlain tak wyretuszowana, że nie można jej rozpoznać.

I umówmy się, królową optymizmu to ja nie jestem, nie dlatego, że nie chcę, tylko że mam chyba DNA owinięte melancholią, która regularnie każe się nosić na plecach i do płaczu wtedy doprowadza mnie nawet fakt, że B&B są już tacy wyrośnięci. I płaczę jak oglądam zajawkę filmu o piesku, który miał kilka żyć, a który będę miała przyjemność zobaczyć w niedzielę w kinie, bo obiecałam młodszej B.

Od dramatycznych scen siedzenia pod kołdrą i odmawiania wyjścia spod niej, ratuje mnie paradoksalnie umiejętność cieszenia się, mimo wszystko, drobiazgami.

Nie chcę skończyć z mądrością Bukowskiego, choć go uwielbiam.

Bo jakkolwiek banalnie to brzmi, życie składa się z chwil i małych przyjemności, które wyrównują fakt, że na świecie naprawdę jest dużo smutku i bezdennej głupoty.

Są małe rzeczy, które bardzo cieszą. Nadają codzienności sensów i bądźmy szczerzy, ratują świat przed następnym, niepotrzebnym dramatem egzystencjalnym.

Na przykład czekanie na zamówioną książkę i wypatrywanie listonosza jest taką przyjemnością. Ten dzwonek do drzwi i oto jest, pachnące drukarnią literki, wszystkie dla mnie.

Pierwsza noc w roku, kiedy jest uchylone okno. Ten przyjemny chłód i dźwięk ptaków o świcie. I nagle zdziwienie, że jest już jasno rano. Półbuty zamiast kozaków i rozpięty płaszcz. Nowy, duży portfel  w kolorze jaśniutkiej musztardy, który mieści też telefon i może zastąpić torebkę.

Nowe rodzaje lodów w sklepach. W tym roku poproszę malinę z czekoladą. Leniwe popołudnie z koleżanką, chłodne białe wino z wodą i mądrzenie się o psychoanalizie.  Perspektywa piętnastu stopni plus na weekend.

Kwiaty na stole. Zapach skóry dzieci, kiedy wracają z podwórka. Wspólna kolacja. Cisza. Czytana na głos książka. Równy oddech śpiących dzieci. Udało mi się zrobić dobre zdjęcie.

Odkryte piękne, inne zdjęcia na Instagramie. Nowe, mądre miejsca do czytania. Dźwięk palców na klawiaturze. Ulubiona piosenka w radiu. Drobiazg dla kogoś podarowany bez okazji. Mail od kogoś, kto pomyślał o mnie i zrobił coś dla mnie bezinteresownie.

Piękny notatnik, w którym się ręcznie zapisuje. Starannie wykonany, cienko piszący długopis.

Solidna kolacja z przyjaciółmi. Proste jedzenie. Porządnie nakryty stół. Nowo poznany, uśmiechnięty człowiek. Wymienianie z kimś mejli i opisywanie swojej historii.

Włosy, które się dały poskromić. Oliwkowy płyn do ciała. Pomalowane paznokcie. Dzisiejsza jazda samochodem z młodszą B i darcie się wniebogłosy przy Justinie Bieberze, że my do not give up i bardzo głośno love you.

Ciepły wiatr.

Słońce.

Niebo bez chmur.

 

Jest tyle małych rzeczy na wyciągnięcie ręki, że wobec nich moja melancholia od razu staje się arogancką fanaberią i się kuli, choć na chwilę.

Co Was ratuje przed zachmurzeniem kiepskich dni?

Macie małe rzeczy?

Pozdrawiam ciepło.

Buziak.

TAGS
POWIĄZANE WPISY