Relacje małe i duże Rozwój Życie w zachwycie.

Żeby niczego nie żałować.

9 lutego 2017

Żeby niczego nie żałować.
Spacerując wczoraj po deptaku w Saalbach, miasteczku, w którym się lenię przez chwilę nieprzytomnie, patrząc na ośnieżone szczyty gór, bezchmurne niebo, przypomniały mi się słowa A., który za każdym razem, jak wraca z B&B do hotelu, to mówi żałuj, że cię tam nie było, jest tak pięknie.

Wiem, że tym, którzy kochają narty, pewnie trudno to zrozumieć, ale nie żałuję. Żal to jeden z najgorszych junk foodów wszystkich emocji, nie przynosi nic, poza smutkiem, kradnie teraźniejszość i postarza.

To, że spędzam urlop na dole, pod wyciągiem, jest konsekwencją jednego z moich wyborów. I myślę, że dobrze być wobec nich lojalnym. Bo to chyba jest tak, że podejmujemy te wybory na tyle, na ile umiemy w danej chwili. Na ile mogliśmy, w każdej sytuacji naszego życia. Pomijając banalność decyzji narty albo nie, dla których brak zachwytu jest zwyczajnie konsekwencją mojego ogromnego lęku wysokości, naprawdę chorobliwego, mdleję, jak siedzę w wagoniku, staram się nie traktować życia w kategorii, że coś mnie omija i że żałuję.

Mam to, na co w tej chwili mnie stać. Na co naprawdę pracuję, bo nie jest tak, że odpowiada mi pasywność. Wręcz przeciwnie, staram się nie marnować minutek życia, prę do słońca i chcę być coraz lepszym człowiekiem. Ale czasy żalu już przerobiłam, kiedy było w moim życiu naprawdę źle i z tego żalu nie urodziło się nic, poza nawracającą melancholią.

Mogłabym ubolewać, że nie zwiedziłam połowy świata albo nie założyłam dziesięć lat temu bloga szafiarskiego, mimo bycia od lat specjalistką od zostawiania sporej części pensji w Zarze;-) Ale nie umiem inaczej żyć, niż przemieszczanie się w obrębie Europy, lubię ciszę, jakaś woda się zawsze znajdzie i filmy National Geographic, które pozwalają mi zachwycać się nad światem. Od szafiarstwa odstrasza mnie skomplikowana relacja z własnym ciałem i tendencja do przemierzania świata w mocnych butach, a nie w szpilkach. A dziesięć lat temu byłam matką noworodka, który dziś jest starszym B i najbardziej interesował mnie laktator, żebym do tej Zary choć na chwilę mogła się wyrwać.

Nie ma co smarkać i zaklinać rzeczywistości, że coś nam umknęło i mogliśmy wtedy, tego pamiętnego popołudnia roku jakiegoś, zachować się albo zrobić coś inaczej. Że nie byliśmy wtedy mądrzejsi i nie dokonaliśmy czegoś, co mogło zmienić nasze życie. Zrobiliśmy tyle, na ile potrafiliśmy, na ile byliśmy dojrzali albo i nie. End of story.

Wierzę po cichu, że kosmiczna energia z nami współpracuje i że wszystko przychodzi w swoim czasie. Może kiedyś dojrzeję do wyjścia ze strefy komfortu i pochowania wszystkich strachów i wjadę na szczyt lodowca? A może i nie. Może i muszę właśnie teraz spierać się z pewnymi trudnymi rzeczami i przypadłościami, może czemuś to służy, może przygotowuje mnie do następnej decyzji?

Myślę, że lojalność w stosunku do własnych wyborów pozwala nam umiejętniej ich dokonywać i bardziej dostrzegać ich milsze, niż smutniejsze, żalące się konsekwencje.

Bo mogłabym na przykład teraz ubolewać, że nie piję wina w południe na wysokości 2000 metrów. Słońce nie grzeje mi w twarz i nie rozprawiam o wyższości tras austriackich nad włoskimi. Z drugiej strony uprawiam kilkugodzinną formę cichej samotności, co pozwala mi intensywnie pomysleć o relacjach w obrębie mojego małego świata, nabrać przekonania, że chyba czas na powrót do jogi i zauważyć, że muszę znowu iść do okulisty, bo lewe oko mi jakoś bardziej kuleje.

Na poziomie swojego życia i swoich decyzji nie powinno być miejsca na żal. Każdy z naszych wyborów prowokuje następny i w konsekwencji z tej siateczki układa się nasze życie.

Żal można i powinno się mieć tylko wtedy, kiedy nasze wybory mają wpływ na życie innych i mogą zasadniczo zmienić relacje z bliskimi nam ludźmi. Kiedy zrobi się albo powie coś, czego następnym wybór nie odwróci. Tylko wtedy.

Dlatego warto rozmawiać już z dziećmi, co staram się robić, o tym, że życie to puzzle, które sami składamy. Na tyle, na ile umiemy. Dlatego trzeba się uczyć, jak to robić najlepiej.

Wierzyć w słuszność własnych, przemyślanych decyzji.

I nie krzywdzić siebie i innych. Żeby niczego nie żałować.

 

Ściskam  spod wyciągu. Cmok.

 

 

 

TAGS
POWIĄZANE WPISY
Aga Krzyżanowska
Wiedeń/ Świdnica

Literatka, fotografka, nefelibata. Opowiadam historie o codzienności, w której w soboty jest zen, a we wtorki końce świata (albo na odwrót i w zupełnie inne dni). Czasami piszę książki, zawsze mam w torbie aparat, na ogół polegam w kuchni. Codziennie bujam w obłokach. Stamtąd wszystko lepiej widać.

Facebook