Relacje małe i duże Rozwój Życie w zachwycie.

O życiu po trochu i co z tego nie wynika.

28 lutego 2017

O życiu po trochu i co z tego nie wynika.

Mam pewną okropną cechę, która bardzo irytuje moją siostrę. Otóż podjadam i wyjadam okruchy. Okruchy z ciasta. Moja siostra jest mistrzynią kuchni i wypieków i jak jesteśmy razem, to robi się kawę i je się te jej bombowe bomby kaloryczne. I ona zawsze mnie częstuje, a ja odpowiadam nie, zjem po dzieciach albo podjem sobie tylko trochę tych okruszków.

I ona się ostatnio tak na mnie wkurzyła i wydarła, że ma mnie dosyć, że mam tu talerz z dwoma kawałkam tej babki i mam je zjeść jak normalny człowiek. Do końca, całe, nie trochę.

I że od okruchów mam się odpieprzyć.

Bo ja filozofię trochę mam niestety ostatnio dobrze opanowaną, nie tylko w kwestii ciasta. Z czego zdałam sobie sprawę miotając się ze sobą przez całą ostatnią niedzielę. Zaczęłam dobrze, wstałam całkiem, czyli wykonałam tę czynność kompletnie, całkiem zrobiłam śniadanie, a potem już do wieczora miałam tryb trochę.

Trochę posprzątałam, trochę poczytałam, trochę nadrobiłam zaległości i trochę poprasowałam, bo potem już był czas na obiad, który udał się też całkiem. Trochę odpisałam na mejle. A potem młodsza B poprosiła, żebym poszła z nią na spacer, bo u starszego B jest kumpel i ona nie ma co robić. I poszłyśmy.

I na tym spacerze, przynajmniej w jedną stronę, byłam też trochę. Bo szłyśmy i młodsza B opowiadała o wtorkowej zabawie karnawałowej i jak bardzo się na nią cieszy i że nie rozumie starszego B, który powiedział, że ma to gdzieś i się nie przebiera i chce być sobą.

A potem się wyłączyłam i nie wiem, co było dalej.

I tylko potakiwałam i udawałam, że słucham, co było wstrętne, bo myślami byłam przy tym, co jeszcze muszę zrobić i że chciałam trochę popisać i trochę jeszcze ogarnąć to prasowanie i trochę przynajmniej zaplanować przyszły tydzień.

Trochę sprzątam, trochę piszę, trochę żyję. Wszystek tylko umrę, poeta miał rację. Skucha.

To nie jest dobry pomysł na życie. I nie, nie chodzi mi o rozwojowo pojętą produktywność, której zaprzeczam, bo robię trochę, a nic do końca. Chodzi o skupienie i bycie na miejscu, którego mi ostatnio brakuje. I nikogo nie mogę za to obwiniać.

I że mimo miłości do małych rzeczy, mam jednak trochę jako synonimu małości po dziurki w nosie. Bo nawet jak odpoczywam, to trochę.

I nie wiem, czy to wpływ mojej pracy, w której muszę być nieustannie elastyczna, bo mam gotowi do startu start od rana i w której jedyną stałą jest to, że do niej przychodzę i wychodzę i ten nawyk przenoszę na całe swoje życie? Czy ilości zadań i oczekiwań, które sobie narzucam, żeby według najnowszych trendów i zasobów ludzkich czuć się przydatna społecznie

I tak mi się zrobiło smutno, że nawet na spacerze nie mogę się skupić i że ta chwila i spacer z młodszą B przecież jest jednorazowy i limitowany.

Edycja specjalna ostatniej niedzieli lutego. I za rok o tej porze będzie inaczej. Już jutro będzie inaczej.

Mistrzowie Zen mówią jak idziesz to idź, jak stoisz to stój.

Więc w drodze powrotnej starałam się być na miejscu i szłam z moim dzieckiem do domu, słuchając opowieści szkolnych z pierwszej klasy. A wieczorem usiadłam z pokorą poczytać o zasadach zen na nowo.

Bo zen mówi jeszcze wiele mądrych rzeczy. Kiedyś, kiedy mieszkaliśmy z A. w małym domku nad wodą i nasze dzieci były dopiero energią w kosmosie, miałam je nawet wydrukowane i powieszone na ścianie w ładnej, jasnej ramce. Czas chyba zrobić to ponownie:

1. Rób tylko jedną rzecz naraz,

2. Rób to wolno i celowo.

3. Rób to do końca.

4. Rób mniej.

5. Zostaw przestrzeń między tym, co robisz.

6. Rozwijaj rytuały.

7. Wyznacz czas na odpowiednie rzeczy.

8. Poświęcaj czas na siedzenie.

9. Uśmiechaj się i pomagaj innym.

10.Uczyń ze sprzątania i prasowania medytację.

11. Myśl o tym, co jest ważne.

12. Żyj prosto.

 

I kompletnie. Tak zamierzam rozpocząć marzec.

Ściskam ciepło. Buziak.

TAGS
POWIĄZANE WPISY