Góry i cztery wnioski.
Góry i cztery wnioski.
Po tygodniu w przepięknych okolicznościach przyrody nasunęło mi się kilka wniosków, konkretnie cztery, z którymi natychmiast muszę się z Wami podzielić. To są wnioski natury egzystencjalnej. Naprawdę.
Pranie.
Jest rzeczą zadziwiającą, że gdziekolwiek jedziemy i zabieramy ze sobą pół mieszkania oraz cztery walizki, po jednej na łebka, tak wracamy z tą połową mieszkania i jeszcze trochę, pełnymi walizkami i przynajmniej dwoma torbami wypełnionymi praniem. Następuje jakieś cudowne, ubraniowe pączkowanie i ja potem przez tydzień nie mogę się z tym ogarnąć. Jest środek tygodnia, a ja każdy wieczór spędzam w łazience i wyciągam, wieszam, nastawiam, składam. Jednym słowem zawijam w te sreberka.
Czwartkowe popołudnie mija mi na czułym składaniu koszulek metodą Marii Kondo, przy której osiągam zen, by potem przejść do wścieku poszukiwań skarpet, które znowu zeżarła ta wstrętna pralka. Naukowo udowodniono, że jedna trzecia ich ginie bezpowrotnie i ja się pytam, panie, jak żyć? Gdzie ta pralka je sobie potem magazynuje i po co? Dlaczego, u diabła, skarpetki? Jest tyle nierozwikłanych tajemnic na tym świecie.
***
Pewność przyszłości.
Chciałabym mieć czasem tę pewność siebie ludzi, którzy piszą, że wszystko jest możliwe i w mojej głowie i mogę spektakularnie wszystko mieć. Planują plany pięcioletnie i ich brak nazywają lenistwem. Wierzę głęboko, że można wiele, że trzeba się ruszyć i nie zaczynać od poniedziałku, tylko od zaraz. Ale snuje się za mną od zawsze ta nieznośna niepewność bytu. Że jednak nie da się tak wszystkiego zaplanować i żyć hurraoptymizmem własnej mocy. Że to jest takie lekko bezczelne tak bezgranicznie ufać, że wszystko nam się uda i nam się należy.
Zostawiam u siebie, mimo marzeń i swoich planów, szary margines realizmu, na wypadek, gdyby życie zrobiło a kuku i znowu dmuchnęło mi w nos.
Naprawdę, nie mam odwagi być Jamesem Bondem, który nigdy nie umiera.
***
Fochy.
Nie wiem, czy wiecie, ale statystycznie najwięcej rozstań i rozwodów następuje po wspólnym urlopie.
To jest jakiś absolutny fenomen, bo teoretycznie to na urlop wyjeżdża się, żeby się zresetować, patrzeć sobie czule w oczy i wieczorem pić i jeść coś milutkiego, we dwoje albo w gronie przyjaciół.
Tymczasem okazuje się, że urlopowy relaks rozjeżdża się na ogół na skutek różnorodności oczekiwań. On oczekuje spokoju i nicnierobienia, ona oczekuje spokoju i nicnierobienia, dzieci oczekują zabawiania bez przerwy. Ktoś tę zabawę musi robić, chcąc nic nie robić.
Podsumowując kompaktowo: wróciliśmy pogodzeni, choć nie mówiliśmy do siebie wiele. A byłoby wszystko prostsze, gdyby druga strona pozwoliła wywalić z siebie focha do końca i z komentarzem wstrzymała się do następnego dnia.
Bo wiadomo, od gniewu racjonalność umiera. A foch to nie jest tylko wynik pms i pełni księżyca. Foch jest jak wyrośnięte ponad miarę drożdżowe ciasto z kruszonką żali i oczekiwań, których on się nie domyślił. A przecież powinien był, prawda?
Tak więc, moi drodzy, wydaje mi się że jedną z recept na udany związek jest to, żeby druga strona była łaskawa nie wychodzić z pokoju w środku focha. Nic nie uwiera bardziej niż rozpoczęty i w połowie przerwany, solidny foch.
***
Bohaterstwo.
Tydzień bez telewizji, prawie offline, bo no wifi i widok na ośnieżone góry to jest recepta na bohaterstwo. Znieść siebie samą przez tyle poranków i nie zwariować uważam za osobiste zwycięstwo. Udało mi się tylko osiemdziesiąt razy załamać się przed lustrem. Cztery razy pomyśleć, że się kończę i tym samym pożegnać się ze światem, bo bolał mnie b a r d z o kawałek kolana po bieganiu. I zaledwie dwa razy zwątpić w sens wszystkiego.
Poza tym przeczytałam kilka pięknych, mądrych książek i jak zwykle zapomniałam o webinarach, których datę zapisałam w kalendarzu, którego nie wzięłam.
I najważniejsze, uwaga, odkryłam i przetestowałam na sobie, niczym wytrawny krytyk kulinarny, wegańskie menu, które można zamówić w każdej restauracji. Otóż do picia wino, jasna sprawa, a do jedzenia frytki. Voilà.
Bo jak powtarzam ostatnio starszemu B: synek, podstawa to myśleć nie o problemie, a rozwiązaniu.
Co szczerze polecam jako metodę na przypadłości codzienne:)
Pozdrawiam z przedmieścia tęskniąc za górami. Cmok.