Blog, jego rok i kilka słów o autorce.
Blog, jego rok i kilka słów o autorce.
Zdarzyło się tak, że w sobotę minął rok, odkąd na fejsbuku pojawiła się moja strona i moje pierwsze teksty.
Miałam nawet tę datę zapisaną w kalendarzu, ale zapomniałam, że zapisałam, a dzisiaj do niego zajrzałam, żeby zapisać coś równie pilnego i stąd dziś powitała mnie informacja, że oto, tadam, minął rok.
Okazja do cichego hurra jest podwójna, bo oto na stronie na fejsbuku przekroczyłam 3000 tłuściutkich polubień strony i bardzo chcę wierzyć, że to nie błąd albo przypadek, tylko odrobina sympatii do tego, co piszę.
Z tym swoim pisaniem mam relację dość trudną, czyli kocham namiętnie i równie namiętnie wątpię. Mniej więcej co sześć tygodni zaliczam upadek pisarskiej stabilności i chcę już więcej nie pisać, dramatycznie zamknąć laptopa na zawsze, utonąć we własnych wątpliwościach i teatralnie zejść z tego blogowego świata.
Ale potem czytam któryś z komentarzy, który wysyła dobrą energię i świadczy o tym, że jednak ktoś to czyta i myślę też, że tyle świetnych osób dzięki pisaniu poznałam, że żal byłoby znowu wkładać kartki do szafy i upychać myśli tylko w sobie. Przestaję więc smarkać i siadam pracowicie do klawiatury. Bo zwyczajnie bardzo to lubię.
Ponieważ nie mogę każdemu z osobna dziś podziękować, wysyłając kartkę, kwiatka i drinka, dzisiaj dość egoistycznie zarzucam Was lekturą kilku faktów o mnie. Choć zabrzmi to dziwnie, bo przecież często piszę o rzeczach mocno osobistych, przemyśleniach, ale spisywanie krótkich faktów, tych konkretnych cech i kilku przypadłości, które mnie określają i nazywają, jest takie jakieś trudniejsze.
Czuje się dość niepewnie z tym dzisiejszym wpisem, bo to chyba lekko aroganckie pisać, że blog, że rok, że to dla mnie ważne i do tego jeszcze dorzucać wątpliwy bonus w postaci kilku, ach jaka jestem fajna, słów o sobie. Ale może akurat ktoś mnie pocieszy i powie, że też ma kłopoty z rozumieniem kawałów?
Zatem dzisiaj mocniej osobiście. Towarzystwo alkoholu przy czytaniu bardzo wskazane, na wypadek, gdybyście nie mogli tego znieść. Ja właśnie otwieram wino.
- Mam niemożliwy lęk wysokości. Już metr nad ziemią jest mi słabo i nogi miękną mi w kolanach.
- Ciagle się wzruszam. Czy to film animowany dla dzieci, biografia Steve`a Jobsa czy Gwiezdne Wojny, zawsze znajdzie się powód do chlipania. A już jak wieczorem patrzę na moje śpiące dzieci, to w ogóle odpadam ze wzruszenia.
- Regularnie gubię klucze/portfel/telefon, które zaraz znajduję w tym miejscu, w którym przed chwilą szukałam.
- Potrzebuję dużo, bardzo dużo czasu, zanim zrozumiem kawał.
- Bardzo nie lubię sobie robić zdjęć. Jedno selfie kosztuje mnie kilka miesięcy zmagań ze sobą.
- Kiedyś bardzo chciałam być mieszkanką Włoch, ale po ostatnim pobycie w górach marzę o byciu austriacką góralką.
- Nawet jeśli mam ochotę kogoś zabić, to pozostaję miła i dobrze wychowana. To jest okropne.
- Po soczystej imprezie zawsze wracam do własnego łóżka. Nawet jeśli te powroty są bardzo trudne.
- Wkurzam się ogromnie, kiedy mi coś znika i B&B mówią, że nie mieli nic z tym wspólnego, a ja to potem wyciągam spod ich łóżka.
- Książką, po lekturze której najbardziej nie mogę się pozbierać, jest Małe życie Yanagihary. Ta książka mnie podarła na milion skrawków.
- Zawsze pakuję się na ostatnią chwilę i zawsze brakuje mi czegoś ważnego. Na przykład ostatnio okazało się, że i dowód i paszport mam przeterminowany. Już w drodze się okazało.
- Nigdy nie zrozumiem szachów.
- Uważam, że ketchup jest do życia niezbędny. Ratuje każdą spieprzoną potrawę.
- Podobnie jak wino jest niezbędne do życia. Dla dziesiątek innych powodów.
- I słońce.
- Okropnie przeklinam, jak jestem sama. Publicznie już nie, od 2 stycznia.
- Nie potrzebuję telewizji, muzyki owszem, bardzo.
- Bardzo się przejmuję hejtem, niezależnie od tego, do kogo jest skierowany.
- Chciałabym czasem na co dzień być szlachetna z twarzy i na szpilkach, ale słowiańska pospolitość nosa i wyraźne ciągoty ku życiu na wsi skutecznie mi to blokują.
- Bardzo dużo czasu zajmuje mi kupno odpowiedniego długopisu, butów i nowych perfum.
- Kocham się w Marcinie Dorocińskim. A jeśli chodzi o Hollywood to w Michaelu Fassbenderze.
- Nauczyłam się nie mieć sentymentu do rzeczy.
- Instrukcje obsługi złożenia albo zainstalowania czegoś doprowadzają mnie do rozpaczy. Tego się po prostu na podstawie tych stustronicowych opisów nie da złożyć/zainstalować/nauczyć, to jest zawsze mi na złość.
- Nie obejrzałam ani jednego odcinka Gry o tron, House of cards i Młodego papieża. Nie wiem, co mam o tym myśleć.
- Jak się uczepię jednego, mięciutkiego swetra, to chodzę w nim kilka dni i udaję, że nic o tym nie wiem.
- Lubię wszystko, co małe. Rzeczy, miejsca, miasta i filiżanki.
- Brakuje mi pewności siebie, która mi się świetnie ukrywa za dystansem.
- Nikt z moich znajomych nie chce grać w Scrabble, które ja uwielbiam i to mnie zasmuca.
- Mimo regularnych ataków wątpliwości zamierzam dalej pisać.
- Wzrusza mnie, ogromnie, każdy lajk i każde słowo od Was.
Naprawdę.
Dziękuję. To, ten, happy blogday to me. Znaczy jemu, do niego. Dla tego bloga. Dla niego. Mnie. Mi. Po prostu miłego wieczoru.
Wiosna już prawie idzie.
Pozdrawiam moooocno. Cmok.