Życie w zachwycie.

Zapiski przy żelazku #1.

20 stycznia 2017

Zapiski przy żelazku #1.

Kilka tygodni temu dopadły mnie wątpliwości, tłuściutkie jak domowy rosół. Czy to pisanie ma sens i że tu tylko o życiu i że to żaden ważny temat na bloga. I potem okazało się, na skutek pięknych komentarzy, że rada podana samej sobie, żeby więcej prasować, bo wtedy się myśli łatwiej układają, to nie taki głupi pomysł. Taka samoterapia przy pracach domowych.

Z dwójką B i mężem prasowania nigdy dosyć i w zasadzie nawet to lubię, dlatego startuję z cyklem wycinków myśli, które się pojawiają i układają przy kolejnych rękawach i kołnierzykach. Szkoda, żeby przepadły wraz z parą z żelazka.

***

Czasy bohaterstwa minęły. Koniec z eterycznymi oparami orientu i z dyskusjami do szóstej rano w obronie feminizmu i wyższości surrealizmu nad każdą inną formą -izmu. Jeszcze jakiś czas temu broniłabym swojego zdania do ostatniej kropli wina. W imię idei równości mogłam wygłaszać płomienne przemówienia swego życia i machać rękami niczym starszy B ćwiczący break dance.

A teraz odpuszczam. Nie warto zawsze się spalać. Czas na decluttering w głowie i to nie tylko w kwestii przemówień broniących równości płci. I nie tylko na poziomie słów. Chociaż ich ilość zamieniam ostatnio na większą przestrzeń w kwestii milczenia. Już nie zawsze mam potrzebę posiadania zdania nawet na ważne dla mnie tematy i na dyskusje, które koniec końców rozpuszczają się wobec braku kompromisu. Działa u mnie ostatnio jakiś wewnętrzny ruch oporu wobec liczby możliwości, liczby wyborów i w ogóle wielocyfrowych liczb. Moje nie wiem i nie chcę mieć zdania to wynik wypchniętego z płuc odpuszczam, chcę trochę pożyć. Bez spięcia, bez dowodów.

***

Im więcej czytam i rozglądam się wokół, im więcej informacji chłoną moje neurony, im więcej robię zakładek do przeczytania na później, tym większy czuję opór. Cele i marzenia mi się zawężają, robią się malutkie i chce mi się po prostu cicho po swojemu żyć i coraz bardziej wynieść na wieś.

Być mniej informowaną o najnowszych technologiach i kolejnych spiskach na świecie. Może to egoistyczne, ale moja wiedza o tym, że z drukarki 3 D wychodzą gotowe do zamieszkania domy, nie zmienia faktu, że zmierzamy ku zagładzie, bo lód na obu biegunach topnieje. Wiec po co nam te domy?

Im więcej informacji do mnie dochodzi, tym bardziej się zdumiewam, że nigdy tego wszystkiego nie ogarnę, że tak czy siak wiedza jest pojęciem bardzo względnym i płynnym w dzisiejszych czasach, a ja koniec końców globalnie bardzo dużo nie wiem.

Bo na przykład młodsza B pyta, czy wiem, ile śliny w ciagu całego życia produkujemy, a starszy B z jaka prędkością biega Neymar. Rany Julek, nie wiem. A oni wiedzą, vlogerzy wiedzą wszystko i im to przekazują na You tube. Bosze, jakie mądre te moje dzieci i tamte inne dzieci.

***

Odpuszczam wielości i zadaniowości i że muszę to i tamto i mieć kilka celów na raz. Precz z multitaskingiem. Muszę to dzieci na porządnych ludzi wychować, żeby mieli dobre serce i umieli o siebie zadbać. Poza tym nie muszę zamieniam na może albo niekoniecznie.

Na przykład niekoniecznie muszę czytać gazety, te moje jeszcze kiedyś ulubione błyszczące magazyny dla kobiet. W końcu już zapamiętałam, że wiosną czas na odchudzanie i walkę z cellulitem, latem się smaruję samoopalaczem i siedzę w cieniu, jesienią mimo wszystko naprawiam nie wiadomo jak uszkodzoną skórę i zajmuję więcej rozwojem osobistym, a zimą dostaję w prezencie kalendarzyk, za który muszę ekstra zapłacić. I podpowiedzi, na co najlepiej w grudniu rozpieprzyć pieniądze.

Niekoniecznie muszę się dopasowywać do najnowszych trendów w kwestii ilości dziur w dżinsach i ilości ziaren chia dodawanych dziennie do posiłków, żebym żyła długo i zdrowoszczęśliwie.

I jeszcze chyba nie bardzo chce mi się oglądać telewizję, z której sączy się na ogół komunikat świat się kończy, ale mimo wszystko kup, kup, kup i lecz zatoki, katar i impotencję.

***

Przekonuje mnie chyba jednak kwestia porannego ścielenia łóżka. Jest w tym coś z minutowej medytacji, tak zadbać o kołdrę i poduszkę, poświęcić im czas przed szóstą rano. Wstając nadawać swojemu życiu ład i drobną harmonię, która powoduje, że nie jest ci obojętne, z jakiej filiżanki napijesz się kawy. Potem nie jest ci obojętny kolor szalika, jakość krótkiej rozmowy z kimś po drodze i nagle każdy gest i wydarzenie nabierają wartości i imienia.

Siedząc w niedzielny wieczór przy świeczce i szperając w sieci, trafiłam na projekt My 3 Words, Moje 3 słowa. Trzy słowa, które określają, wokół czego ma się koncentrować kolejny rok. Z wielkimi planami to u mnie tak średnio. Ale prasując kolejną koszulkę z cekinami  i przetarte zawsze na lewym kolanie spodnie, na boku robiąc kilka notatek, które wynurzyły się spod pary żelazka, pomyślałam, że to genialna sprawa rozpiąć siebie i codzienne działanie wokół trzech pojęć. Tylko trzech. Tyle wystarcza, żeby mieć przestrzeń, a jednak nie pogubić sensów.

***

Dom.

Prostota.

Wrażliwość.

***

Moje trzy słowa żeby się ogarnąć wobec wielości wyborów.

Dom. Czyli czas dla rodziny.

Prostota. Czyli dalej upraszczamy i lubimy tłuściutkie słowo decluttering.

Wrażliwość. Dać jej pierwszorzędne miejsce w pisaniu.

***

Poza tym nie mam wielkich postanowień. Może poza paroma marzeniami i skupieniu, żeby się spełniły. Chciałabym mieć mniej lęków, że świat naprawdę się kończy, bo koniecznie muszę w końcu dojechać do Toskanii, a jadę już kilka lat bez skutku. Chciałabym nie zaliczać tak często przypadków zwątpienia we własne słowa i sensu spędzania czasu na pisaniu. I jeszcze chciałabym zatrzymać wiarę, że mimo wszystko rozsądku jest więcej niż głupoty i że proste prawo karmy istnieje, czyli co posiałeś, to do ciebie wróci.

***

W prasowaniu najtrudniej mi się polubić z lnem, wystawia moją cierpliwość na próbę. Pewien obrus odkładam już drugi miesiąc na koniec, a potem przekładam na następny raz. Ale dzisiaj chyba czas się zmierzyć. Nie ma co uciekać przed wyzwaniami, tylko brać na klatę.

Pozdrawiam ciepło. Cmok.

 

TAGS
POWIĄZANE WPISY