Dorosłość, czyli co?
Dorosłość, czyli co?
Kiedy miałam jakieś osiem – dziewięć lat, rodzice wywieźli mnie piętnaście kilometrów dalej od naszego domu na wakacje do babci. Nie było tam żadnych dzieci ani zwierząt domowych i było tak nudno, że czytałam wszystko, co znalazłam na półce.
Przeczytałam wtedy Poczet cesarzy rzymskich i Biografię Charlie Chaplina. Pamiętam te książki do dzisiaj, bo wprowadziły mnie na mój pierwszy level dorosłości. Tak mi się wydawało, rzecz jasna, że mądre książki tam prowadzą, a z każdą następną wskakiwałam oczko wyżej.
A najbardziej stałam się dorosła, jak w wieku piętnastu lat przeczytałam z wypiekami i papierosem w zębach Michalinę Wisłocką i jej Sztukę Kochania, a potem historię surrealizmu i wtedy wiedziałam, że to jest ten moment. Byłam gotowa do życia, wyposażona w niezbędną wiedzę i paliłam Marlboro.
Bo jak byłam mała, a potem lekko nastoletnia, to myślałam, że dorosłym jest się wtedy, jak się dużo wie. I bardzo dużo czytałam. Ale potem, jak już doszłam do momentu realnej oceny sytuacji u mnie w domu, tego momentu, kiedy zdajesz sobie sprawę, że twoi rodzice to nie jest istota boska i zaczynasz łapać, że to ludzie z krwi i kości i dużo rzeczy nie gra mimo wiedzy i kupy książek, rozumiesz nagle, że wiedza nie ma z dorosłością nic wspólnego.
A potem myślałam, że dorosłość to jest wtedy, kiedy ma się 16 lat i jak się idzie pod prąd, chce rozwalić system i farbuje włosy na rudo. Jak się pierwszy raz upija, kocha, zdaje maturę i idzie na studia. To wszystko były cholernie ważne punkty na drodze do dorosłości, ale jeszcze nie dorosłość jako stała.
Bo zacznijmy od tego, że dorosłość jest też przecież regulowana prawnie. U nas osiemnastka i dumnie odbierasz dowód i masz gdzieś rodziców i prawnie możesz robić, co chcesz, a w innych krajach odbywa się to trochę później. I czy to jest dorosłość?
Podobnie z alkoholem, bo to przecież znaczący próg dorosłości samodzielnie kupić butelkę wina i jeszcze bezkarnie wypić wieczorem na ławce: u nas można wcześniej, a Amerykanie czekają trochę dłużej.
Dochodzi też kwestia powagi charakteru. Niektórzy są bardzo poważni od małego i słodycze są im obojętne, niektórzy rozśmieszają nas do późnych lat dojrzałych i wyjadają w nocy nutellę. Czy będąc serio i nie reagując na czekoladę jesteśmy już dorośli? Nie wiem, chyba nie.
Może punkt graniczny to zakładanie rodziny? Dzieci? Też niekoniecznie. Znam dwudziestolatków, którzy świadomie podejmują decyzję o rodzinie, znam czterdziestolatków, którzy mając ją, kompletnie nie umieją się odnaleźć i żyją jak zatrzymani w czasie na poziomie studniówki.
Dorosłość, czyli co?
Kiedy stajemy się dorośli?
1. W momencie, kiedy zabraknie rodziców. Nie ma siły, nikt nie przytuli, nie przygarnie, jak wywalili z pracy i skończyła się miłość, nie napakuje słoików z bigosem na drogę i nie włoży po cichu zwitków banknotów do kieszeni. Sorry, ale masz od tego momentu kompletne, totalne życiowe DIY, czyli do it yourself, man.
2. Kiedy zaczynają się imprezowe dylematy: w tygodniu do pubu i może jakoś damy radę następnego dnia, więc jedziemy na maksa z tym szaleństwem, czy jednak trzy piwa do dziesiątej, grzecznie łóżko i rano pełna gotowość do pracy?
3. Kiedy nagle w urzędzie słyszysz do siebie pani/pan i chcesz się odwrócić i zobaczyć co za państwo będzie obsłużone przed tobą, a tu się okazuje, że to o ciebie chodzi. Już, już wyrywasz się, żeby przypomnieć, że byłaś i byłeś pierwszy, ale nagle dochodzi do ciebie, że to ty jesteś ta pani/pan. Koniec, amen, gównażeria i babyface skończyły się na wieki wieków.
4. Kiedy na propozycje spontanicznego wypadu nad morze zastanawiasz się dłużej niż normalnie pięć minut, bo są dzieci i obiecany weekend gdzieś z nimi. Gdy pojawiają się priorytety, ich hierarchia i constans, oznacza to, że osiągnąłeś wiek męski. Miejmy nadzieję, że nie klęski, jak mawiał poeta.
5. Gdy w Zarze zmieniają się Ci się proporcje i zamiast pędzić do swojego działu, wydajesz (wzdychając) najpierw na dzieci, a potem na siebie.
6. Picie piwa nad Bałtykiem o piątej rano i po przebudzeniu na plaży nie wydaje się nagle takie oczywiste i wspaniałe.
7. Kiedy zajmuje cię przyszłość. Zawodowa i finansowa. I znika wszechobecna beztroska w obu tych dziedzinach.
8. Kiedy zaczynasz zastanawiać się nad konsekwencjami tego, co mówisz i robisz. Gdy zauważasz. że nie wszystko zostaje ci wybaczone, bo jesteś taki fajowy i taka ładna.
9. Kiedy spontaniczność decyzji zmienia się w myślenie o długofalowych skutkach tych decyzji. Czyli kiedy masz świadomość, że następnym razem, kiedy znowu cię zabraknie w ważnej chwili, bo wypad ze znajomymi to fajniejsza perspektywa wieczoru, możesz już zastać zamknięte drzwi. Bo relacje to taka materia z limitem rozciągania.
10. Gdy przestajesz nawracać świat i leczyć z idiotów, a przyjmujesz za pewnik, że pewne rzeczy są są jakie są i zaczynasz idiotów po prostu unikać.
11. Gdy masz na tyle poczucia własnej wartości, że nie musisz nikomu udowadniać, że jesteś lepszy i mądrzejszy.
12. Kiedy przestajesz obwiniać świat za brak sukcesów, kariery, za zły związek i brak pasji, a zdajesz sobie sprawę, że to ty podejmujesz za siebie decyzje w twoim życiu, nie inni.
13. Kiedy nie musisz już mieć swojej ulubionej czekolady, a nocami zjadasz wszystko, co znajdziesz, byleby było słodkie.
To jak, kto już dorasta?
Pozdrawiam weekendowo. Cmok.