Cztery miejsca do uporządkowania na święta.
Cztery miejsca do uporządkowania na święta.
Grudzień już macha za oknem i że święta tuż – tuż widać po sklepach, słychać po Last Christmas i listach prezentów od Mikołaja, które już dwa tygodnie temu napisali mi B&B. Jest to lista dynamiczna, co chwilę z korektą, bo reklamy w tv niestety robią swoje i biedactwa już sami nie wiedzą, co naprawdę ten Mikołaj ma przynieść.
Mimo mojej miłości do Zary i ubraniowych zaragazmów, świąteczne zakupy co roku wywołują we mnie frustrację i najchętniej spędziłabym ten czas w szafie. Przerażają mnie tłumy, nie do ogarnięcia dla mnie ilość rzeczy i kompletny brak decyzyjności, co wybrać.
Amok w galeriach zamieniam więc na dumanie, co by tu jeszcze w życiu i domu uprościć. Bo minimalistyczne ciągoty, które mam i które odkrywają nowe sensy, to nie tylko decluttering własnych szaf i robionej po cichu redukcji zakurzonych i porzuconych klamotów B&B. To także świetna okazja do zatrzymania się i przyjrzenia innym zakładkom życia.
Prostsze życie to nie jest tylko mniej gratów. To mniej spięcia, lepiej spędzonego czasu i przede wszystkim spokoju, którego w wypełnionym rzeczami i zadaniami do wykonania życiu, jest niewiele.
Oto moje, subiektywne, cztery ważne miejsca do uporządkowania na święta. Porządkowanie ich zajmuje tak bardzo, jak zakupy, uwierzcie, ale daje dużo więcej przyjemności.
1. Porządki w kalendarzu.
Nie potrzebujesz więcej czasu. Potrzebujesz odpowiedniej decyzji.
Seth Godin.
Grudzień to najlepszy miesiąc na zwolnienie tempa, dni są krótkie i każde z nas czuje zmęczenie całego roku. Warto robić mniej. Zredukować ilość terminów w kalendarzu i przewartościować listę codziennych zadań do wykonania.
Cierpimy wszyscy na chorobliwy brak czasu. Brak czasu na odpoczynek, na rodzinę, na dzieci, na pasję, na to, żeby siebie i to zmienić. Tymczasem czasu jest zawsze tyle samo. Dokładnie 24 godziny na ustalenie priorytetów i decyzje: co jest bardzo ważne, co mniej, a czego mogłoby nie być.
Słowo, które działa jak gumka do mazania w kalendarzu to nie. Trudne trzy litery, które kierują nas na nas i do nas samych. Świat ma tyle ofert i tyle możliwości, że wszystkiemu mówimy tak i wieczorem padamy na twarz. Ale to nie świat narzuca nam więcej i więcej obowiązków, tylko my sami, to zawsze jest nasz wybór. Tymczasem nie kieruje nas do domu. Nie wraca nam czas, którego pozornie nie mamy.
Nie idę w tym roku na żadne firmowe imprezy, czytam jedną książkę tygodniowo, nie trzy na raz, prezenty robię za jednym zamachem z kartką. Oddycham głębiej.
2. Porządki w sieci.
Jeśli twój umysł nie jest zamglony niepotrzebnymi rzeczami, to jest to najlepszy okres twojego życia.
Wu-Men
O świętach mówimy, że to czas dla rodziny i przyjaciół. Kto nie zabiera ze sobą na Wigilię smartfona?
Posprawdzałam sobie i okazało się, że spędzamy przeciętnie ponad siedemdziesiąt godzin miesięcznie w sieci. Zakładając, że jesteśmy dziennie aktywni przez około czternaście godzin, daje nam to pięć dni w miesiącu.
Jest piękne, że globalność i internet daje nam wszystkim, niezależnie od statusu i miejsca, dostęp do wiedzy. Ale żyjemy już w świecie takiego tempa przepływu nowych informacji, że nie jesteśmy w stanie ich przetworzyć. Fomo, czyli lęk, że coś nam umknie, jak nie będzie nas w sieci, dotyka coraz więcej z nas. I coraz trudniej podjąć nam też jakąkolwiek decyzję, tak wielki jest wybór wszystkiego.
Dlatego potrzebna jest czasem strefa bez prądu. Kompletnie. Bez telefonu, bez laptopa, maili, czatów i telewizora.
Żeby zwolnić potrzebna jest od czasu do czasu cisza. Unplugged. Tylko ze swoimi myślami i swoim głosem. I najbliższych. Live.
Jakiś czas temu przytłoczona ilością codziennych maili, wyczyściłam swoją skrzynkę z wiąkszości newsletterów. Sklepy, księgarnie, amazon uk, com i de, czyli ze wszystkich stron świata, jakbym nie mogła dostawać tylko z jednej. Newslettery jak być lepszą, fajniejszą, mądrzejszą. Wypisałam się z ponad siedemdziesięciu. Na podstawie prostej reguły, na którą sama wpadłam (geniusz po prostu): zauważyłam, że newsletterów, których najpóźniej do wieczora nie przeczytam, nie czytam w ogóle, nawet jeśli przesunę je do notatnika w zakładkę na później. Później nie nadchodzi nigdy.
Idąc za ciosem zafundowałam sobie też weekend offline. Co bardzo polecam. I nic się nie stało po dwóch dniach. Planeta istniała, świat na zewnątrz trwał w takim samym, zawrotnym tempie. Ja przeżyłam świetny, wyciszony weekend i nic istotnego mnie nie ominęło za oknem.
3. Porządki w portfelu.
Kupujemy rzeczy za pieniądze, których nie mamy, żeby zaimponować ludziom, których nie lubimy.
Chuck Palahniuk
Grudzień kusi. Tłumy ludzi z torbami płynące bez końca w galeriach nieświadomie wywołują w nas potrzebę bycia jak oni. Też chcemy mieć torby. I mnóstwo rzeczy w nich. I nagrodę, że tyle staliśmy w tych kolejkach po prezenty. I nową sukienkę i garnitur na święta. I dla dzieci nową zabawkę. W końcu to święta i można sobie zrobić dobrze.
Nie kupujemy rzeczy za pieniądze. Kupujemy je za godziny swojego życia, pisze Joshua Becker z Becoming Minimalist.
Rzeczy nie dają wolności. Myślę, że pieniądze, których na nie nie wydamy, mogą. Za pieniądze można wyjechać w podróż i dzięki temu mieć wspomnienia. Za pieniądze, których nie wydamy na rzeczy, możemy mieć spokój.
Życie to nie są rzeczy. Czterdziesta para butów, trzydziesty gadżet do kuchni. Dom to nie są rzeczy. Dom to ludzie i emocje. Buty nie oddadzą nam naszej namiętności do nich, nawet jeśli są od Louboutina. Ludzie wokół nas tak.
W filmie Hobbit jeden z bohaterów mówi do Bilbo: Wracaj do swoich książek i fotela. Zasadź drzewo, patrz jak rośnie. Gdyby więcej ludzi ceniło dom nad złoto, świat byłby o wiele przyjemniejszym miejscem.
Więc może warto zastanowić się, jak już wykończeni i zmęczeni po udanych zakupach wrócimy do domu, czy spędzone w galerii godziny naszego życia i torby, takie wielkie, jak mieli inni, faktycznie dały nam poczucie szczęścia? Czy raczej dom, do którego wróciliśmy i nasz fotel, w który możemy się wtulić?
3. Porządki w głowie.
Życie nie jest skomplikowane. My jesteśmy skomplikowani. Życie jest proste. A prosta rzecz to słuszna rzecz.
Oscar Wilde.
Jest się łatwiej martwić niż być szczęśliwym. Jest łatwiej rozpamiętywać przeszłość i fantazjować o przyszłości, niż być tu i teraz. Jest łatwiej narzekać z niedostatku niż cieszyć się z tego, co się ma. Tak mniej więcej odbywa się codzienność, a wyczekiwany weekend przelatuje nie wiadomo kiedy.
Szczęście to stan umysłu i klatki piersiowej. Jeśli jesteśmy obecni w danej chwili i nie martwimy się o jutro i za wczoraj, jesteśmy szczęśliwi. Martwienie się jest jak bujany fotel. Daje konkretne zajęcie, ale nigdzie nie prowadzi. Zabiera czas, energię i rujnuje humor. Nie załatwia problemów i nie naprawia szkód.
Nie martwmy się tym, czego nie możemy zmienić i na co nie mamy wpływu. Zajmujmy się tym, co w ramionach naszych możliwości i zróbmy tyle, ile możemy. Zajmujmy się tym, co nas uszczęśliwia na dłużej, niż płatność kartą za nową rzecz.
Bądźmy obecni w swoim życiu codziennie. To bardzo upraszcza życie.
Ponieważ jeśli chcemy być bardziej szczęśliwi, przestajemy być szczęśliwi.
Kto wybiera takie porządki?
Pozdrawiam serdecznie. Cmok.