Rozwój Życie w zachwycie.

Co to znaczy być sobą?

4 października 2016

Co to znaczy być sobą?

To bardzo dobry pomysł, żeby być sobą, bo jak pisał Oscar Wilde, wszystko inne jest już zajęte.

Tylko co to znaczy?

Tylko co to znaczy, skoro jestem mieszanką DNA po rodzicach z dodatkiem dziadków, pewnym kształtem i skutkiem wychowania oraz dodatkiem kilku innych zewnętrznych czynników?

Gdzie ja się tak naprawdę zaczynam albo kończę? Ja, naprawdę ja. 

Chwała tym, którzy wiedzą, od zawsze wiedzieli. Mnie zajęło dużo czasu znalezienie, kim naprawdę jestem.

Odkąd pamiętam moja biedna, kochana matka miała depresję. W domu było poważnie, cicho, z roku na rok odwiedzało nas coraz mniej ludzi, ona z roku na rok znikała coraz bardziej.  Ja też byłam poważna i cicha, dopasowująca się do warunków.

Byłam posłuszna, bardzo dobrze wychowana, czytaj dupowata, bo zamiast komuś przywalić, jak mnie skrzywdził, przełykałam ślinę i miałam tak zwaną wewnętrzną satysfakcję, która przysługiwała tylko bardzo grzecznym, mądrym i zbyt poważnym jak na swój wiek dziewczynkom.

Ta moja grzeczność wyrażana najczęściej przez nadmierne przepraszam, że żyję i bierną ignorancję swoich potrzeb, zaczęły mnie w którymś momencie bardzo uwierać.

To rozpaczliwe poszukiwanie sensu, żeby wreszcie być z siebie zadowolonym i wieczny zgrzyt, że ciągle jest coś nie tak, że coś ciąży, że nie umiem być sama ze sobą. Że nie bardzo się lubię po prostu w tej formie, którą przez lata byłam.

Zaczęłam się w którymś momencie odzierać z tych skórek i wzorców zachowania, przyglądać sobie, by dojść do wniosku, że niewiele siebie znam.

Dochodzenie do środka samej siebie to długi proces. Pozwolenie sobie na bycie sobą, czyli akceptacja siebie z krwi i kości, bez ubrania i rozpoznanie własnych potrzeb nie jest takie proste.

Bo nagle może się okazać, że wcale nie chce się być grzecznym. I nigdy się nie chciało robić tego, co się wydawało, że chce się robić, bo tak wybrali rodzice albo w dobrej wierze robili ci dobrze i całe życie za ciebie wybierali. Nagle się okazuje, że nie jesteś poważna i posłuszna, że chcesz podejmować decyzje za siebie.

Nagle się okazuje, że możesz być kimś zupełnie innym i to jest trudne, bo trzeba się siebie nauczyć na nowo. Trzeba rozliczyć się ze światem i z rodzicami. Po to, żeby wziąć za siebie odpowiedzialność. I zacząć sobie samemu robić życie.

I to jest takie uwalniające uczucie. Nagle wiedzieć, czego nie chcesz, dowiedzieć się, czego naprawdę chcesz. I przestać tyle rzeczy musieć, bo tak cię nauczono.

Zrobić sobie taką osobistą  fuck it list. Usiąść ze sobą na kanapie, zajrzeć mocno w głowę i na wysokość piersi i odpowiedzieć szczerze na pytanie: co mnie nie obchodzi, co mnie obciąża, co mnie ściąga w dół?

Czy potrzebuję, żeby mnie wszyscy lubili? Akceptacja wszystkich? Niemożliwa. Fuck it.

Korpokariera? Nie potrzebuję.

Bycie liderem? Nie jest mi potrzebne.

.

.

I tak dalej.

I tak powoli możesz dojść do tego, kim naprawdę jesteś. Pewnie, że nigdy nie pozbędziesz się tego, co było w domu. To jest baza, często nieuświadomiona, która albo wzmacnia nasze DNA charakteru albo wręcz przeciwnie, grzebie na wieki.

Ale jeśli określisz, czego chcesz, a co masz bardzo głęboko gdzieś, to wtedy wreszcie można zacząć żyć swoim, nie cudzym życiem.

Można być głośnym, cichym, nieporadnym, pewnym siebie. Introwertycznym, ekstrawertycznym, chudym, grubym, łysiejącym, z poczuciem humoru, bez niego, nadmiernie wrażliwym, mocnym, słabym, przeciętnym. I mieć w tyłku, czy to jest fajne czy nie, czy komuś się to podoba, czy nie.

Po prostu sobą. Ze sobą szczęśliwym. A jak się zmieniać, to tylko wtedy, kiedy naprawdę ty i tylko ty tego potrzebujesz.

W końcu żyjemy ze sobą w najbardziej intymnym związku. Głupio marnować życie nie wiedząc, kim jesteśmy albo gubiąc się wobec coraz większych oczekiwań świata i innych ludzi. 

Bycie sobą to szacunek i akceptacja w stosunku do siebie samego. I wtedy możesz już wszystko, bo w życiu potrzebujemy tylko jednej, fundamentalnej zasady: bądź po prostu dobrym człowiekiem.

.

 

Obserwuję moich B&B. Tacy inni z charakteru, pomijając płeć. On jest hiperwrażliwy, trudny, uparty. Ona szybka, stanowcza i rebeliantka.

Dzisiejszy świat jest trudny, nasze dzieci będą miały trudniej niż my, bo świat wymaga więcej i nie chce, żebyśmy byli sobą. Zmanipulowani nie podejmujemy samodzielnie decyzji, tylko ulegamy trendom, modom i chciwości kilkunastu koncernów. I będąc sobą wybieramy pepsi, jak głosi reklama.

Jako rodzic jestem  w dużo lepszej sytuacji, niż byli moi rodzice. Mam książki, internety i TEDa. I kilka swoich doświadczeń i rozbiórek na czynniki pierwsze. Jedną z największych wartości, jakie mogę dać moim dzieciom, jest pozwolić im być sobą. Wzmacniać, gdzie potrzeba, nie urabiać według własnego projektu, akceptować nawet to, co wydaje mi się słabe.

W dzisiejszym świecie, w którym nie ma żadnych granic i wszystko jest na sprzedaż, bycie sobą to prawdziwa odwaga. I jedyne, czego nie można nam odebrać.

Pozdrawiam październikowo. Cmok.

TAGS
POWIĄZANE WPISY