Rozwój Życie w zachwycie.

Po co nam to całe myślenie?

20 września 2016

Po co nam to całe myślenie?

Mam w pracy koleżankę, która codziennie mnie odwiedza. Ponieważ uchodzę za osobę cierpliwą i dobrego słuchacza, stałam się mimo woli powiernikiem codziennych zwierzeń typu:

Wydaje mi się, ze Piotr omija mnie szerokim łukiem. (Piotr to szef)

Ta pinda Beata tak na mnie patrzy, mówię ci, zastanawiam się, co ona o mnie myśli. (pinda Beata, to bogom ducha winna koleżanka, którą osobiście bardzo szanuję i za pindę nie uważam)

Słuchaj, ja myślę, że naprawdę pracuję tu jak wół, heloł, nikt tego nie widzi? (wszyscy mamy taki sam zakres obowiązków)

Nie oceniam ego koleżanki, to temat do innej rozprawki, ale kiedy ona pyta mnie, co ja na to, odpowiadam: definitywnie za dużo myślisz, o sobie przede wszystkim.

Koleżanka się obraża, oczekując innej odpowiedzi i zrozumienia, wychodzi z fochem, ale na drugi dzień wraca. Taki moj korpo-dzień świstaka.

Jej codzienne wizyty skłaniają mnie do refleksji, że za dużo myślenia rujnuje nam życie. Krąży zreszta w internatach i pinterestach piękny napis overthinking kills your hapiness. Czyli za dużo myślenia zabija twoje szczęście

I jak ja patrzę na skwaszoną minę koleżanki, to stwierdzam: tak, jej to nadużycie myślenia zrobiło kylym szczęścia w ogóle, jak mówił genialny Rewiński w Kilerze.

Życie na ogół upływa nam na dumaniu nad czymś.

Upływa na zastanawianiu się, jaką decyzję podjąć.

Upływa na żałowaniu. Niepodjętej decyzji, źle podjętej decyzji, błędu, braku błędu, wielu błędów.

Na straszeniu się pod tytulem, co będzie jak?

I na dumaniu, co inni o nas myślą.

I co nam z tego wynika? Bardzo wiele zmarnowanego czasu i prywatnych psychoz.

99 procent tego, co przepływa przez naszą głowę nie ma żadnego znaczenia i do niczego nas nie prowadzi. Tak mówią badania naukowców. Chyba mają rację, bo jak się przyjrzeć temu, co mamy na co dzień  w głowie, czyli:

Jessu, jak można coś takiego na siebie włożyć?

Trochę mnie poniosło wczoraj na imprezie, co oni o mnie teraz myślą?

Czy to na pewno była dobra decyzja z tym remontem?

Co on mi chciał przez to powiedzieć?

Czy ona na pewno mnie kocha?

A może jestem chory na coś poważnego?

Czy ja już nie jestem za stara na takie szaleństwa?

Matko, a jak im (dzieciom) sie coś stanie na tej wycieczce?

Do czego nas to niby prowadzi? Do poważnego wyrazu twarzy i wydumanych trosk.

Myśli mają dużo emocji. I, co zaskakujące i nad czym się nie skupiamy, na ogół niewiele pozytywnych. W naszych myślach jest strach, frustracja, obawy, smutek. Myślenie jest najczęściej czymś poważnym i ciągnącym w dół.

Przyznaję się z pełnym ekshibicjonizmem, ja też byłam myślicielką na pełnym etacie 24/7.

Zastanawiałam się nieustannie, czy wszyscy mnie lubią i że na pewno nie lubią. Przez bardzo wiele lat miałam też problem ze swoim ciałem. Latem nie chodziłam na basen z koleżankami, bo się wstydziłam, w wieku osiemnastu lat nosiłam czarne kiecki i zawsze spuszczoną głowę. A jak do tego dostałam pryszczy, a dostałam ich dużo, uwierz, naprawdę dużo, to dokonałam na sobie społecznej eutanazji i nawet z psem wychodziłam wieczorem, żeby mnie mało kto widział.

Prawie pół mojego życia zajęło mi dumanie i myślenie o braku urody. I o tym, co inni o mnie myślą, czy kogos nie uraziłam albo co by było, gdybym była ładniejsza i dlaczego nie jestem. Potwornie dużo czasu zmarnowałam. Zamiast cieszyć się, że mam dwadzieścia lat, że bezkarnie mogę imprezować i potrzeba mi trzy godziny snu. Że życie jest piękne i tyle rzeczy wolno.

Każdy z nas jest dupkiem w jakiejś dziedzinie życia i własnych myśli. Przejmuje się rzeczami, których albo nie można zmienić, albo które realnie nie mają wpływu na to, czy jesteśmy szczęśliwi, czy nie.

Zastanawiamy się, co inni o nas myślą, jak nas odbierają.

Zastanawiamy się, co się może wydarzyć jutro, za miesiąc.

Projektujemy scenariusze, z których trzy czwarte nigdy się nie spełnia.

Nie myśleć w ogóle się nie da, i bardzo dobrze, bo w końcu dzięki temu do jakichś prawd życiowych dochodzimy, ale możliwa jest kontrola tego, co myślimy i jaki ma to na nas wpływ.

Jest takie mądre zdanie: rządź swoim umysłem, albo on zacznie rządzić tobą.

Jak już tak bardzo i biologicznie musimy nieustannie dumać, to może warto zastanowić się, czy to ciągle wzdychanie, co kto o nas myśli, co nas strasznego czeka, czy wszyscy nas lubią, daje nam poczucie szczęścia?

Ile nam zabiera czasu skupianie się na czymś, na co nie mamy wpływu, co się odbywa w głowie i nigdzie indziej.

W końcu skoro myślenie projektuje naszą rzeczywistość, to warto byłoby się skupić, co my tam sobie za rzeczywistość projektujemy?

Myśli przychodzą i odchodzą. Nieustanna koncentracja na tym kosztuje masę energii, zawala głowę i odciąga od realnej chwili.

Skoro 99 procent tego, co przelatuje sie przez naszą głowę nie ma znaczenia, to może warto zainwestowac w ten jeden, wartościowy procent?

Skupić się. Co jest dla mnie ważne, kiedy jest mi dobrze, co powoduje, że jest mi źle. Kiedy czuję się szczęśliwy i skąd ten piękny stan wynika i jak go zatrzymać?

Bo cały trik polega na tym, że jak jest nam dobrze i czujemy się wyluzowani i akurat ogarnia nas błogostan, bo dzieci właśnie zasnęły i można się wyciągnąć na kanapie albo jakiś projekt się dopiął i będą z tego profity, albo po prostu leżysz w wannie i jest ci dobrze, to o niczym nie myślimy.

W końcu szczęście się czuje, a nie wymyśla. I jest wynikiem pewnej prostej czynności:

bycia w chwili obecnej.

Gyby nam się to częściej udawało, to zdaje się, że odkrylibyśmy, że wcale sporo fajnych chwil mamy w życiu.

Pozdrawiam ciepło. Cmok

TAGS
POWIĄZANE WPISY