Rozwój Życie w zachwycie.

Jak być wolnym dzięki pieniądzom?

22 września 2016

Jak być wolnym dzięki pieniądzom?

Nie mam aspiracji do bycia finansowym ninją, Michał Szafrański jest tylko jeden. O oszczędzaniu wiem niewiele, bo nie miałam na ogół czego oszczędzać. Całe dzieciństwo i wczesną młodość kasy nie miałam, a potem, jak już sama zaczęłam pracować i jeszcze nie było B&B, to trochę się rozpuściłam. Szast prast, markowe ubrania, weekend w Italii i takie tam konsumpcyjne przyjemności.

Trzy lata temu nastąpił powrót do przeszłości, bo się w domu finansowo konkretnie tąpnęło i życie od wypłaty do wypłaty stało się codziennością.

Teraz jest w miarę dobrze, co oznacza, że mamy na rachunki i nawet shopping jakiś mały by się udał, ale mnie jakoś podejście do pieniędzy i zakupów się zmieniło. Bo jak ich nie było, to ciągle czułam strach. I to jest okropne uczucie. I nie chcę już tego. To po pierwsze. A po drugie, zdałam sobie sprawę, że jak się wzięłam za te porządki w szafach, spędziłam cudny urlop w domu i uciekłam przed burn outem, to czas się zabrać za pieniądze. I określić się w relacjach z nimi, czyli po prostu dorosnąć.

Pod jednym z moich ostatnich postów napisała komentarz Ula, specjalista od finansów i autorka świetnego bloga Blog prosto o finansach. Ula napisała, że dostała podwyżkę, więc teoretycznie powinna mieć dzięki niej w kieszeni więcej. Ale nie ma. Co potwierdza tajemną proporcję, nad którą na ogół się nie zastanawiamy, że im mamy więcej, tym więcej wydajemy.

Ja w styczniu też dostałam podwyżkę i też nie mam ani grosza więcej. Czyli wydaję więcej, niż przed podwyżką. Skucha.

Żyjemy w świecie nadętych obfitości. Mamy wszystkiego za dużo. Dzieci mają bardzo za dużo. Przede wszystkim rzeczy. I dlatego, jak mówi Key Payne z Simplicity Parenting, nasze potomstwo żyje w stanie permanentnej wojny.

Bodźców jest tak wiele, że nie można się niczym zająć głęboko. Dzieci ślizgają się po powierzchni i szukają następnych zabawek. I nie znajdują wyciszenia. Dzisiejsze dziecko ma ich przeciętnie ponad 150.

Ale nie tylko dzieci mają przesyt. Co mają dorośli, to jest dopiero fascynujące.

Taka na przykład ja, jeszcze do niedawna miała około dwudziestu lakierów do paznokci.

Około pięćdziesięciu świeczników na różne pory roku, okazje, doły i euforie. I zaliczaną regularnie Ikeę, żeby kupić nowe szklanki, filiżanki, miseczki.

Wczoraj otworzyłam szafkę w kuchni i policzyłam, ile mam szklanek: uwaga – 42. A w moim domu mieszkają cztery osoby. Szklana pułapka?

Mam też dobrze ponad dziesięć filiżanek do kawy. Dla dwóch osób.

Jak można tak bez sensu żyć?

Jestem niewolnikiem systemu i kilku koncernów, które rządzą całym światem. A ten system mnie wrabia i tresuje, że potrzeba mi więcej i więcej.

Jak starszy B szedł do przedszkola, to przyjmowano do niego dzieci, które miały skończony rok życia. Jak dwa lata później młodsza B stawiała tam pierwsze kroki, w przedszkolu były już dzieci kilkumiesięczne. I to nie po to, że system taki opiekuńczy, tylko żebym ja, jako matka albo ty, jako ojciec szybciej wrócił do pracy.

Kwestia wypuszczania do szkoły sześciolatków, tak dyskutowana z ekspertami i pedagogami, ma jeden, bardzo istotny aspekt ekonomiczny. Otóż sześciolatki szybciej skończą szkołę i szybciej zaczną pracować. I wydawać.

Nam też się wmawia, że musimy pracować coraz więcej, wszystko drożeje i na mniej nas stać.

Stać nas na mniej, bo więcej wydajemy. Na przykład kiedyś wyprzedaże były dwa razy do roku, teraz są w międzyczasie mid-season sale, weekend sale i sobotnie sale. Sprytne. Nie kupisz? Jasne, że kupisz.

Zarabiamy pieniądze, żeby kupować rzeczy. I to nas od systemu uzależnia. Kupując rzeczy napędzamy system, który produkuje jeszcze więcej.

Tymczasem pieniądze nie są po to, żeby kupować rzeczy. Są po to, żeby wydawać je na coś, co czyni nas szczęśliwym, wolnym.

Na przykład czas.

Jeśli ominiesz kolejne zakupy wygrywasz nie tylko cash, ale kupujesz sobie czas. Wartość bezcenną i jednorazową. Dla siebie. Albo dla dzieci. Albo dla kogoś, kto cię potrzebuje.

Dzięki pieniądzom możesz zainwestować w siebie. Nauczyć się czegoś. Języka, zrobić kurs DIY albo kreatywnego pisania. Możesz dzięki temu dostać lepiej płatną pracę. Po to, żeby pracować mniej i mieć wolność dla siebie samego. Albo po prostu cieszyć się dziergając swetry albo pisząc wieczorami.

Problem z wydawaniem kasy polega na tym, że nie zastanawiamy się, co jest potrzebą, a co zachcianką. Zachcianki są głupie, bezsensowne, dają kopa jak red bull i trzeba się ciągle na nowo stymulować konsumpcyjną kofeiną.

Za potrzebą idzie wartość.

Dobrą kolacja z przyjaciółmi to wartość. Wakacje w pięknym miejscu to wartość. Książka. Własne pomidory z ogrodu. Cisza w lesie. Ogólnie pojęta jakość. Też rzeczy, ale kilka rzeczy, nie 42 szklanki.

Możesz dopisać tutaj, co chcesz, każde z nas ma swoje własne szczęścia.

Jeśli nie wydajemy na rzeczy, zostaje nam więcej w kieszeni, dzięki temu nie musimy więcej pracować.

Wygrywamy odrobinę prywatnej wolności, w której nie ma strachu, że na coś nas nie stać. To wielki luksus w dzisiejszym świecie.

Ściskam serdecznie. Cmok.

TAGS
POWIĄZANE WPISY
Aga Krzyżanowska
Wiedeń/ Świdnica

Literatka, fotografka, nefelibata. Opowiadam historie o codzienności, w której w soboty jest zen, a we wtorki końce świata (albo na odwrót i w zupełnie inne dni). Czasami piszę książki, zawsze mam w torbie aparat, na ogół polegam w kuchni. Codziennie bujam w obłokach. Stamtąd wszystko lepiej widać.

Facebook