Rozwój

P jak perfekcjonizm.

14 czerwca 2016

P jak perfekcjonizm.

Żyjemy w świecie bez kompromisów. Masz sukces albo go nie masz. Jest się ładnym albo brzydkim. Starym albo młodym. Bogatym albo biednym. A wszystko to dlatego masz, albo i nie masz, bo albo jesteś leniem, albo jesteś świetny.

A do kręgu świetnych zaprowadzi Cię tylko perfekcja. Jeśli nie wyposażono Cię w nią w dzieciństwie, współczesne tempo i konstrukcja społeczna szybko Cię w nią zaopatrzą.

Ze wszystkich przypadłości charakterologicznych perfekcjonizm jest najpodlejszy. 

To ta cecha charakteru, która robi ci z życia piekło. Frustruje, nie pozwala się niczym i nikim cieszyć. Bo zawsze mogło się coś zrobić lepiej i dlaczego ktoś nie robi tego tak świetnie, jak ty.

Bo możesz być niecierpliwym albo gburowatym. Fatalistą albo dla odmiany wściekłym optymistą. Ale nie wyklucza to tego, żeby ci było ze sobą dobrze, jeśli te cechy charakteru w sobie zaakceptujesz.  Żeby cieszyć się życiem i ludźmi naokoło.

A perfekcjonizm i owszem, wyklucza na maksa.

Perfekcjonizm jest natręctwem, które nie pozwala usiąść na luzie, dopóki naokoło nie będzie idealnie czysto. Nie pozwala oddać projektu w jego 78 wersji i być z niego zadowolonym. Bo zawsze można było to zrobić lepiej. Bo mogło być więcej czasu.

Twój wypracowany i wypocony sześciopak na brzuchu zawsze mógłby być bardziej wyrasowany. Twoje dziecko zawsze mogło uzyskać lepszą ocenę. A Twój partner trochę lepiej się ubierać.

Bo perfekcjonizm to choroba, która nie tylko unieszczęśliwia jego właściciela, czy -cielkę, ale także wszystkich, którzy z nim żyją. Perfekcjonista nie tylko nigdy nie będzie niezadowolony z siebie. Jego rodzina też nigdy nie będzie wystarczająco dobra wobec jego oczekiwań i wymagań.

Bycie perfekcjonistą zawiera się w słowie muszę. Muszę to zrobić najlepiej, najszybciej, muszę być bezbłędny. I jak pracujesz ze mną i dla mnie, to ty też.

I tak do śmierci.

Perfekcjonistów nikt nie lubi. Są zgryźliwi i wszystkich krytykują. Przebywanie w ich towarzystwie wywołuje wyrzuty sumienia i frustrację własną.

A bycie w związku z perfekcjonistą to survival dla masochistów albo ceniących sporty ekstremalne.

Perfekcjonizm to nieustanne poszukiwanie akceptacji i poczucia własnej wartości. Za idealnym wyglądem, wspaniale urządzonym życiem, stoi na ogół skrzywdzone dziecko z deficytem miłości. Pisałam o tym przy okazji tego, co nas nakręca.

Perfekcjonizm rodzi się w bardzo krytycznym środowisku.

Kiedy dziecku brakuje pochwał i uznania od swoich rodziców, na ogół również perfekcjonistów.  Kiedy każde niepowodzenie i błąd podlega surowej ocenie. To często jedynacy, nadzieja i nośnik oczekiwań rodziców, albo starsze, przejmujące odpowiedzialne role, rodzeństwo.

Bo jeśli będą doskonali i będą się starać, to może zasłużą na miłość. Zostaną zauważeni.

Takie dzieci, a potem my, dorośli, kojarzą poczucie własnej wartości ze światem zewnętrznym. Stamtąd ma przyjść uznanie. Jak nam się super coś uda, to będę szczęśliwy i kochany. I zadowolony z siebie.

Nie przychodzi. A to dlatego, że zawsze można było zrobić coś lepiej.

W dzisiejszym świecie istnieje jeszcze coś takiego, jak perfekcjonizm płciowy. My, kobiety musimy być lepsze, od innych kobiet i siebie samych też.

Żyjemy w świecie bycia idealnym. Idealna ja, ciało, życie, zęby i dzieci. Perfekcyjny świat i perfekcyjna pani domu. Musimy świetnie pracować, świetnie matkować, świetnie gotować i świetnie wyglądać. I to wszystko jeszcze świetnie monitorować i kontrolować.

Można się zarżnąć, uprawiać modelowy multitasking i dać się sklonować.

A i tak nigdy nie wystarczy, żeby być szczęśliwym.

Jeśli jesteś w punkcie, w którym:

  • robienie setnej poprawki czegoś tam staje się obsesją,
  • w pracy nikt nie chce z Tobą uczestniczyć w projektach,
  • dzieci boją się jeść z Tobą przy stole,
  • a Ty masz dosyć siebie i zamykasz się przed wszystkimi w toalecie i ryczysz,

to znaczy, że czas się wziąć za siebie. Zanim zrobi to lekarz.

Zajrzyj mocno w głąb siebie, umów się na randkę ze szczerością i zastanów: jakie korzyści daje ci dążenie do perfekcjonizmu? Zyskujesz coś? Masz naprawdę lepszą jakość życia? Jest ci z tym dobrze? Czy spacyfikowana w imię doskonałości rodzina i otoczenie też ma się dobrze?

Zastanów się nad banalnym, ale istotnym pytaniem, jaka jest definicja doskonałości? Jest taka w ogóle? Jeśli ja nie będę zadowolona sama ze sobą, to nie da mi tego zadowolenia nic i nikt na świecie.

(Słynny trik urlopów: wyjadę, all inclusive, nie będę musiała sprzątać i gotować, animacja dla dzieci też jest, luzik i odpoczywam. Sprostowanie: na urlop zabierasz też siebie, również all inclusive.)

Zacznij od subtelnej dywersji.

Czyli pozwalania sobie na bycie po prostu dobrym. Nie świetnym. Wystarczająco dobrym we wszystkim co robisz. To już trudniejszy etap, bo powiązany z praktyką. Trochę luzu? Raz w tygodniu nie patrzę na to, co wokół mnie. Odpuszczam. To trochę jak detoks, więc trzeba na początku z umiarem dawkować. Czy wszystko, co robisz, musi być zrobione na 100%? Dobrzy menedżerowie wiedzą, że pewne zadania wykonuje się maksymalnie dobrze, a niektóre na 3/4 gwizdka.

Naucz się poświęcać czas sobie. To bardzo ważne. Biegaj. Skupiaj się na tu i teraz. Czytając książkę wieczorem, potrzebujesz testu białej rękawiczki?

Przesuń punkt ciężkości. Nie myśl o tym, co jeszcze można zrobić lepiej, ale zobacz, ile już masz.

Wprowadź w życie nieużywane słowo wdzięczność.

Bycie tylko aż dobrym przynosi tylko korzyści. Masz więcej wewnętrznego spokoju. Kontaktów socjalnych. Szczęśliwszą rodzinę. Szczęśliwszego siebie.

A przede wszystkim zyskujesz czas. Do życia.

Który perfekcjonizm marnuje perfekcyjnie.

Pozdrawiam i lecę. Rozczochrana i bez make upu, jak Alicia Key.

TAGS
POWIĄZANE WPISY