Jak być razem i przetrwać?
Jak być razem i przetrwać?
Gdybym wiedziała, jakie to ciężkie, to nigdy bym się w to nie pakowała. Never ever.
I ja też, mówi mąż do mnie.
Taka rzeczywistość. Bo romantyzm po wielu latach bycia razem i trzymanie się za rączkę to już nawet w Hollywood nie ma. Bo jak już Brangelina się rozwodzi, to to jest chyba koniec świata. Nikt się na to nie nabiera.
Długoletni związek, czy to wolny, czy zarejestrowany pod tytułem małżeństwo, to jest harówa, zmęczenie rodzinnych urlopów i krótkie chwile samotności we dwoje. I nawet wtedy wcale też nie musi być romantycznie, bo często chce się iść spać. Po prostu.
Jak się jest parą, mieszka się osobno, ściska po bramach, to mamy tę nieznośną, piękną lekkość bytu. Świat nasz, imprezy do rana i życie takie cudne. I tak byśmy chcieli, żeby nam tak zostało. Lekko, całuśnie i na wieki wieków.
Ale biała kiecka, wypasiony garnitur i mamroty przed księdzem że cię nie opuszczę aż do śmierci zmieniają wszystko.
Bo nagle się okazuje, że zamiast motyli w brzuchu jest toczona kulka codzienności. I każde z nas sobie inaczej to wspólne bycie 24/7 inaczej wyobrażało.
I oczekiwało.
Nie byliśmy przygotowani, czym naprawdę jest miłość, a nie zakochanie. I bycie razem.
Bo bycie razem nie jest tylko uniesieniem, wspólnym zasypianiem po mega seksie. Romantycznym wieczorem, opalonym ciałem latem. Bycie razem jest przede wszystkim codziennym kompromisem. Jest troską, strachem, wspólnymi kłopotami. Rozumieniem, codziennym poznawaniem i akceptacją.
Jest rezygnacją z bardzo wielu rzeczy, szczególnie, kiedy zostajemy rodzicami.
Dostajemy nowe role. Bycie parą schodzi na dalszy plan, a najważniejsze to praca w teamie. Bo tylko tak można w miarę bez ubytków dla związku przetrwać pierwsze kilka lat w roli mamy i taty.
Bycie razem to cholernie trudna praca.
Bo łatwo być razem, jak jest dobrze.
Jak jesteśmy młodzi, zdrowi, przebojowi i wszystkiego nam się chce.
I przecież niby świetnie wiemy, że życie to przede wszystkim trudna podróż z kilkoma pięknymi widokami. Ale koncentrujemy się na widoku, a nie na drodze. I kiedy przychodzą kłopoty, bo pieniędzy nie starcza, albo rodzicielstwo przerasta, to uciekamy.
Nie chcemy naprawiać. Chcemy, żeby było bezproblemowo. Chcemy szybkich, prostych rozwiązań.
Wynosimy się najpierw z sypialni, potem z domu. Coraz częściej na solówki z kumplami, drinki z dziewczynami. Żeby tylko nie być ze sobą. Nie konfrontować. Jest fajniej z paczką znajomych, niż popracować nad związkiem. Bycie z kimś sam na sam nie jest tak ekscytujące, jak bycie wśród ludzi i zabawa do rana. Ma być miło i lekko.
I niby jesteśmy ze sobą, ale tak naprawdę obok, a czasem mile świetlne od siebie. I zostaje klasyczna wersja: jesteśmy razem, bo mamy dzieci.
Wersja light. W wersji hard rozwód.
Nie mamy czasu na to, żeby związek dojrzał. Przy pierwszych zawirowaniach prościej jest z niego zrezygnować. Odpuścić.
Takie czasy. Wszystko można wymienić.
Wartości też.
I emocje.
Internet ma to wszystko w prędkości światłowodowej. Ekscytację, uniesienia, zachwyt. Co sekundę nowe. Nie potrzeba do tego drugiej osoby.
I takiego chcemy życia. Bez komplikacji. Chcemy kariery i wartości materialnych.
I nie mamy tak wiele rozwodów i rozstań dlatego, że kobiety są bardziej samodzielne i wyzwolone, a mężczyźni bardzie niż kiedyś szukają zdrady. To jest skutek.
Dlatego, że rozstać się jest najprościej.
Nie trzeba nic robić. Brać odpowiedzialności.
Nie trzeba nad związkiem pracować.
Nie trzeba pracować nad sobą.
Kochamy nasze dzieci. Poświęcamy im czas, rozmawiamy z nimi. Dbamy o nie. Dostajemy z powrotem miłość, szacunek, całusy.
A co z nami?
Mądrzejsi mówią, że dopiero wtedy, jak się nie ma w stosunku do siebie oczekiwań i nie jest się sobie nawzajem potrzebnym, jest się gotowym na miłość i związek. To znaczy – jestem samowystarczalny, mogę równie dobrze być bez Ciebie, ale fajnie z Tobą dzielić moje życie, więc zostaję.
Dla mnie to już wyższa półka buddyzmu, coś takiego może w przyszłym karmicznym wcieleniu.
Wystarcza mi obustronnie rozumiana równowaga. Do tego od czasu do czasu konkretny feedback i dużo bliskości.
Bycie razem ever to decyzja, że bierzesz, ale też dajesz. Że się dzielisz. Poświęcasz. Jesteś. Że dbasz.
Ta miłość to cholernie ciężka praca.
Dlatego pewnie w naszych szybkich czasach tak trudno ją zatrzymać. I siebie przy sobie nawzajem.
Pozdrawiam serdecznie. Cmok.