Być rodzicem nadwrażliwca.
Być rodzicem nadwrażliwca.
Wrażliwość to nie jest fajna cecha w dzisiejszym świecie. Nie pomaga, nie ułatwia, komplikuje. Aplauzu nie zdobywa.
A już bycie nadwrażliwcem to w ogóle skucha. Histeria albo coś podobnego.
A nie powinno.
***
W psychologii istnieje angielskie określenie high sensitive person. Czyli osoba wysoko wrażliwa.
Tą cechą obdarzonych jest 20 procent społeczeństwa. Płeć nie ma tutaj żadnego znaczenia.
Torpedując pierwsze skojarzenie, które się narzuca, że to na pewno ludzie nieśmiali i zamknięci w sobie, dementuję: 30 procent ludzi z tą cechą to ekstrawertycy.
Nadwrażliwość związana jest czysto z układem neurologicznym. Oznacza po prostu wyjątkową wrażliwość na bodźce. I jest według niektórych psychologów dziedziczona.
Co charakteryzuje osoby z wysoką wrażliwością?
Wycofanie, albo skrajnie: nadmierne pobudzenie. Niższa odporność na stres. Szczegółowe analizowanie każdej sytuacji i często rysowanie fatalistycznych scenariuszy. Takie osoby czują się przytłoczone w konfrontacji ze stresującymi wydarzeniami. Nie radzą sobie najlepiej z wykonywaniem kilku czynności naraz.
To osoby o silnej empatii, stąd mała odporność na krzywdę i sytuacje zagrożenia. Ale również umiejętność błyskawicznego rozpoznawania zmiany nastroju u rozmówcy i wczuwania się w rolę i uczucia innej osoby To również trudność w adaptacji do nowych sytuacji, zmian. Tacy ludzie nie lubią być zaskakiwani, nie umieją szybko dopasować się do nagłych wydarzeń.
Nadwrażliwcy to osoby kreatywne, które widzą dużo więcej i czulej odbierają świat.
Ja sama z terminem blisko i znacząco w skutkach dla siebie, zaznajomiłam się jakieś dwa lata temu. Podczas workshopu z poszerzania kompetencji zawodowych. Temat brzmiał mniej więcej: kto to jest HSP i jak kogoś takiego ugryźć.
I bardzo dobrze się stało, że na tym szkoleniu byłam, bo temat bardzo mnie dotyczy. A przede wszystkim dotyczy mojego starszego dziecka.
Temat stał się dla mnie bardzo aktualny i ważny, odkąd zaczęły mnie zastanawiać zachowania mojego dziewięciolatka. Który w pewnych sytuacjach reaguje tak samo, jak reagował w wieku lat dwóch. I nic się pod tym względem nie zmienia.
I kilka dni temu miałam rozmowę w szkole z nauczycielką syna, który w tej chwili ma oczy dokładnie na wysokości moich sutków i się już w nie powoli z zainteresowaniem wpatruje. A która powiedziała, że z Benjaminem jest wszystko w porządku, dobrze się uczy i jest bardzo do przodu z matmy.
Tylko jest bardzo wrażliwym chłopcem i trzeba to brać pod uwagę w codziennym życiu szkolnym i klasowym.
Bo mój syn ogląda Harry Pottera z poduszką na twarzy, tak bardzo przeżywa i boi się o niego. Kiedy źle się czuję i o tym mówię, to widzę przerażenie w jego oczach i natychmiast mam jego bardzo mocny uścisk na szyi. Ale nic ci nie będzie?-pyta.
Drobne sprzeczki i nieporozumienia na podwórku urastają do rangi zagłady Gotham City, a ja wcielam się w Batmana, który ratuje i miasto i jego udręczoną duszę.
Adaptacja do wieku przedszkolnego trwała u nas prawie pół roku, tak trudny był to proces.
On zwyczajnie nie poradził sobie z tak radykalną zmianą, jak była przyprowadzka do przedszkola i rozstanie ze mną.
Adaptacja w każdym nowym miejscu trwa u nas zawsze wieki. W ubiegłym roku nastąpił przełom, bo zdecydował w końcu pojechać z klasą na obóz narciarski. Na pięć dni. Ale do szóstego roku życia nie było mowy, żeby został na noc nawet u mojej siostry i swoich dwóch kuzynek, z którymi jesteśmy bardzo, bardzo blisko.
I jak jakiś czas temu zadzwoniła do mnie siostra z propozycją, żeby dzieci latem razem pojechały na kolonię, to reakcja mojej dwójki była kompletnie odmienna.
Otóż moja zbieraczka erło (jak mówi na europejską walutę) i wielbicielka truskawek natychmiast wrzasnęła, że jedzie i pobiegła w pląsach się pakować.
Benjamina wbiło w fotel i tydzień czasu zabrało nam przekonywanie go, że kolonia to najfajniejsza rzecz na świecie. Już byliśmy prawie u celu, kiedy któreś z nas powiedziało, że to wspaniale nie widzieć rodziców przez dwa tygodnie. Wizja tego ponownie go przeraziła i trzeba było zaczynać od nowa.
Ostatecznie jedzie, jak będzie, nie wiem. Im bliżej, tym obaw (jego) więcej. Moich też.
-Wiesz, Mami, powiedział do mnie wczoraj, ja wiem, że jestem trudny. Ja potrzebuję więcej czasu do pewnych rzeczy.
-Nie jesteś trudny, Synku, jesteś wyjątkowy.
Jak pomóc?
Słuchać. Zwolnić i dopasować swoje tempo do tempa dziecka. I zrozumieć. Że potrzebuje faktycznie więcej czasu. Że pewne sytuacje go przerastają. Wspierać w sytuacji, w której dokonuje się jakaś zmiana. I nie zrobić z tej wrażliwości wady, co w przypadku chłopca jest szczególnie łatwe.
Mój syn wymaga ode mnie bardzo dużo cierpliwości, zanim przekonam go do czegoś. Do otwarcia na nowe, jak w przypadku kolonii, do otwarcia na zmianę. I niestety tej cierpliwości bardzo długo nie miałam, czego się wstydzę. Musiałam się tego nauczyć i uczę się jej cały czas. Bo są sytuacje, które mnie też przerastają.
Teraz już wiem, że Benjamin jest wyjątkową osobą i że ta cecha charakteru, pielęgnowana i zrozumiana, może okazać się jego potencjałem.
I dlatego z tym o nim rozmawiam.
Pozdrawiam wszystkich nadwrażliwców i rodziców tychże.
Szperając za wiedzą trafiłam na bardzo interesujący blog o tej tematyce i tam też znalazłam test na HSP. Link znajdziecie tutaj.
Zdjęcie: Pixabay.