Relacje małe i duże Życie w zachwycie.

Czy potrafisz mieć czas dla siebie?

15 kwietnia 2016

Czy potrafisz mieć czas dla siebie?

Mam wolne popołudnie. No tak trochę. Tak z jakąś dłuższą chwilę. Bo słońce świeci i dzieci wybiegły na podwórko. Podwórko mam za drzwiami, więc są bezpieczni. No to ja myk, kawusia i jak sobie usiądę!

Jak sobie przez chwilę nic nie zrobię!

Nie ruszę się i będę odpoczywać.

Siadam elegancko na kanapie, kot pod stopami, biorę łyk mojej pysznej kawy.

Co za romantyczna samotność… Słońce wyszło przez chmury. Zaświeciło w okno. Oświetliło pokój.

Oświetliło pokój.

Matko, jaki w tym domu jest syf.

Na szybie miliony linii papilarnych ze śladami wszystkich posiłków ostatnich dwóch tygodni. Na stole, który służy nie tylko do jedzenia, ale i chyba wycierania rąk, odbite całe ręce i nawet jeden ślad ust.  I chyba nawet go pogryźli. Na podłodze wszędzie resztki modeliny. A na samym środku karton po po butach, ponieważ nie-wyrzucaj-go-przyda-nam-się.

I się już romantycznie napiłam tej kawy. Dwa łyki. No i sru.

Do dnia świstaka gotowi do startu start!

Pozbierałam, starłam, powycierałam. Karton przeniosłam gdzieś indziej. Opróżniłam zmywarkę, pralkę i z pralki przerzuciłam do suszarki. W międzyczasie trzydzieści razy w butach przez mieszkanie przebiegły dzieci.

Siku, pić, daj kasę, idę się przebrać, jestem głodny, chcę coś słodkiego, a B mnie zepchnął z huśtawki, a ona mnie walnęła w głowę.

Ponownie starłam, powycierałam. Opróżniłam ponownie pralkę i znowu załadowałem suszarkę. A to z suszarki poskładałam i powkładałam do odpowiednich szafek. Przy okazji w koszu na śmieci syna odkryłam piżamę. Twórcze, nie powiem. Po co wkładać do prania.

Zaczęło lać. Mokre dzieci wbiegły do domu. Jesteśmy głodni, co na kolację.

Spłynęły z potem resztki make-upu. Spłynęłam ja na kanapę  z resztką zimnej kawy w ustach.

Przecież jutro nasze mieszkanie będzie wyglądało tak samo. Resztki jedzenia, stół dalej pogryziony, żaluzje podarte i w rozpaczy. Może karton po butach będzie stał w innym miejscu?…

I po co mi to wszystko? Ten porządek i zmarnowany MÓJ cholera czas. Tylko mój. I spartoliłam go. Odepchnęłam. Zlekceważyłam.

Powinnam to olać. Nie patrzeć na szyby, na podłogę, na stół. Osiągnąć stan ommm, wyczilowanej luzary i posiorbać kawę przy jakiejś miłej lekturze. Albo pogapić w sufit. Zamyśleć się. Zrelaksować i potem z godnością zrobić tylko to, co najpotrzebniejsze. W ramach mojego ukochanego, nad którym naprawdę pracuję, minimalizmu. I psychohigieny.

My kobiety (czy to tylko ja?) to tak musimy mieć wszystko połapane, ogarnięte i okruszki ze stołu zebrane.

Trzeba najpierw uprawić ogródek domowy, matczyny, żonowy, zawodowy, a na swój własny czasu nie zostaje wiele. Bo zawsze jest coś ważniejszego.

I ten wrodzony multitasking, hiperaktywność organizacyjna, a potem wieczorem foch ze zmęczenia. I demonstracyjna piżama z napisem drama mama.

Pamiętam, jak jeszcze dwa lata temu potrafiłam przysnąć między dziećmi na siedząco. Taka piętnastominutówka. Przed telewizorem. Żeby się nie rozleźli. Taki pseudo czas dla siebie.

Głupia jestem. Muszę iść na detoks. Dzieci coraz starsze. Bardziej samodzielne. Więc czasu będzie coraz więcej dla siebie. Co ja zrobię? Zajadę się?

Muszę iść na odwyk. Od nieustannego poczucia obowiązku i natręctwa robienia czegoś. Albo jakiś trening jak zostać luzakiem. Jak siedzieć i nic nie robić.

Bo to naprawdę nie jest takie proste. Mieć czas dla siebie. Być niczym nie przejętym. Ja nawet jak kładę się spać, to już z listą zadań na jutro. I potem śnię, co już jutro robię.

Nerwica natręctw?

Wieczorem, po tym popołudniu, w którym miałam czas dla siebie, ale go do siebie zniechęciłam, wpadam na wieczorny cmok i mocny przytulas do starszego B.

Synek jest na sprawy porządkowe absolutnie odporny. Totalnie matkoodporny. Nie do ruszenia. Nic nie jest w stanie zmusić go, po pierwszych dwudziestu przypomnieniach, do posprzątania pokoju. Reaguje dopiero na mój wściek.

I patrząc na ten chaos u niego w pokoju, zadałam filozoficzne pytanie. No, może lekko wykrzyczałam. Ale filozoficznie:

Czy tobie ten bałagan nie przeszkadza?

Nie, odpowiedział ze stoickim spokojem. Jest wieczór. Jestem zmęczony. Mogę to zrobić jutro?

Od dzieci można się tak dużo nauczyć.

Na przykład umiejętności bycia tu i teraz. Prostszego podejścia do życia.

I logiki. Jest zmęczony. I już.

Czy ważny jest stan jego pokoju? Koniecznie teraz?

Miałam chwilę dla siebie. Kawę. Kilka stron ciekawej książki. Potrzebne mi do tego było wysprzątane mieszkanie?

Soczystego, wyluzowanego weekendu. Szanujcie czas dla siebie. Jest bezcenny.

Pozdrawiam ciepło. Cmok.

 

 

TAGS
POWIĄZANE WPISY