Jak ona i on przygotowują się do lata?
Jak ona i on przygotowują się do lata?
Ja wiem, że to dopiero wiosna. Dopiero co coś kwitnie i dopada alergików. Gapimy w słońce i wąchamy kwiatki. Szalejemy z zachwytu, smarkamy bez umiaru.
Ale Wielkanoc za nami, żurki i serniki prawie strawione. (Waga gapi się z niemym wyrzutem na mnie w łazience…)
Dopiero wiosna. Jeszcze nie zdążyliśmy się zachłysnąć.
Ale nie dla:
producentów kosmetyków,
redakcji kobiecych magazynów,
twórców nowych diet,
projektantów mody,
kreatorów twego nowego ciała
i właścicieli klubów fitness.
Zaczyna się. Najlepszy, najcudowniejszy i najbardziej dojny czas dla nich wszystkich. Dla nich wiosna to okres przejściowy. Nie, nie ma jej, a kysz.
Zbliża się lato.
Czas na cielesną transformację.
Ona i on. Razem, ale jak osobno w tym rozumieniu lata…To jakby z rozróżnienia płci uprawiać triatlon i korzystać z masaży. A wszystko w jednym wspólnym celu:
przygotować się do sezonu bikini.
Gotowi do startu? Start!
1. Marzec.
Pierwsze wzmianki w magazynach kobiecych o trendach bikini. Reklamy najnowszych cudśrodków przeciwko skórce pomarańczowej. W telewizji co 15 minut reklama jakichś suplementów diety na odchudzanie.
Ona: krytyczne oko, pierwsze przymiarki przed lustrem. Wzdycha, szepcze. Studiuje najnowsze kolekcje i trendy. Waga, mierzenie objętości uda. Zamawia najnowszą płytę Chodakowskiej. W aptece zestaw pigułek na odchudzanie. Rozpiska jadłospisu aż do czerwca. Kupuje karnet do fitness klubu. Czas się wziąć do pracy.
On: jest marzec. Puuuu, jak pięknie.
2. Kwiecień.
Sezon bikini w gazetach właśnie się rozpoczął. Jeszcze nowsze i lepsze kremy przeciwko skórce pomarańczowej plus samoopalacze najnowszej generacji. Reklamy w telewizji suplementów diety co 10 minut.
Ona: krytyczne oko. Motywacja. Dieta. Trzy razy w tygodniu trening. Rano i wieczorem smarowanie cud środkiem stref cellutogennych. Zawzięcie. Lecą pierwsze kilogramy. Sukces. Grupy w sparcia na Facebooku, challenge i inne wyzwania. Razem łatwiej.
On: jest kwiecień. Puuuu, jeszcze piękniej. Jakie życie, ehhhh…
3. Maj.
Miesiąc długich weekendów. Majówki, pikniki. W gazetach sezon bikini w pełni. Reklamy tylko superproduktów na superfigurę.
Ona: krytyka w stanie krytycznym. Pierwsza zadyszka motywacyjna. Kilogramy stanęły. Udo też nie szczupleje. Ciągły głód. Wk^>*ienie. Trening trzy razy w tygodniu. W weekend dodatkowo bieganie. Rano i wieczorem smarowanie cudśrodkiem stref cellutogennych. Zmniejszamy dawki żywieniowe. Wzdycha i szepcze. Jeszcze depilacja woskiem.
On: czas na grilla. Wreszcie! Hurra!
4. Czerwiec.
Naprawdę lato.
Ona: nie kupuje gazet. Nie je z rodziną. Je w samotności swoje porcje głodowe. Szczęśliwa. Kilogramy znowu lecą. Treningi dalej trzy razy w tygodniu. W weekend bieganie. Rano i wieczorem smarowanie. Bikini czeka. Depilacja woskiem. Brazylijska depilacja. Płacze. Dlaczego nie zaczęła zimą laseru?!…
On: przypadkiem zobaczył się w lustrze. Ogląda się z przodu, z tyłu, z profilu. Poklepał się po brzuchu. Jest super. Lato jest!
5. Lipiec.
Urlop.
Ona: odchudzona, nabrązowiona samoopalaczem. Wyczerpana. Wieczne wk^>*nie. Głodna. Rodzina buszuje w bufecie. Ona wlecze się do baru sałatkowego. Na plaży tylko pozycja na wdechu. W cieniu, bo słońce ją drażni. O ósmej chodzi spać.
On: klepie się po brzuchu, opala. Pije drinka. Życie jest piękne. Świetnie tu gotują. Pije drinka. Wieczorem animacje w hotelu all inclusive. Życie jest piękne. Urlop. Pije drinka.
5. Sierpień.
Po urlopie. Po lecie. Po sezonie bikini. Po życiu. W gazetach trendy na jesień i najnowsze super kremy przeciwzmarszczkowe na skórę zniszczoną słońcem. W telewizji co pół godziny reklamy środków przeciw depresji i wiecznemu wk^>*niu.
Ona: biała jak albinos. Płacze. Taka zmęczona. Głodna. Opuściła wszystkie grupy wsparcia na Facebooku. Cellulit jak był, tak jest. Nie, no nawet większy. I skóra obwisła. Życie nie ma sensu. Tak szybko się denerwuje. Może wypróbuje te nowe tabletki na poirytowanie, które tak często reklamują. Jest taka głodna. Otwiera lodówkę. I tak już po sezonie. Jeeeeść!!! Je.
On: opalony, szczęśliwy. Pije drinka. Jeszcze trochę lata. Można dalej grillować. Pije drinka. Życie jest piękne.
I tak do następnego sezonu.
Oni mają łatwiej. Faceci. Chill out, luzik, prawdziwy plażing.
A my: kumulacja koncentracji, fitness w amoku, płacz z głodu i nic, tylko się zabić z rozpaczy…
Może ja w tym roku podejdę do sprawy po męsku?
Czyli bez komplikacji i po prostu pijąc drinka?
Trochę się opalę, wtedy cellulit widać mniej. Wejdę do wody i włosy będę miała jak z kalifornijskiej beach w nieładzie. A wieczorem z drinkiem w ręce będę smakować lato w pełni?…
Tak, w tym roku chcę być szczęśliwym facetem w kąpielówkach.
Pozdrawiam mocno.